21

787 26 0
                                    

Zawsze zastanawiam się jak wygląda pałac pamięci u innych. U mnie każda myśl jest w postaci lampionu w ogromnym pomieszczeniu. Jeśli przedmioty są tego samego koloru oznacza to, że są ze sobą związane. Aktualnie wędrowałam po pałacu rozmyślając nad tym co powiedział Ajay przed śmiercią. Kto nas mógł zdradzić. Ten aspekt znalazł się w moim pałacu pamięci. Co mogło znaczyć Amo? Nie może być to skrót od amunicji było by to zbyt łatwe. Może w innym języku, który jest delikatny w wymowie ale zarazem rzadko używany. Olśniło mnie jest to przecież tak proste. Amo w łacinie oznacza miłość. Poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Spowodowało to powolny powrót to rzeczywistości. Otworzyłam powoli oczy, a przed sobą ujrzałam Sherlocka.
-Wszystko dobrze-zapytał detektyw. Skinęłam głową na tak-Będąc u brata odkryłem co oznaczał Amo-przerwałam mu.
-W języku łacińskim oznacza miłość-dokończyłam za niego.
-O tuż to. Przez co szybko znaleźliśmy tajemniczą Brytyjkę. Na początku myślałem, że to lady Smallwood lecz szybko okazało się, że to sekretarka Vivien. Zawsze po pracy chodzi oglądać  rekiny do oceanarium-oznajmił Holmes.
-To co my tu jeszcze robimy-zapytałam wstając z fotela.
- Mam plan. Nie możesz wejść od razu do pomieszczenia. Musimy mieć jedną osobę, która będzie mogła zainterweniować w odpowiednim momencie. Będziesz stała za zakrętem-oznajmił i czekał jak ja coś powiem.
- Czemu ja-zapytałam zła.
- Bo tak-powiedział krótko-Szykuj się i nie marudź.
-Nigdzie nie idę ,jak mi nie powiesz-tupnęłam nogą i chciałam wyjść z salonu. Zatrzymał mnie Sherlock i złapał za ramiona. Widziałam w jego oczach troskę oraz niepokój.
-Martwię się o Ciebie.  Nie chcę, żebyś była na coś narażona. Nie wiemy do czego ona jest zdolna. Nie mogę Cię stracić -powiedział to smutnym głosem, a ja pierwszy raz widziałam jak po jego policzku spływają pojedyncze łzy. Starłam je delikatnie dłonią i przytuliłam mężczyznę. Odsunęłam się od  Holmesa, a on pocałował mnie w czoło. Poszliśmy do sypialni i zaczęliśmy się szykować. Zmieniłam ubrania na takie, które nie ograniczamy mi swobody ruchu wyjęłam ukrytą broń i schowałam ją w kaburze. Sherlock czekał na mnie u progu drzwi. Żwawym krokiem ruszyliśmy do wyjścia. Na zewnątrz czekała już na nas taksówka. Holmes podał miejsce docelowe i ruszyliśmy. Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Czas do oceanarium szybko minęła.
Sherlock mnie wyprzedził i szybko poszedł w miejsce, gdzie miała znaleźć się starsza kobieta. Ja natomiast stanęłam w wyznaczonym miejscu przez detektywa. Nagle usłyszałam rozmowę trzech osób.
-Doskonale wiemy, że to Ty nas wydałaś-oznajmił dobrze mi znany głos należący do Mary.
-Sprytnie wymyśliłaś z tym pseudonimem-oznajmił Holmes-Ciekawe ile zarobiłaś na tym, że sabotowałaś akcję?
-Wystarczająco by kupić sobie domek w górach-powiedziała z zadowoleniem Vivien.
-A tamta misja w Gruzji specjalnie wyszłaś, bo ambasadorka wiedziała o twoich przekrętach i mogła Cię wydać-powiedział donośnie detektyw.
-Oczywiście, że tak-odrzekła spokojnie.
-Co teraz zrobisz? Jesteś w pułapcev-oznajmił szyderczo Sherlock. Usłyszałam przeładowanie broni.
-Nikt nie musi o tym wiedzieć. Najpierw zabiję Ciebie, a później blondynkę. W ty momencie wbiegałam do pomieszczenia z bronią wymierzoną w staruszkę.
-Widzę, że się przygotowaliście -oznajmiła zaskoczona zdrajczyni. Nadal na celowniku miała detektywa.
-Nawet się nie waż pociągać za spust, bo oberwiesz Starucho-powiedziałam zła. Usłyszałam z jej strony drwiący śmiech.
-Co mi szkodzi-powiedziała Vivien. Szybko i sprawnie strzeliłam w jej kierunku lecz ona zdążyła nacisnąć. Na szczęście nabój trafił Sherlocka w ramię. Szybko podbiegłam do Mary i Holmesa.
-Wiedziałaś, że wystrzeli i jeszcze ją prowokowałaś-powiedział mój narzeczony tamując krwotok. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Watson i ekipa Lestrada. Ratownik zaprowadził detektywa do karetki i tam go opatrywali. Siedział bez koszuli, a mężczyzna wyjmował mu pocisk z ramienia. Po czym sprawnie zaszły ranę i opatrzył.
-Mógłbyś tak częściej chodzić-powiedziałam w stronę narzeczonego.
-Doskonale o tym wiem-powiedział z flirciarskim uśmiechem.
-A czemu nie pojechałeś do szpitala-zapytałam marszcząc brwi.
- Po co-powiedział i wstał zakładając koszulę. Na jego słowa przewróciła teatralnie oczami-Czas wracać do domu. Wziął mnie pod rękę i skierował nas w stronę naszego mieszkania. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy przez całą droga, która szybko minęła w miłej atmosferze. Sherlock usiadł na fotelu, a ja poszłam zrobić sobie  coś do jedzenia. Gdy zjadłam weszłam do salonu i usiadłam Sherlockowi na kolanach.
-Kocham Cię-powiedział cicho całując mnie w czoło. Posadził mnie na swoich kolanach okrakiem.
-Ja Ciebie też-powiedziałam z uśmiechem. Detektyw zaczął mnie całować po szyj. Chwilę później moja bluzka leżała na podłodze obok jego marynarki. Powoli zaczęłam rozpinać jego koszulę, a on zajął się rozpinaniem moich spodni. Po chwili oboje byliśmy w samej bieliźnie. Zaczęłam całować go  wzdłuż żuchwy i powoli schodząc  do obojczyków. Dotknęłam lekko opuszkami palców ranę i ją też pocałowałam.
-Jesteś cudowna -wyszeptał mi do ucha szatyn. Nasze ciała siebie pragnęły, przyciągały jak magnez. To co później się stało było prawie idealne. Nasze ciała się dopełniały i doprowadzały nawzajem do szaleństwa.

Nie ze mną te sztuczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz