Rozdział 5

240 14 3
                                    

  Mirai stała w totalnym szoku. Czuła się jakby cała krew, zniknęła z jej organizmu, który przy okazji został całkowicie sparaliżowany. Dreszcze przeszły jej po plecach. Jej wizja pokazała jej przybycie tego człowieka i rzeź, jakiej mógł dokonać, ale nie powód, w jakim się pojawił. Cała sytuacja była dla niej szokiem.
- Mnie? – Wydukała, będąc w dalszym szoku. Mężczyzna w płaszczu pozostawał jednak niewzruszony, zupełnie tak jakby ta sytuacja nie robiła na nim wrażenia.
- Wyraziłem się dość jasno, chodźmy, nie mamy za dużo czasu – Odwrócił się, chcąc odejść w stronę, z której przyszedł i to jeszcze z nią u boku. Mirai patrzyła na niego jak na szaleńca, nie wiedząc co zrobić w tej sytuacji.
- Nigdzie jej nie zabierzesz! – Znikąd przed dziewczyną pojawiła się postać Kawaramy. Cała sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej skomplikowana, a zarazem przerażająca. Dziewczyna dobrze wiedziała, na co stać nieznajomego.
- Nikt nigdy Ci nie mówił, żeby nie stawać między myśliwym, a jego ofiarą. Myślałem, że w Świątyniach uczą pokory i myślenia, ale dla Ciebie to chyba za dużo – Jego głos był oschły zupełnie, tak jakby cała sytuacja go znużyła. Miał dość stania tu, a wiedział, że Lider nie lubił czekać. Nie chciał zabijać postronnych, ale skoro sytuacja tego wymagała, to nie miał zamiaru dbać o życie chłopaka, który chciał uratować dziewczynę.
- Powiedziałem, że ona z tobą nigdzie nie pójdzie – Głos bruneta był nieustępliwy, a jego oczy twardo mierzyły postać przybysza. Nie interesowało go, kim był i czego chciał od Mirai, nie miał prawa żądać, by z nim poszła. Jej miejsce było tu w Świątyni Księżyca i to przy nim.
- Skoro tak – Mężczyzna uniósł swoją dłoń, wskazując na chłopaka. Wszystko potoczyło się szybko, Kawarama upadł na ziemie wrzeszcząc w niebogłosy trzymał się za głowę rwąc swoje włosy, krzyczał tak głośno i przerażająco, że Mirai łzy zaczęły płynąć po policzkach. Cierpienie przyjaciela rozrywało jej serce, zwłaszczaże cierpiał przez nią.
Zareagowała instynktownie, szybko znalazła się przed Kawaramą i chowając swoją własną dumę w kieszeń, padła na kolana przed mężczyzną.
- Błagam, błagam, zostaw go! Zrobię... Zrobię wszystko tylko, zostaw go!- Załkała, a łzy płynęły strumieniami po jej bladych policzkach. Przez chwile myślała, że nic się nie stanie, a jej przyjaciel zginie w męczarniach z ręki tego człowieka. Potem wszystko ustało, brunet stracił przytomność i głucho opadł na ziemie. Mirai łkała jak małe dziecko, bojąc się odwrócić, by zobaczyć czy jej przyjaciel wciąż żyje. Podniosła lekko głowę, gdy zobaczyła wyciągniętą w jej stronę dłoń mężczyzny.
Widział, jak drżała, jak jej ciałem targała fala szlochu, jak łzy torowały sobie drogę przez jej blade policzki i skapywały po brodzie na ziemie. Widział przerażenie w jej oczach, które były swoją drogą niezwykle intrygujące ze względu na ich odmienność. Widział wahanie, a później drżącą, drobną dłoń, która delikatnie spoczęła w jego dłoni. Pomógł jej stanąć na chwiejnych nogach. Dziewczyna pociągnęła nosem, bojąc się odwrócić, by spojrzeć za siebie.
- Czy.. Czy on.. – Zająkała się, patrząc się na mężczyznę, który wciąż skrywał soje oblicze pod słomianym sakkatem.
- Żyje. Obudzi się za parę godzin, gdy my będziemy daleko stąd – Odparł, a ton jego głosu minimalnie złagodniał. Widząc zapłakaną dziewczynę, która chwile temu błagała go o życie przyjaciela na kolanach w jakiś sposób, wpłynął na niego. Nie miał jednak czasu na to, musieli już iść.
- Chodźmy – Nakazał, ciągnąc dziewczynę, która wciąż trzymała go za rękę. Mirai ledwo widziała drogę przed sobą przez łzy, nogi miała tak lekkie, że potykała się o nie, ale on wciąż trzymał ją pewnie, prowadząc w nieznany świat, który jeszcze wczoraj chciała tak poznać, a który dziś paraliżował ją strachem tak jak mężczyzna u jej boku.  

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz