2.20. Ochroni ją przed szalejącą burzą.

6.7K 511 41
                                    

Mam wytatuowane twoje imię w sercu przebitym strzałą

Święta Bożego Narodzenia zostały doszczętnie sparaliżowane przez śnieżną burzę, która niespodziewanie nawiedziła Nowy Jork. Odwołano wszystkie połączenia lotnicze, a to oznaczało, że Alex utknęła na cały ten świąteczny czas sama w mieście, bo jej plany odwiedzenia rodziców w Sydney wraz z nadejściem zamieci legły pod stertą świeżego śniegu. Chris został u rodziców, wykorzystując niechybnie pogodowe warunki, które stały się dla niego idealną wymówką na to, by jeszcze trochę pobyć z daleka od niej. W wigilijny poranek wysłał jej smsa z życzeniami, ale gdy później próbowała się do niego dodzwonić, odpowiadała wyłącznie poczta głosowa. Nie mogła być zła, choć wizja spędzanych samotnie świat wcale nie napawała jej entuzjazmem. Zmuszona jednak została do tego, by w pojedynkę ubrać choinkę i rozwiesić migające światełka na poręczy balkonu.

Radosny, świąteczny nastrój nie udzielił jej się, dlatego po wyjęciu z zamrażalnika pizzy i otwarciu butelki wina, rozsiadła się na kanapie z laptopem na kolanach oraz ze stanowczym postanowieniem, by tego wieczoru zamęczyć się przygłupimi komediami romantycznymi. Nawet nie zorientowała się, kiedy napisy końcowe pojawiły się na ekranie, a wino w dość magiczny dla niej sposób wyparowało. Gdy próbowała wymienić płytę na kolejny film z ustalonej wcześniej listy, nagle wszystkie lampy zgasły, a jedynym źródłem światła okazał się być przyciemniony przez brak zasilania ekran laptopa.

- Tylko nie to, tylko nie to – zaczęła powtarzać nerwowo, ręką po omacku poszukując telefonu na kanapie. Z niemałym trudem, wiedziona światłem komórkowej latarki, dotarła do kuchni. Po kilku nieudanych próbach w końcu otworzyła odpowiednią szufladę, odnajdując w niej kilka świec i ostatnie pudełko zapałek. Nie lubiła ciemności, zwłaszcza kiedy była sama, a na zewnątrz panowało istne piekło. Podeszła do okna, aby ocenić sytuację i dość szybko okazało się, że intensywnie padający śnieg praktycznie uniemożliwiał zobaczenie czegokolwiek. Ledwo mogła dostrzec sąsiedni budynek.

- Cudowne święta, nie ma co! - burknęła do siebie układając w strategicznych miejscach pokoju zapalone świece. Westchnęła tylko cicho, rozglądając się obojętnie po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Momentalnie w powietrzu zaczął unosić się przyjemny zapach wanilii i cynamonu. Opadła bezwiednie na puchowy dywan i z rękami ułożonymi pod głową zaczęła pustym wzrokiem wpatrywać się w sufit. Nie była przekonana, czy powodem krótkiego zawrotu głowy była intensywna woń świec, czy opróżniona do dna butelka wytrawnego trunku. Dość niespodziewanie jej niewiele znaczące i bezcelowe rozmyślania przerwało nagłe pukanie. Nerwowo drgnęła, podnosząc się z podłogi i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę przedpokoju z jedną świecą w dłoni. Wypity alkohol sprawił, że jej osąd został nieznacznie zaburzony i prawdopodobnie ze zbyt dużą lekkomyślnością otworzyła drzwi swojemu tajemniczemu gościowi. Nawet nie zapytała, kto o tej porze miał ochotę ją odwiedzać.

- Luke?! - mruknęła niewyraźnym głosem, przyglądając się uważnie chłopakowi, który praktycznie cały pokryty był warstwą białego, topiącego się puchu.

- Podobno wszystkie loty do Australii zostały odwołane, dlatego wpadłem, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku – wyznał z lekko zaniepokojoną miną, strzepując z kaptura resztki śniegu.

- Nie ma prądu – oznajmiła tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji, na co Luke uśmiechnął się tylko pobłażliwie, najwyraźniej dostrzegając to zdecydowanie zbyt błyszczące spojrzenie jej oczu.

- Tak, zorientowałem się, kiedy musiałem pokonać milion schodów, bo windy nie działają – zażartował, ale ona nawet nie raczyła go krótkim uśmiechem.

- Wejdź – zaprosiła go do środka.

- Jesteś sama? - zapytał niepewnie, starając się ukryć pewnego rodzaju podekscytowanie w głosie.

when the night gets dark / l.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz