10

2.1K 141 23
                                    

Z dedykacją dla Kkslechpany

Był niewyspany, zły i sfrustrowany. Do tego przez poranny korek też spóźniony.
Wkroczył do budynku nawet nie oglądając się na pracowników, podążył od razu do swojego biura.
Odłożył aktówkę na biurko i postanowił zrobić sobie kawy na pobudzenie.
Już miał wychodzić, lecz w ostatniej chwili się zawahał.

Co jeśli znowu tam będzie?

Skarcił się sam za te myśli. Nie mógł się przecież bać spotkania z kobietą. Piękną, seksowną kobietą na widok której jego fiut szaleje.

Wyszedł pewnie z biura i skierował się do kuchni.
Z kawą i ulgą, że nikogo nie spotkał wrócił do siebie.
Jednak koniec jego dobrej passy nastąpił już po godzinie, gdy do jego biura wpadł bez pukania Ryan.

-Carlos jest sprawa-wyraźnie zdenerwowany Ryan zaniepokoił przyjaciela.

-Co się stało?

-Za pół godziny mam ważne spotkanie, którego nie mogę odwołać, a Wesley dzwonił, że może spotkać się tylko teraz, bo wyjeżdża do Japonii na miesiąc. Nie możemy czekać tak długo.
Musisz się z nim spotkać.

- Ryan nie zdążę się przygotować do tego spotkania. To ty się nim zajmowałeś.

-Nie musisz Freya jest w temacie. Miała być ze mną na tym spotkaniu, żeby robić notatki.

Na samą myśl, że będzie z nią sam na sam w samochodzie przeszedł go dreszcz. Ciężko przełknął ślinę i skiwnął głową.
Nie mógł odmówić, tu chodziło o dobro ich wspólnej firmy.

Ryan wychylił się z biura.

-Freya pozwól tu na chwilę- zawołał.
Już po chwili do biura wkroczyła dumnym krokiem z szerokim uśmiechem szatynka.

Carlos miał wrażenie, że ma jakieś deja vu.
Freya miała ma sobie czarny dopasowany komplet na szczęście z mniejszym dekoltem niż w jego śnie.
Mimo to i tak oddech mężczyzny lekko przyspieszył.

-Dzień dobry panie Millan

-Dzień dobry- wychrypiał.

-Jestem gotowa, a pan?-zapytała.

-Gotowa?- tak bardzo był zdekoncentrowany, że nie wiedział o co go pyta.

-No na spotkanie z panem Wesleyem- odpowiedziała spokojnie i profesjonalnie.
Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zbłaźnił się przed kobietą . I to jaką  kobietą.

-A no tak, chodźmy-powiedział lekko zmieszany i ruszył do drzwi, w ostatniej chwili przepuszczając w progu Freyę.
Co po części okazało się złym ruchem. Całą drogę do auta miał przed sobą widok na jej seksownie kołyszące się pośladki, przez co jego fiut zaczął niebezpiecznie pulsować.

Gdy wsiedli do jego samochodu zewsząd otoczył ją jego zapach.
Męski i mocny, zupełnie jak on sam.
Łapała się na tym, że spogląda w jego stronę.
Odkąd go zobaczyła poprzedniego dnia, myślała tylko o nim. Ani razu nie zatęskniła, czy nawet nie pomyślała o Dylanie. Był tylko Carlos.

Gdy opuścili biuro Ryan już nie powstrzymywał szerokiego uśmiechu, który tłumił odkąd przekroczył próg biura Carlosa.
Wszystko szło tak jak sobie zaplanował.
Nie powiedział Freyi, o swoim podstępie, wolał żeby nie czuła presji i zachowywała się naturalnie.
Widział zachowanie przyjaciela. Teraz pozostało tylko jeszcze bardziej zachęcić do siebie tę dwójkę.

Siedziała w swoim biurze i zachodziła w głowę co mogło się stać, że Carlos tak bardzo zmienił swoje zachowanie.
Gdy poszła do niego poprzedniej nocy i zastała go śpiącego chciała położyć się koło niego z nadzieją, że jak się obudzi wszystko będzie po staremu.
Jednak gdy zaczął, jęczeć zrozumiała o czym śni.
Nie mogła tego znieść. Gdy już go obudziła, a on zdawał się mieć do niej o to żal, już wiedziała. Nie było jej w tym śnie. Czuła, że zaczyna wymykać jej się z rąk,  a na to nie mogła pozwolić. Trzeba było zacząć działać.

Wyjęła telefon i wybrała numer.

-Halo- usłyszała już po chwili po drugiej stronie.

-Witam, nazywam się Lorena Sporse i chciałbym pana wynająć.

-W porządku spotkajmy się dziś, powiedzmy o szesnastej  trzydzieści w kawiarni Irish Cofe, co pani na to?

-Zatem jesteśmy umowieni, do zobaczenia.

Było już jakieś dwadzieścia po szesnastej, gdy kierowała  się na umówione wcześniej spotkanie. Wiedziała, że się spóźni. Jednak wyznawała zasadę, że na prawdziwą kobietę zawsze należy czekać, z skutkowało jej ciągłymi spoźnieniami.
Wyjątkiem były spotkania z matką Carlosa, która była perfekcjonistką. Lorena od początku wiedziała jak ją podejść. Już ich pierwsze spotkanie było dokładnie zaplanowane. Było to na przyjęciu charytatywnym. Podeszła do niej, niby przypadkiem i zaczęła swoją grę. Sofia, matka Carlosa uwierzyła, ze Lorena jest dokładnie taka sama jak ona. Ma wyniosłe ideały i wytrwale dąży do celu. Z tym ostatnim się nie  pomyliła.
Lorena miała swój cel. Cel do którego dążyła, był nim Carlos.
Omotała Sofię tak bardzo, że ta po tygodniu sama wepchnęła ją w ramiona, niczego nie świadomego Carlosa.

Gdy dotarła ma miejsce. Z gracją wkroczyła do środka.
Rozgorzała się po wnętrzu. Samotnie siedział tylko jeden mężczyzna. Był około po czterdziestce. Lekko siwiejące włosy miał krótko przystrzyżone. Dwudniowy zarost sprawiał, że nie wyglądał ma detektywa, a raczej ma przeciętnego zjadacza chleba.

-Pan Showt?-Zapytała.

-Tak. A pani to zapewne Lorena Sporse.

-Tak to ja -odpowiedziała, zajmując miejsce na przeciwko niego przy stoliku.

-Zatem w czym mogę pani pomóc?

-Chce żeby śledzi pan mojego narzeczonego. Chcę wiedzieć z kim i gdzie się spotyka- odpowiedziała i wręczyła mu zdjęcie.

-Oczywiście.  A jak nazywa się pani narzeczony?

-Carlos Millan.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz