A prezenty dla Szajna?

149 10 3K
                                    

Wyszedłem na zewnątrz.

I nie wiedziałem co myśleć.

Chłopcy, z którymi miałem pokój tańczyli właśnie bardzo popularny taniec do piosenki (Makarena). Byli ustawieni w rządku, a przed nimi maszerował pan, który walił co jakiś czas, któregoś z nich metalowych kijem.

Spojrzałem w prawo i lewo, aby ogarnąć drogę ucieczki, ale z obydwu stron zobaczyłem tylko mury, a na wprost ćwiczących przyszłych żołnierzy. Zrezygnowany podszedłem do nich oraz również zacząłem tańczyć makarenę. Nagle przewodniczący, który walił czasem tym metalowym kijaszkiem oznajmił:

- Dobrze, kutafonki. Jesteście beznadziejni - stanął przede mną mierząc mnie wzrokiem, a ja poczułem się tak dziwnie znajomo jak przy pielęgniarce, ten uśmiech też skądś znałem - A ty to co?

- Yyy - zacząłem nieśmiało - ćwiczę...

- Co ćwiczysz kuropatwo?

- Yyy, jestem Shine Dent - powiedziałem z przyzwyczajenia, gdy ktoś nie mówił mi po imieniu - Ćwiczę... Makarene?

- W wojsku?! - uśmiechnął się szerzej i przystawił mi tą swoją metalową pałkę do szyi.

I właśnie wtedy zrozumiałem skąd ja kojarzę te twarze. Ta "metalowa pałka" nie była żadną metalową pałką, tylko łomem. A włosy pielęgniarki były schowane pod spód kitla, żeby ukryć farbę na końcówkach. Joker i Harley. Wzdychnąłem i się odwróciłem. Nie mam zamiaru gadać z szaleńcem na tak niskim poziomie.

- A ty kuropatwo co się obracasz? Szczęścia szukasz? - po tych słowach przywalił mi łomem w plecy.

Ah ta psychopatyczna mniejszość. Bez sensu. Dlaczego ludzi tak bardzo inspirują czarne charaktery? Czy to nie przez to świat stał się tak popsuty? Tak bardzo inny od tego, który stworzył... Nie dokończyłem myśli, ponieważ poczułem jak Joker uderza mnie po raz drugi. Podszedł do nas Sky i nadepnął mi na twarz. Usłyszałem ciche "chcę tą dziwkę" z jego ust, a potem odszedł.

- Bobaski, pora na kolację! - zawołał Joker i po raz ostatni uderzył mnie łomem, tak jak to robią, niektóre kucharki uderzając pałą w gong wzywając na obiad.

Joker podniósł mnie i zarzucił sobie jak worek ziemniaków.

- No, młody - odezwał się do mnie - Ostro żeś sobie pewnie nagrabił, że tu lądujesz. Opuściłeś moją biedną, małą dziewczynkę... Jak ona da sobie bez ciebie rady?

- Martwisz się o nią? - zapytałem dosyć zdziwiony.

- Nie. Żartowałem. - zrzucił mnie i ze śmiechem pognał prawdopodobnie w kierunku stołówki, a ja człapałem za nim.

Ehh, nie zdążyłem wejść na stołówkę, a już i tak Sky musiał przybiec i wylać na mnie kompot. Wzdychnąłem głośno i przeciągle zastanawiając się, ile jeszcze potrwa ten koszmar. Wszedłem na stołówkę i usiadłem przy byle jakim stoliku. Podszedł do mnie ten łysy z czwórką pod okiem.

- Ej, wypad na spad.

- Co? - nie wiedziałem co to znaczy, więc zapytałem.

- CZŁOWIEK GÓWNO! - łysy zaczął śmiać się tak bardzo, że aż opluł swoje jedzenie. Osobiście nie wiem, co było w tym śmiesznego.

- Dobra - obok mnie siedział ten chudy koleś z lisią mordą, którego dopiero zauważyłem - Ten stolik przy którym siedzisz jest stolikiem dla normalnych, ten opuszczony po prawej jest dla kobiet i zwierząt, ten po lewej jest zarezerwowany tylko dla liderów, a ten naprzeciwko dla... Hm, on jest dla naszego opiekuna - przy nim siedział Joker jedzący rybę.

Akademia Młodych Bohaterów ¦|ZAPISY OTWARTE|¦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz