Prolog

538 21 1
                                    


  Czerwiec tego roku był rekordowo ciepły. Upały sprawiały, że mieszkańcy małej wioski stali się wyjątkowo leniwi i ospali, a przecież wioska była miejscem zdemilitaryzowanym. Nie należała do żadnej z nacji, przez co pozbawiona była ochrony shinobi oraz zainteresowania Panów Feudalnych, choć leżała na pograniczu kraju ognia. Mieszkańcy jednak byli z tego zadowoleni. Brak shinobi oznaczał dla nich również spokój i rutynę, którą kochali i cenili.
Ostatniej czerwcowej nocy było jednak wyjątkowo chłodno. Tuż po północy, gdy wszyscy bezpiecznie spali w swoich domach przez główną ulicę dość szybko szła postać ubrana w długą pelerynę i kaptur skrywający jego obliczę. Postać rozglądała się nerwowo na boki sprawdzając, czy nikt jej nie śledzi, nie zwalniając przy tym tępa. Musiał dojść aż za bramę wioski na skraj lasu tak jak się umówił, a zostało mu niewiele czasu.
- Spóźniłeś się – Gdy tylko stanął na pograniczu drzew, usłyszał oskarżycielski głos między pniami. Jednak ton mężczyzny nie zrobił na nim ważenia. Powoli zsunął kaptur i dla ostrożności rozejrzał się dookoła. Panowała cisza przerywana jedynie pohukiwaniem sowy i szumem drzew, którymi targał dość silny wiatr.
- Nikt Cię nie śledzi? – Z gęstwiny dobiegł znów męski głos, ale wciąż nie widać było jego właściciela. Mężczyzna zmrużył gniewnie swoje zielone oczy i odgarnął z twarzy przydługie włosy, którymi bawił się wiatr.
- Bez obaw, tu nie ma shinobi. Przyprowadziłeś ją? – Odezwał się, ignorując ton swojego rozmówcy. Chwile panowała cisza, ale po chwili z lasu wyłonił się mężczyzna w stroju shinobi. Za pasek służył ochraniacz z emblematem wioski Ukrytej w Liściach. W ręku trzymał sporych rozmiarów wiklinowy koszyk, który podał brunetowi.
Marszcząc brwi, uniósł koszyk i odkrył lekko materiał, aby ujrzeć drobną postać leżącą w środku. Małe dziecko spało nieświadome tego, co działo się wokoło. Było drobne i delikatne, był pewien, że zmieściłoby się na jego przedramieniu. Nie mógł ukryć cienia uśmiechu, jaki wkradł się na jego twarz, gdy dziecko poruszyło swoim małym noskiem. Był to rozczulający widok.
- Proszę, znajdź jej dobre schronienie jest z trzeciego pokolenia głowy klanu, ma moc, która może zagrozić jej życiu. Ufam Ci, wiem, że mnie nie zawiedziesz przyjacielu.. – Ton głos mężczyzny złagodniał, a on z czułością patrzył na śpiące dziecko. Wiedział, że musi się z nią rozstać, ale nie przypuszczał, że tak ciężko mu to przyjdzie. Jego pierworodne dziecko dziś miało zginąć dla niego, dla rodziny, dla wioski i wszystkich potencjalnych wrogów. Tylko on i przyjaciel mieli wiedzieć o jej istnieniu.
- Jej? – Zapytał zdziwiony. Zazwyczaj w trzecim pokoleniu klanu Himitsu jako pierworodne dzieci rodzili się synowie, a on trzymał właśnie drugą w historii dziewczynkę. Przełknął głośno ślinę, nie brał pod uwagę narodzin dziewczynki.
- Ma na imię Mirai. Zadbaj o jej życie, a ja załatwię wszystko w wiosce – Mężczyzna podszedł do niego i delikatnie w czułym geście pogłaskał główkę dziewczynki i złożył na jej czole pierwszy i ostatni ojcowski pocałunek, po czym zniknął w ciemnościach lasu. Nieświadoma dziewczynka nawet nie drgnęła, a mężczyzna, który kurczowo trzymał koszyk, wpatrywał się w nią tak intensywnie jakby wszystkie odpowiedzi miała wypisane na czole.
- Muszę Cię porządnie ukryć kruszyno – Szepnął, po czym zniknął nagle we mgle szarego dymu.  

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz