Rozdział 17

193 13 3
                                    

  - Zbliżamy się do Konoha-gakure, zapewne AMBU kręci się gdzieś w lesie. Bądźcie ostrożni – Spokojny głos Itachiego przerwał cisze jaka panowała między nimi. Znów przemierzali leśne gęstwiny w drodze do krainy Fal. Mirai spojrzała na chłopaka, który szedł po jej lewej stronie, a potem na Kisame, który szedł po prawej. Twarz Itachiego pozostawała nieodgadniona, a na twarzy Kisme jak zawsze gościł szeroki uśmiech. Sama uśmiechnęła się myśląc o tym, jak bardzo różni byli, a jak dobrze współpracowali na misjach.
- Super! W końcu będzie można się rozerwać prawda mała? – Kisame uśmiechnął się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Otwierała już usta, by mu odpowiedzieć, ale ktoś ją ubiegł.
- Zapomnij. Ona nie ma prawa walczyć. Jeśli nas zaatakują, masz stać za mną albo za Kisame – Uchiha posłał jej ostre spojrzenie, a ona od razu zamknęła usta. Nie chciała znów się o to z nim kłócić, bo wiedziała, że nie wygra. Jednak świadomość, że Itachi nie wierzy w jej umiejętności bitewne była dość przykra, zwłaszcza że całe życie przykładała się do treningów najlepiej jak umiała. Jedynym co mogła zobić, by jakkolwiek wyrazić swoje niezadowolenie było posłanie morderczego spojrzenia w stronę karowłosego. Itachi zdawał się jednak tego nie zauważać dalej w skupieniu przemierzając leśne gęstwiny.
Po niedługim postoju znów ruszyli w drogę. Mirai czuła każdy mięsień w swoich nogach od tak długiej podróży. Do tej pory narzekała na krótkie i nudne misje w okolicach Ame, a teraz marzyła tylko o tym, by wrócić już do siedziby i móc odpocząć, ewentualnie siedzieć na dachu siedziby i oglądać sztukę, jaką prezentował jej Deidara. Myśl o ponownym spotkaniu z długowłosym blondynem poprawiała jej samopoczucie. Sposób, w jaki się uśmiechał jak jego błękitne oczy, świeciły unikatowym blaskiem sprawiały, że lubiła z nim przebywać.
Niespodziewanie jej towarzysze nagle stanęli, a ona razem z nimi. Skupiła się i rozejrzała dookoła. Stanęli na skraju lasu, a przed nimi rozciągała się niewielka polana. Wyczuła z naprzeciwka cztery chakry. Trzy silne i jedną średnią. Odruchowo poprawiła kaptur na głowie, by ukryć swoją tożsamość. Wyruszając na misje Akatsuki zawsze kazało jej przestrzegać środków bezpieczeństwa, a jednym z nich było działanie jak najdłużej incognito. Zerknęła na towarzyszy i przełknęła ślinę. Itachi stał, wpatrując się w las, jego płaszcz szeleścił od wiatru, a dzwoneczki na sakkacie dzwoniły cicho. Kisame stał luźno, opierając się o swój wielki miecz nawet nie fatygując się z założeniem kapelusza. Jak widać, nie każdy przestrzegał zasad.
- ANBU? – Szepnęła czekając na przeciwnika w skupieniu tak jak Itachi.
- Gorzej – Kisame zaśmiał się cicho, a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Starzy znajomi – Szepnął Uchiha czym zaskoczył ją totalnie, a potem olśniło ją, że przecież on również kiedyś był shinobi Wioski Ukrytej w Liściach. Wzięła głęboki oddech. To nie dobra chwila na zaprzątanie sobie głowy byłym życiem jej kolegi z drużyny.
Nie czekali długo, po chwili z lasu wybiegły cztery postaci. Johin ubrany w standardowy mundur z granatowym materiałem na twarzy i siwymi sterczącymi włosami, blondyn w jakimś pomarańczowym kombinezonie, chorobliwie blady chłopak o czarnych włosach w za krótkiej bluzie oraz kunoichi o różowych włosach i zielonych oczach. Mirai pomyślała, że nie prezentują się jak wojownicy, a obwoźna grupa obłąkanych. Jednak przecież nie należy ufać pozorom, można to przypłacić życiem.
- Proszę, proszę kogo ja widzę. Słyszałem pogłoski o dziewczynie w czerwonej pelerynie towarzyszącej dwójce członów Akatsuki, ale nie sądziłem, że to tobie przypadł ten zaszczyt Itachi – Siwowłosy mężczyzna spojrzał na nią badawczo, a następnie na Uchihę. Kątem oka i ona zerknęła i ze zdziwieniem odkryła, że uśmiechał się półgębkiem czego nikt nie mógł zauważyć przez wysoki kołnierz płaszcza i sakkat, ale ona doskonale to widziała. Uśmiechy Itachiego były rzadkie, a jak już się pojawiały to krótko i nikt nie wiedział co one oznaczają. Przez głowę Mirai przemknęła myśl, że ten uśmiech trwał zdecydowanie zbyt krótko i zapragnęła wiedzieć co kłębiło się w głowie shinobi rangi S.
- Itachi? Uchiha Itachi? – Z niedowierzaniem wydarł się błodnyn, po czym chciał ruszyć w naszą stronę, ale zatrzymał go siwowłosy. Jego krzyki zwróciły uwagę dziewczyny, która wciąż obserwowała towarzysza.
- Zabije Cię! Słyszysz?! Zabije, a potem Sasuke wróci do domu! Do Konoha-gakure! Do rodziny! – Uścisk senseia nie przeszkadzał mu w wydzieraniu się i rzucaniu gróźb bez pokrycia. Mirai patrzyła na niego zdegustowana. Ona sama nawet nie śmiałaby walczyć z kimś takim jak Itachi, a co dopiero grozić mu. Współczuła głupoty temu chłopakowi.
- Kisame bierz dziewczynę i tego czarnego, ja wezmę Naruto i Kakashiego. Mirai stój w miejscu i się nie ruszaj, oboje będziemy cię chronić – Itachi szepną do nas, po czym wyciągnął rękę w stronę przeciwników i palcem wskazującym pokazał prosto na blondyna, który patrzył na niego z nienawiścią dysząc przy tym niczym byk.
- W takim razie, na co czekasz Naruto Uzumaki? – Te słowa wypowiedział już na głos rozpoczynając potyczkę. Wszystko stało się tak nagle, że nie zarejestrowała tego. Jej czerwona peleryna powiała na wietrze, gdy Kisame z zawrotną prędkością ruszył w stronę wrogów, by ich Rozdzielić, a Itachi rozpoczął walkę z siwowłosym i blondynem. Ona stała tak jak miała starając się skupić na obserwacji walk, a jednocześnie zachować ostrożność.  

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz