Rozdział 2

304 17 1
                                    

  Obudziła się w środku nocy z krzykiem. Jej przyspieszony oddech przerywał cisze, po czole spływały krople potu, a włosy były w totalnym nieładzie. Serce biło tak szybko jakby przebiegła maraton. Z trudem łapała oddech, który ranił jej płuca. Zerknęła na okno, księżyc świecił złowieszczo, oświetlając jej twarz. Jednak to nie on przykuł uwagę dziewczyny, a czarny kruk, który wpatrywał się w nią badawczo, siedząc na parapecie, by po chwili odlecieć w popłochu. Odpadła na materac wciąż trzymając dłoń na bijącym sercu. Bała się, bała się tego, co mogło nadejść.
- Mirai, czy ty się możesz wreszcie skupić? – Jęk niezadowolenia Kawaramy wyrwał ją z otępienia. Znów odleciała na tyle, że zapomniała o realnym świecie, a przecież miała mu pomóc w treningu.
- Od tygodnia nie ma z tobą kontaktu albo ciągle medytujesz, albo odlatujesz Bóg wie gdzie myślami, stało się coś?- Jego początkowy ton zamieniła troska, patrzyła na nią badawczym wzrokiem, chcąc odgadnąć coś z kamiennej twarzy dziewczyny.
- Przepraszam.. Powiedz mi czy wierzysz w to, że ktoś może mieć wgląd w przyszłość?- Zapytała, zerkając ukradkiem na przyjaciela, który usiadł obok niej pod drzewem, opierając plecy o konar. Od tygodnia śniła jeden i ten sam krwawy sen, który mógł się spełnić czego wcale, nie chciała.
- Dziwne pytanie, ludzie nie mogą wiedzieć takich rzeczy – Odparł od razu brunet, na co ona przytaknęła ze swoistą ulgą, a więc po prostu zwariowała – Chociaż..
- Chociaż co? – Przerwała nieelegancko, by chłopak nie gubił wątku. Może była nadzieja..
- Słyszałem kiedyś o klanie, który żył w Konoha-gakure, nazywał się bodajże Himitsu. Ponoć co trzecie pokolenie w rodzinie głowy klanu rodziło się pierworodne dziecko, oczywiście chłopiec z darem widzenia przyszłości, ale nie były to wizje sprawdzone i niezmienne, ale to przecież tylko bajki, bo ten klan wybito ładnych parę lat temu.. A co ktoś przepowiedział Ci przyszłość? Nie przejmuj się to jakiś oszust – zastanawiała się nad słowami, chłonąc każde z nich i o ile przez chwile myślała, że Kawarama umie być poważny znów utwierdził ją, że to nie jest jego mocna cecha charakteru.
- Nie, tak tylko pytam z ciekawości – Uśmiechnęła się do niego delikatnie, bo niby jak miała mu powiedzieć to, że wydaje jej się, że jej sny są prawdziwe, zapowiedzią. Jak ma wytłumaczyć, że budzi się z krzykiem, bo od tygodni widzi ten sam obraz. Krwawy księżyc, krakanie odlatującego kruka i wypadające czarne pióro, a następnie zmasakrowane ciała mnichów na głównym dziedzińcu, siebie umazaną we krwi ze strachem w oczach, klęczącą przed mężczyzną w płaszczu wskazującym na nią palcem. No jak?
- Nie przejmuj się, cokolwiek usłyszałaś, a teraz chodź, zrobimy sobie porządny trening -Uśmiechnął się szeroko i wstając, podał jej rękę, przyjrzała się jej uważnie, a potem rozpromienionej twarzy, którą o zmroku widywała martwą we krwi z pustką w oczach patrzącą tuż na nią. Przełknęła głośno ślinę i odgoniła obraz z głowy, po czym pewnie ujęła dłoń, która pomogła jej stanąć w pionie.
- Zgoda, ale nie wiem, po co i tak znów przegrasz – Mirai odzyskała pewność siebie i spojrzała na niego z wyższością, nigdy nie przegrała pojedynku z Kawaramą oraz z nikim innym w Świątyni. Od razu odskoczyła parę metrów w tył, po czym zaczęła składać pieczęci w tempie błyskawicy.
- Katon: Gōkakyū no Jutsu – Krzyknęła, a z jej ust wydobyła się ogromna kula ognia, która pędziła wprost na bruneta, który po zetknięciu z ogniem zamienił się w kłęby szarego dymu. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Ty mnie już nie zaskoczysz – Chłopak pojawił się w powietrzu za nią i rzucił w jej stronę trzy kunaie. Ostatnim co zobaczył był błysk w jej kolorowych oczach, po czym zniknęła z placu, a on jak zawsze stanął zdezorientowany bez pomysłu jak pokonać kogoś tak silnego i sprytnego jak Mirai.
- Tym nie, ale mam jeszcze inne sztuczki – Szepnęła wprost do jego ucha, gdy stanęła tuż za nim, przykładając do jego szyi stalowe ostrze, które chwile wcześniej to ją miało zranić. Przełknął głośno ślinę, ale nie miał zamiaru tak szybko się poddać. Sprawnym ruchem złapał jej nadgarstek i przerzucił przez plecy jej drobne ciało tak, że wylądowała przed nim.
- Całkiem, całkiem – Mruknęła z uznaniem, poprawiając swoje dwa kucyki po bokach głowy, w których zazwyczaj chodziła. Teraz w końcu walka zaczęła się rozkręcać.

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz