Rozdział 8

1.4K 108 38
                                    

Rozdział dedykowany HQmyLove. Wygląda na to, że moja wena cię posłuchała <3.

W oczach Keriann zamigotały łzy.
Tak, tak, wikingowie nie płaczą.
Ale Keriann nie była wikingiem. Była wojowniczką.
Wojownicy także nie płaczą.
Keriann z reguły nie płakała. Ale przecież każda reguła musi mieć wyjątki.

Teraz pozwoliła sobie na chwilę słabości, oglądając beztroską zabawę człowieka i smoka. Więź, która ich łączyła była czymś więcej niż tylko przyjaźnią czy przywiązaniem. Oni byli jak jedna dusza w dwóch ciałach. Potrafili czytać nawzajem ze swoich oczu. Wychwytywać niewidoczne dla innych, migocące w nich iskierki.

Zupełnie jak ja i Lawenda.
Ja i Lawenda...
Opanuj się, wojownicy nie płaczą.

Ale tamtego dnia zabrakło jej siły na bycie wojownikiem.
Cieszyła się, że jej bratu nic nie jest, ale...
Bratu... zadziwiające jak szybko można zmienić kategorię postrzegania osoby z „przyjaciela" na „brata".

Nie mieliście nigdy tak, że od jakiegoś czasu walczyliście mieczem, który bardzo wam odpowiadał, ale nagle dostaliście topór? Na początku zdawało wam się, że będzie ciężko się przyzwyczaić, ale kiedy tylko chwyciliście go w dłonie, okazało się, że jest o wiele lepiej wyważony, ostrzejszy i w ogóle lepszy? I nagle stwierdziliście, że tak powinno być od zawsze?

Było w Czkawce coś, sprawiającego, że podobało jej się, że może być jego siostrą.
Pomścił jej smoka, bezpiecznie odstawił ją na wyspę, obiecał, że jak tylko pomoże Szczerbatkowi - odwiezie ją do domu.
Był wobec niej opiekuńczy, bezinteresowny. Taki, jaki powinien być brat.

Jakaś jej część pomyślała o nim w tej kategorii jeszcze podczas rozmowy w prowizorycznej chatce, kiedy to zaproponowała mu mieszkanie w Schronieniu.

Kiedy się okazało, że jest synem Valki przyjęła to z szokiem lecz w gruncie rzeczy i z zadowoleniem.
Ostatecznie umocniły go na pozycji brata wszystkie te chwile, w których zmieniała mu zimne okłady albo ocierała jego spocone czoło. Wszystkie momenty, w których czekała aż otworzy oczy i rzuci jakąś sarkastyczną uwagą.

Więc teraz, widząc go roześmianego cieszyła się, że nic mu nie jest. Jednak patrząc jak jej brat droczy się ze smokiem... zatęskniła za swoim własnym.

Lawendo, dlaczego mi to zrobiłaś?

Ona też uwielbiała czytać ze ślepii swojej smoczycy. Też uwielbiała się z nią drażnić i bawić. Denerwować z nią inne gady. Tresować ją. Uczyć się coraz trudniejszych powietrznych sztuczek.

Płakała. 

Po części za Lawendą, po części dziękując Odynowi, że Czkawka wreszcie wrócił do świata żywych i nie zanosiło się na to, by miał go szybko opuszczać, a jeszcze po części dlatego, że od czasu ponownego zawitania w skromnych progach Sanktuaria zyskała nową rodzinę.

No i może, podkreślam może, jeszcze dlatego, że Czkawka i Szczerbatek wyglądali razem naprawdę uroczo i rozczulająco.
Ten jeden raz pozwoliła sobie na łzy.

Zobaczyła jak brązowowłosy chłopak zamiera, dostrzegając je.
Powoli obrócił głowę i przymróżył oczy, wlepiając w nie wzrok.

Dziewczynie przez chwilę zdawało się, że zielonooki jej nie rozpoznaje. Nagle zachwiał się i zamrugał oczami.
-Keriann?- niemalże wyszeptał.

Pokręcił głową i powtórzył jej imię, tym razem już z większą pewnością.
-Ty też umarłaś? Zabił cię wybuch?
Na początku nie zrozumiała.
-Co?- zapytała jakże inteligentnie, zbita z tropu.
Powtórzył.
-Czkawka...? My nie umarliśmy. Żyjemy. I po za tym, że nie masz nogi, to wszystko z nami w porządku.
-Co?- tym razem to chłopak pozwolił sobie wypowiedzieć się w sposób godny Thorstonów.
-Siadaj- rzuciła i sama usadowiła się wygodnie na miękkiej, zielonej trawie. -Szykuje się długa opowieść.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz