Rozdział 11

1K 76 18
                                    

Keriann zawiesiła wzrok na jednym z łowców.
Czas dla niej zwolnił, dźwięki wyciszyły się...
~Niemożliwe...~ pomyślała.
Nigdy by nie przypuszczała, że Go spotka.
A jednak - przed nią stał ten sam mężczyzna, który zaledwie parę tygodni wcześniej zabił jej smoka.
W dziewczynę zupełnie nagle uderzyła cała gama uczuć: od smutku i żalu, przez mieszaninę strachu i obrzydzenia, aż do palącej wściekłości.
Wiedziała, że nie walczy by się mścić, tylko żeby ratować przyjaciela.
Powtarzała to sobie uparcie.
W kółko i w kółko.
Czujność. Skupienie. Czystość intencji.
Tylko walcząc w imię honoru można prawdziwie zwyciężyć.
Dobry wojownik to ten, który ma mocny kręgosłup moralny.
Jedyna broń godna użycia to ta, która wymierza sprawiedliwość.
Tak, jak uczyli ją rodzice, jeszcze wtedy, kiedy ich miała...
Sprawiedliwość... istniało coś takiego?
Zawahała się.
Nie! Nie istniało! Śmierć jej smoka nie była sprawiedliwa!
A może jednak...? Może mogłaby sama wymierzyć sprawiedliwość?
I co, bogowie?! Zabronicie mi?!

Zdecydowała.

Może nie doszłoby do tego, gdyby rana nie była tak świeża. Może gdyby Keriann dostała więcej czasu na oswojenie się ze wszystkim... może wtedy udałoby jej się poskromić negatywne uczucia.
Ale kiedy wszystko działo się tak nagle - presja jaką wywarło na nią otoczenie stała się zbyt duża. Za wiele czynników oddziaływało na nią na raz i najzwyczajniej na świecie nie wytrzymała.

Keriann wyciągnęła kuszę w jego stronę.
Strzała napięta na cięciwę nie była zakończona usypiającą igiełką...
...tylko ostrym niczym smocze zęby, metalowym grotem.
Jej przeznaczeniem nie było chwilowe wyeliminowanie napastnika...

Momencik zawahania.
Napewno dobrze czynię?

Ich spojrzenia się zetknęły. Miała wrażenie, że została rozpoznana, a wiking wiedział, co zaraz się stanie.
Jednak ostateczna decyzja pozostała niezmieniona.
Dziewczyna nacisnęła spust.

Strzała ze świtem przecięła powietrze.
Nie było już odwrotu.
Keriann zdawało się, że krótki lot trwa godziny.

Karmelowowłosa nie chybiała nigdy.
Dar czy przekleństwo?

Mężczyzna padł na ziemię. Nerwowo wciągnął powietrze, przyciskając ręce do serca - tam, gdzie został ugodzony.
Wyglądał, jakby nie wierzył w to, co się stało, gdy zobaczył tam krew.

Zakrztusił się.
Spojrzał Keriann w oczy, próbując złapać oddech.

Zacharczał.
Opluł się własną krwią...

A potem upadł na kolana.
Chwilę później na twarz.
I tyle.
Po wszystkim.
Był morderca - nie ma mordercy.

Jest teraz inny morderca.
Morderczyni.

Spojrzała na swoje dłonie.
Zrobiło jej się gorąco. Kusza wysunęła jej się z rąk i spadła gdzieś w dół, ale dziewczyny to nie obeszło.

O Thorze, zabiłam!
Zabiłam człowieka. Mordercę-człowieka. Ale jednak człowieka!
Teraz jestem tak samo zła jak on...

Keriann poderwała się do góry, omal nie spadając ze Śmiertnika Zębacza, na którym właśnie leciała.
Przejechała po twarzy drżącymi rękoma, cicho wzdychając.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz