Rozdział 1

370 15 2
                                    

 Słońce dopiero wstało nad krajem Księżyca. Życie tu było powolne i leniwe, mieszkańcy spokojnie zaczynali i kończyli każdy dzień. Jednak nawet o tak wczesnej porze jedna z mieszkanek była już na nogach, a może jeszcze nie położyła się spać. Mirai od zawsze mało spała i dużo trenowała czym wzbudzała podziw wśród swoich kolegów ze Świątyni Księżyca już w wieku trzynastu lat dostała tytułrōsōry, starszego mnicha.

- Mirai! Śniadanie ! – Głośny krzyk wyrwał dziewczynę z zawieszenia, w jakie wpadała zawsze podczas medytacji, przestraszyła się na tyle, że straciła równowagę i spadła z czubka sosny, na której siedziała. Jej krótki krzyk ugrzęzł w gardle, gdy pierwsze gałęzie zaczęły ranić jej ciało. Szybko odzyskała rezon i już po chwili złapała się jednej z grubszej gałęzi, by wyhamować niekontrolowany lot, po czym z gracją zeskoczyła na stabilną ziemię, lądując na nogi.
- Dzięki, prawie zleciałam z tego drzewa. Nie jestem głucha, nie musisz tak krzyczeć ! – Warknęła, zakładając obrażona splecione ręce na klatkę piersiową. Jak zawsze jej spokój zakłócił jej jedyny przyjaciel ze Świątyni.
- Ale jak zawsze nie spadłaś, choć rozcięłaś sobie policzek- Głupkowaty uśmieszek pojawił się na twarzy szesnastoletniego chłopaka o brązowych, krótkich i potarganych włosach oraz oczach w kolorze bursztynu, od których wręcz emanowało ciepło i sympatia. Kawarama był zdecydowanie najbardziej pogodną osobą w całym tym dziwacznym i sztywnym miejscu i jako jedyny był jej rówieśnikiem. Sama Mirami zawsze się dziwiła co tak młody chłopak, robi w Świątyni, bo przecież ona była sierotą, którą ktoś zostawił tu siedemnaście lat temu.
- To wszystko twoja wina – Burknęła, zmywając krew wierzchem dłoni i poprawiając swoją standardową szatę mnicha, czyli białe kimono z czarną przepaską na ramieniu wiązaną na boku. Nie czekając na swojego towarzysza, który śmiał się z niej w najlepsze, udała się w górę schodów, które prowadziły na szczyt góry, gdzie znajdowała się świątynia. Zadanie nie było prostę, było ich przecież ponad tysiąc, jakby nie mogli wybudować tego przeklętego budynku gdzieś niżej..

Dzień w klasztorze dobiegł końca i był tak samo nudny i monotonny jak każdy inny. Z radością wróciła do swojego pokoju, który był jej ostoją i azylem. Tylko tu nie musiała słuchać nakazów i rozkazów ani głupiej paplaniny i narzekania Kawaramy, które czasami stawało się nawet zbyt upierdliwe nawet dla niej, nie mówiąc już o innych. Ostatnimi czasy pragnęła się bardziej niż kiedykolwiek wyrwać się stąd, by móc przeżyć coś bardziej ekscytującego niż upadek z czubka świerku.

- Jakie to wszystko upierdliwe – Westchnęła, stojąc przed lustrem i rozczesując swoje długie, jasne blond włosy. Jej cera była w kolorze mleka, mały drobniutki nosek. Jednak to jej oczy były jej cechą rozpoznawczą, dość niespotykaną. Prawe oko było w kolorze rubinu – czerwone o intensywnej barwie. Lewe za to było w kolorze chabrów – ciemne, lśniące. Sama nie wiedziała, czy lubiła ich kolory, czy też nie, na pewno wyróżniały ją z tłumu, ale ludzie nie lubią, jak ktoś się wyróżnia, jest inny od nich. Wtedy się go boją i skazują na wygnanie...
- To był ciężki dzień, pora iść spać – Powiedziała sama do siebie, podchodząc do okna i głaszcząc delikatnie ptaka, który od jakiegoś czasu zawsze wieczorem siadał na jej parapecie. Czarny kruk, zwiastun nieszczęść. Zwierzę o lśniących, czystych piórach spojrzało na nią, po czym delikatnie dzióbnęło w rękę i odleciało. Mirai na początku próbowała przegonić ptaszysko, ale gdy to nie przyniosło efektów, postanowiła go oswoić i zaprzyjaźnić się co dość szybko jej poszło.
Zmęczona położyła się na swój futon, który stał na samym środku, skromnie urządzonego jak na mnicha przystało pokoju. Nie lubiła spać, miewała koszmary, których nie umiała wytłumaczyć, a które często miały miejsce. Tak jakby śniła jej się przyszłość, wizje, które zaskakująco często się sprawdzały. Dlatego starała się ograniczać sen, jak tylko mogła, do minimum co powodowało często sińce pod oczami. Wychodziła z założenia, że wiedza o przyszłości bywa często niebezpieczna.

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz