2.2. I może nie było im to pisane.

8.1K 551 24
                                    

Jaskrawe promienie porannego słońca przedzierały się przez niedosunięte zasłony, sunąc po pogrążonej w głębokim śnie twarzy Luke’a. Nagle jego nos delikatnie zmarszczył się, kiedy tylko poczuł przyjemne ciepło ogrzewające skórę. Zamruczał coś niewyraźnie, leniwie przesuwając ręką po drugiej stronie łóżka. Ostentacyjnie zaczął ziewać i z ogromną niechęcią uniósł jedną powiekę, kiedy poczuł jak materac nieznacznie ugiął się. Szybko jednak pożałował tego kroku, bo przeszywający ból głowy sparaliżował całe jego ciało.

- Kurwa – jęknął ze złością, niespokojnie uciskając powieki, kiedy rażące światło oślepiło go. Wcisnął twarz w poduszkę, próbując uśmierzyć cierpienie, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.

- Aż tak źle?

Przyjemny, kobiecy głos rozległ się tuż obok, powodując że na moment zamarł w bezruchu. Nieco skonfundowany powoli uniósł głowę, spoglądając w bok. Na brzegu kanapy siedziała dziewczyna, wkładając właśnie na siebie jasną koszulkę, która zakryła jej nagie dotąd plecy. Ciemne, długie włosy opadły na jej ramiona, a on poczuł drażniący w tamtej chwili zapach perfum. Zemdliło go. Zmrużył mocniej oczy, próbując sobie przypomnieć choćby strzępki wspomnień z minionej nocy, ale w jego głowie jawiła się tylko bezkresna czarna dziura i męcząca pustka. Skrzywił się, kiedy kolejny raz poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Opadł bezwładnie na poduszkę, mocno zaciskając usta z bólu. Znowu zaklął cicho pod nosem, ściskając w dłoni kawałek materiału poszewki.

- Umieram – mruknął bełkotliwie, przesłaniając oczy ręką przed dokuczliwym blaskiem słońca. – Niech ktoś wyłączy to cholerne światło! – syknął rozeźlony, a w tej samej chwili po pokoju rozniósł się radosny chichot. Materac ponownie się ugiął i po kilku prawie niedosłyszalnych krokach promienie słońca wdzierające się przez okno zostały przesłonięte przez dziewczynę. Kolejny raz wykrzesał z siebie ostatki sił, aby unieść głowę i spojrzeć w jej kierunku. Nieprzytomnym wzrokiem wodził po całej jej sylwetce, a ona pokręciła tylko bez przekonania głową, wzdychając obojętnie, kiedy zapinała pasek spodni.

- Jogurt i mocna kawa postawią cię na nogi – odparła po chwili milczenia, kiedy tak z konsternacją lustrował ją i znowu zaczęła się śmiać. Luke zmarszczył czoło, nie potrafiąc odnaleźć się w tej sytuacji, bo nie pamiętał zupełnie niczego z kilku ostatnich godzin.

- Która godzina? – zapytał niespodziewanie, z na wpół przymkniętymi oczami rozglądając się lekko zamroczonym spojrzeniem po pomieszczeniu, a nieznajoma zerknęła na pobłyskujący na lewym nadgarstku zegarek.

- Siódma czterdzieści trzy.

- To jakiś koszmar – wyjąkał, pocierając dłonią zmęczoną twarz. Było mu tak niedobrze, że nawet niewielki wysiłek wiązał się z tym wyjątkowo nieprzyjemnym wirowaniem jego wnętrzności. Nagle drzwi jego hotelowego pokoju otworzyły się i pojawił się w nich jak zwykle wyszczerzony w szerokim uśmiechu Ashton.

- Żegnaj Luke – wyszeptała brunetka, narzucając na siebie sweter i chwytając torebkę, która leżała na fotelu, skierowała się w stronę wyjścia. Blondyn momentalnie zaklął, kiedy promienie słońca ponownie poraziły go swoim oślepiającym blaskiem. Przekręcił głowę w drugą stronę, nakrywając ją poduszką. Nie dostrzegł więc jak jego przyjaciel odprowadził wzrokiem dziewczynę, która opuszczała pokój.

- Fiu, fiu – zaświergotał radośnie i roześmiał się w ten charakterystyczny dla siebie sposób. Wpakował się bez ostrzeżenia na jego łóżko. – Widzę, że znowu zacząłeś gustować w ciemnowłosych.

- Spierdalaj, Ashton – odparł stłumionym przez poduszkę głosem. Irwin zaśmiał się ponownie, poklepując go po ramieniu troskliwie.

- Lukey, Lukey – stwierdził cicho, wzdychając obojętnie. – Za pół godziny jedziemy do telewizji, więc radziłbym ci się zwlec już z tego łóżka i jakoś ogarnąć.

when the night gets dark / l.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz