Rozdział 6

248 16 2
                                    



Świt nadszedł szybciej, niż ktokolwiek się go spodziewał. Krwawa pełnia pozostanie w pamięci mieszkańców kraju Księżyca na długo, a w szczególności pewnej młodej dziewczyny, której życie miało się nieodwracalnie zmienić na zawsze.
- Port? – Zapytała cicho, gdy na horyzoncie zobaczyła ocean otaczający wyspę. Od momentu zostawienia Kawaramy żadne z nich nie odezwało się słowem, panowała cisza.
- Musimy dostać się na stały ląd – Rzucił mężczyzna, nie zatrzymując się nawet na chwile.
Mirai nigdy nie była w porcie kraju Księżyca. Jedynym miejscem poza świątynią, do którego mogła chodzić, był las, który ją otaczał. Pierwszy raz była tak daleko i pierwszy raz czuła się tak niesamowicie samotna i bezradna, nie miała innego wyjścia niż podążać za mężczyzną.
Zatrzymali się przy niewielkim statku, na który weszli. Na pokładzie znajdowało się paru mężczyzn, rybaków, którzy na ich widok pokornie skłonili się jej towarzyszowi. Jak widać, nie tylko w niej wzbudzał strach. On natomiast nie zwrócił na nich większej uwagi, od razu kierując się pod pokład. Nie miała wyboru i podążyła za nim niczym cień.
- Itachi! Widzę, że poszło Ci dość szybko, czyżby mnisi nie byli wymagającymi przeciwnikami? – Weszli do jednej z kajut i przywitał ich roześmiany głos. Mirai przestraszyła się, wolała nie wychylać się i stała za plecami mężczyzny, z którym tu przyszła.
- Nie musiałem, dziewczyna czekała na mnie – Odsunął się, pokazując towarzyszowi skrywającą się za nim postać. Oczom Mirami ukazał się olbrzymi mężczyzna leżący na jednym z łóżek jego ręce, były założone za głowę, a na jego twarzy był szeroki uśmiech, który znikł zaraz po tym, co zobaczył. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego zęby nie były spiłowane jak u rekina, skóra w odcieniu błękitu, niebieskie, krótkie włosy, skrzela na policzkach i małe rybie oczka świdrujące jej sylwetkę.
On też nie miał zbyt ciekawego widoku. Spodziewał się jakiejś kunoichi z mordem w oczach lub chociaż z obłędem jak na mordercę przystało, a tymczasem stała przed nim wątła dziewczyna, która wyglądała jak po wojnie. Jej blond włosy były potargane, niechlujne związane w dwa kucyki, policzki ze śladami po łzach, napuchnięte oczy, a ubranie było brudne od błota, nie wspominając, że za duże o dwa rozmiary. Bardziej niż wojowniczkę przypominała przestraszone, zaszczute zwierze. Zastanawiał się co Itachi musiał jej zrobić, że tak wyglądała, a tym bardziej, po co Peinowi taka zalękniona dziewczyna.
- Jak to czekała? – Zapytał zdziwiony niebiesko skóry, odganiając przemyślenia na temat jej wizerunku.
- Widziałam, że przyjdzie w moich snach. Chciałam zapobiec temu, co mógł zrobić w Świątyni – Szepnęła cicho, patrząc na swoje buty.
- Mirai to Kisame, Kisame Mirai. Jest moim partnerem – Zerknęła w bok gdzie stał Itachi i w końcu mogła zobaczyć, jego obliczę. Nie miał już sakkatu i płaszcza. Jego długie czarne włosy spięte były w luźny kucyk, parę kosmyków wypadało luzem z przodu twarzy. Jego czarne niczym noc oczy patrzyły na nią uważnie, przyciągając jej spojrzenie jak magnes. Miał na twarzy dwie zmarszczki, które dodawały mu w pewnym sensie uroku. Mężczyzna był szczupły, ale i umięśniony co odznaczało się na rękawach i plecach jego koszulki. Blondynka zarumieniła się lekko, gdy dotarło do niej, co właśnie powiedział.
- Aa.. rozumiem – Szepnęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej, na co Itachi prychnął zupełnie tak jakby, próbował powstrzymać śmiech. Mirai skuliła się jeszcze bardziej w sobie na tę reakcję.
- Co Cię tak bawi Itachi – Kisame podniósł się do pozycji siedzącej. Od bardzo dawna nie widział, żeby jego towarzysz się z czegoś, śmiał, a on nie rozumiał właściwie z czego.
- Nie o takie partnerstwo mi chodziło Mirai, Kisame i ja wykonujemy razem misje dla organizacji, ale wszystkiego dowiesz się w swoim czasie – Odparł już spokojnie brunet, co wywołało jeszcze większy rumieniec na twarzy dziewczyny. Jak ona w ogóle mogła pomyśleć sobie coś takiego? Zrobiło jej się wstyd za własną głupotę.
Kisame dopiero teraz zrozumiał jak dziewczyna, odebrała ich „partnerstwo", ale jego to nie rozbawiło. Spojrzał na kolorowooką z udawanym oburzeniem łapiąc się za pierś. On i Itachi? Razem jako para? Prędzej piekło zamarznie!
- No wiesz co? To nie ja śnie po nocach o odwiedzinach późną nocą przez Uchihe – Kisame spojrzał na dziewczynę, która teraz jakby mogła najchętniej, zapadłaby się pod ziemie. Wyszczerzył się dumnie, ukazując rząd białych kłów i zerknął na Itachiego, który ganił go spojrzeniem niczym małe dziecko.
- Rozgość się, a ja powiem, że możemy ruszać. Czeka nas długa droga do domu – Rybowaty podniósł się z łóżka i miał zamiar opuścić kajutę, gdy przy drzwiach zatrzymał go głos dziewczyny.
- Dokąd ruszamy?
- Do Ame-gahure, ciesz się pogoda puki, możesz, tam słońce wychodzi kilka razy w roku – Rzekł Itachi, który wyszedł wraz z towarzyszem, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Świetnie – Skwitowała załamana dziewczyna, opadając na jedno z łóżek i chowając twarz w dłoniach.  

Krwawa PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz