Mijały sekundy, minuty, godziny, ale dla niej minęła cała wieczność. Z jej oczu nie przestawały lecieć łzy mieszające się z krwią i brudem na jej bladych policzkach. Zaciskała swoje dłonie na bezwładnym ciele blondyna, tak że jej knykcie były białe. Z jej gardła wciąż wydobywały się jęki bólu i rozpaczy. Jej serce krwawiło bardziej niż rana na ramieniu i udzie.
- Obudź się, proszę.. – Szeptała w amoku, kołysząc się w przód i w tył. Wiedziała, że nie może tu zostać, że lada chwila zjawią się następni przeciwnicy, a ona nie miała ani siły, ani chakry, żeby z nimi walczyć. Zginęłaby tu, a wtedy poświęcenie blondyna poszłoby na marne. Jej ciałem zawładnęła kolejna fala szlochu, a pobojowisko przeszył krzyk jej bólu.Niczym w amoku przekręciła na swoim palcu pierścień blondyna, przypominając sobie swoją rozmowę z liderem w lesie niedaleko Ame. Desperacko próbowała przypomnieć sobie to, co mówił o pierścieniach. W tej chwili była to jej jedyna nadzieja na wydostanie się z tego piekła.
- Rei – Szeptała desperacko starając się sobie wyobrazić Peina, ale jedyne co widziała to zmasakrowane ciało Deidary w swoich objęciach. Jej umysł nie był w stanie myśleć o czymkolwiek innym.
- Rei – Powtórzyła zrozpaczona, a jej ciało przeszła kolejna fala bólu. Potylica zakuła ją tępym bólem tak mocnym, że krzyknęła.
- Mirai? Co się stało? Gdzie jesteś? – Usłyszała w głowie głos Lidera i przez chwile pomyślała, że był zmartwiony.
- Ja nie mogę go zostawić! Nie tu! Nie mogę..!– Załkała, a kolejna fala łez wydobyła się z jej oczu.
- Spokojnie gdzie jesteś? Mirai!
- W Kraju Lasów! On nie żyje! Nie żyje! – Krzyknęła ponownie, mocniej przyciskając do siebie ciało.
Nie minęło długo, gdy usłyszała jak ktoś, teleportuje się koło niej. Nie chciała patrzeć, kto to jest, nie chciałaby ta osoba, widziała jej rozpacz, ale nic nie mogła poradzić. Nie umiała pogodzić się z tym, że z każdą chwilą ciało jej przyjaciela stawało się coraz zimniejsze i sztywne. Nie umiała zaakceptować tego, że jego już nie ma..
Tobi zobaczył przerażający widok, gdy pojawił się w miejscu wskazanym przez Peina. Nie wiedział jednak, czy większe wrażenie wywarło na nim pobojowisko, jakie zobaczył, czy skulona postać dziewczyny pośrodku tego chaosu. Z ciałem jego danego kolegi, które tak kurczowo przyciskała do piersi, jakby było jej największym skarbem. Chciał coś powiedzieć, ukoić jej ból, ale żadne słowa nie były w stanie sprawić, żeby poczuła się lepiej. Doskonale widział, co mogła czuć. Wiedział jaki ból towarzyszy widokowi śmierci najbliższej osoby. Wiedział jak bardzo ciąży w ramionach jej ciało. Wiedział, dlatego nic nie powiedział. Bez słowa podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu, ale ona nie zareagowała zupełnie jakby realny świat, przestał ją otaczać. Użył swojej techniki, przenosząc ją do swojego świata, a następnie razem z nią przeniósł się do Ame, siedziby organizacji.
Lider kazał nam się zebrać w salonie, mówiąc o pilnym spotkaniu. Miałem złe przeczucie, że chodziło o Mirai i Deidare. Jako pierwszy pojawiłem się w wyznaczonym miejscu, a zaraz za mną przestraszona Karin. Powoli wszyscy członkowie Akatsuki znaleźli się w tym samym miejscu. Nerwowo zaciskałem szczękę, obawiając się tego, co mogłem usłyszeć, ale starałem się zachować maskę obojętności. Mimo wszystko gdzieś we mnie był niepokój o to, co ten blond idiota mógł zrobić albo na co mógł narazić Mirai.
- Chciałem.. – Lider zaczął mówić, ale przerwał mu trzask aportacji. Na środku salonu pojawił się Tobi, ale to nie on przykuł uwagę wszystkich. Na ziemi siedziała Mirai, była brudna, a jej ubrania były podarte. Wstrzymałem oddech, widząc jej opłakane oblicze, a potem dostrzegłem coś jeszcze. W swoich ramionach trzymała sztywno Deidare. Cofnąłem się o krok, sparaliżowany tym widokiem jak wszyscy pozostali. Karin szepnęła coś, po czym zakryła usta dłoniom i odwróciła się, nie chcąc na to patrzeć. Nie dziwiłem jej się. Wiedziałem, że mimo tego, że widziałem w życiu wiele, ten obraz pozostanie ze mną już na zawsze.
- Ja.. ja nie mogłam.. nie chciałam.. – Mirai szeptała niczym obłąkana, kołysząc się do przodu i do tyłu. Dotąd jej głos był delikatny i przyjemny dla ucha. Teraz dźwięk wydobywający się z jej krtani przyprawiał o dreszcze.
- Nie mogłam go zostawić! Nie tam! – Krzyknęła przyciskając Deidare do siebie.
- Itachi zabierz ją stąd – Rudowłosy warknął gniewnie w moją stronę, a ja ruszyłem w kierunku blondynki.
- Mirai – Szepnąłem z czułością, o jaką nigdy bym siebie nie posądzał. Ona w odpowiedzi pokiwała przecząco głową, a z jej gardła wydobył się szloch tak przeokrutny, że ścisnął moje lodowate serce. Pociągnąłem ją bardziej stanowczo, chcąc oderwać od ciała, które tak kurczowo trzymała.
- Zostaw mnie! – Warknęła, a ja spojrzałem na Peina, który skinął mi głową. Nie miałem wyjścia. Siłą poderwałem ją w górę tak gwałtownie, że wypuściła Deidare z rąk, a on z głuchym hukiem runął na ziemie. Blondwłosa zaczęła wić się, krzyczeć i wyrywać. Nie mogłem jej puścić, musiałem zabrać ją stąd jak najdalej. Widok jej rozpaczy sprawiał, że czułem się jakby to moje ciało, leżało bez życia na środku salonu.
- Deidara! Puść mnie! Muszę z nim zostać! – Krzyczała bez opamiętania całą drogę do pokoju. Nie spodziewałem się, że tak delikatna i krucha osóbka miała w sobie tyle siły. Najwidoczniej adrenalina jeszcze nie opuściła jej ciała albo sytuacja wywarła na niej taki szok.
- Ciii już dobrze, jesteś już bezpieczna – Szepnąłem, gdy drzwi mojego pokoju zamknęły się za nami. Postawiłem ją, a później zamknąłem w szczelnym uścisku tak mocno, by nie mogła się wyrwać. Chwile stała sparaliżowana, a następnie dała upust swoim emocją. Zalała się falą łez, trzęsąc się przy tym i krzycząc z rozpaczy. Zadziwiające jak tak drobne ciało mogło utrzymać w sobie taką rozpacz i ból. Nie wiedziałem co miałem zrobić. Pozwoliłem jej na to, powoli głaszcząc jej potargane, brudne włosy. Chciałem być lekiem na ból, jaki wtedy czuła, ból, który nigdy miał jej już nie opuścić.
CZYTASZ
Krwawa Pełnia
Fanfiction"To przypadek tworzy najpiękniejsze historie o miłości. Uczucie rodzi się w miejscach, po których się tego nie spodziewamy, w czasie, w którym o tym nie marzymy, w ludziach, którzy jeszcze do niedawna się nawet nie znali. Wciąż zachwycam się tą che...