36

1.3K 121 22
                                    

Taksówka, którą wynajęła chwilę wcześnie przywiozła ją  pod dom Carlosa. Widok jaki tam zastała na początku wprowadził ją w osłupienie. Dwa radiowozy i karetka. Gdy dotarło do niej, że coś mogło się stać jej mężczyźnie wyskoczyła z auta jak poparzona i nie zważając na protesty policji wbiegła do środka.
Jeśli radiowozy ją zaskoczyły to widok Carlosa i Cartera rozmawiających ze sobą prawie zwalił ją z nóg.

- Ty! - krzyknęła. Carter od momentu swojego kłamstwa nie pokazał jej się na oczy. Teraz cały gniew na tego mężczyznę powrócił ze zdwojoną siłą. Tym bardziej, że nie miała pojęcia co tu robił on jak i policja.
Zanim goniący ją policjant zdążył chwycić jej ramię, ta zdążyła już doskoczyć do zaskoczonego Cartera i wymierzyć mu solidny policzek.

Zdezorientowany Carlos zaś pochwycił ją w swoje ramiona, odgradzając od niej drogę mundurowemu.

- Spokojnie panie władzo - zwrócił się do policjanta. - To moja narzeczona. Zajme się nią.

Mężczyzna spojrzał na nadal szamotającą się kobietę, po czym odszedł kręcąc tylko głową.

- Freya kochanie nic ci nie jest? - Zapytał chwytając jej twarz w dłonie. Zachowywał się jakby nic się nie stało.  Jakby byli zupełnie sami, a miniona sytuacja nie miała miejsca.

- Co on tutaj robi?- mimo palącego wzroku mężczyzny, jej własny spoczął na Carterze, który dalej rozmasowywał obolały policzek. Czyżby, aż tak mocno go uderzyła?

Carlos powiodł wzrokiem za jej spojrzeniem i lekko się skrzywił. Dopiero co przesłuchała ich policja i Carter miał mu wyjaśnić na czym miało polegać to jego całe ratowanie. Wtedy właśnie zjawiła się Freya, której temperament i zapewne ciążowe hormony dały o sobie znać.

- Może pójdziemy  w bardziej....- Carter rozejrzał się dookoła. Kilkoro policjantów dalej zabezpieczało ślady.- W bardziej ustonne miejsce.
Jego propozycja zdziwiła Freye, jednak ciekawość kazała jej podążyć za nim do kuchni. Oczywiście pod eskortą nadal zaniepokojonego Carlosa.

- Czy ktoś mi raczy w końcu powiedzieć, co tu się do cholerny dzieje?!- zapytała,  a raczej zażądała Freya.

Po szybkiej wymianie spojrzeń między mężczyznami. Carter szybko odwrócił wzrok, sprawnie unikając odpowiedzi.

- Kochanie myślę, że powinnaś usiąść - zaczął Carlos, jednak sugestywnie uniesiona brew i zaplecione na piersi ręce kobiety dały mu jasno do zrozumienia, że nie pozwoli się uspokoić i żąda odpowiedzi tu i teraz.

- Dylan...- westchnął cicho widząc jej przerażony wzrok na samo wspomnienie imienia jej byłego chłopaka- był tu i...ale wszystko już jest pod kontrolą. Zjawił się Carter i mi pomógł.

- Pomógł w czym? Czy ...czy Dylan ci coś zrobił? - zapytała mimowolnie zakrawając ręką usta.
Dreszcz stachu przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa wywołując na jej ciele ciarki.

- Freya on ...- podrapał się po szyi nie wiedząc jak jej to powiedzieć. - On zmarł.

- Co?! - niedowierzała. Dylan nie żył. Jak to się stało? Kto?
Milion pytań przewinęło się przez jej myśli.

Widok wyraźnie bladej  twarzy kobiety bardzo zaniepokoił Carlosa. Mężczyzna posadził ją na krześle i podał szklanke wody, którą momentalnie opróżniła.
Kucnął przy jej kolanach i pogładził dłońmi uda w uspokajającym geście.
Nie chciał jej mówić.
Gdy wezwana policja ruszyła na poszukiwania Dylana i okazało się, że znalazł się, a właściwie znaleziono jego ciało zaledwie dwie ulice dalej sam doznał szoku. Wiedział jednak, że Freya będzie dążyć by poznać prawdę.

- Jak? - zapytała zatapiając się w jego zmartwionym spojrzeniu.

- Szukał cię ..potem.. szamotałem się z nim. Miał nóż -  tłumaczył chaotycznie patrząc gdzieś obok niej, jakby odtwarzał w pamięci minione wydarzenia. - Potem zjawił się Carter odepchnął go..nadział się na swój własny nóż ...

*

Wszystko co zrobił Carter tego szczególnego dnia poszło w niepamięć. W końcu uratował lub conajmiej pomógł mu je uchronić. Jednak rozmowa z nim musiała poczekać do następnego dnia. Carlos w obawie, że ostatnie wydarzenia mogą źle wpłynąć na zdrowie Freyi i dziecka postanowił ją przełożyć.

Spotkali się w restauracji.
Z początku żadne nie chciało podjąć rozmowy, jakby to miało coś zmienić. Coś ważnego w ich życiu.

Carter chrząkał znacząco odstawiając pustą szklanke po whisky na ich stolik.

- Zacznę od tego, że rodzinę Staton znam od siedemnastego roku życia.
Zdziwienie na twarzy Carlosa było niczym w porównaniu z sokiem Freyi.

- To za mnie chciał cię wydać twój ojciec.

- Wszystko od początku było ustawione? Spotkanie na balu? Szpital? - zadawał pytania, a on na każde kiwał twierdząc głową.
Wiedziała, że jej ojciec był zdolny do wszystkiego, ale to ją przerosło.
Zastanawiało ją tylko jedno.

- Dlaczego się na to zgodziłeś? - zapytała. Jak dotąd milczący Carlos nieco się ożywił słysząc jej pytanie.

- To skaplikowane. - odpowiedział wymijająco Carter. Po czym gestem dłoni przywołał kelnera.

- Podwójna whisky - powiedział do mężczyzny.

- A państwo sobie czegoś życzą? - zapytał kelner, jednak ich miny skutecznie zgasiły jego zapał.

- Serio? Skomplikowane? Carter karty na stół-  zażądał Carlos powoli tracąc cierpliwość.

Mężczyzna westchnął ciężko z ulgą przyjmując ratunek w postaci kelnera z jego zamówieniem.
Upił spory łyk alkoholu, krzywiąc się lekko.

- Mój ojciec zawarł pewną umowę. Staton miał połączyć nasze firmy tworząc z nich jedną wielką filię.- zaczął. - Zacznę od początku. Mój ojciec nigdy nie miał głowy do interesów, a firmę odziedziczył po swoim ojcu, który z kolei był geniuszem. Po jego śmierci firma w rękach ojca podupadła. Mogliśmy stracić wszystko domy, samochody i cały spadek po dziadku. Kompletnie wszystko.
Staton znał naszą sytuację i postanowił to wykorzystać. Zaproponował ojcu pomoc w zamian za połowę udziałów firmy. Ojciec się zgodził pod warunkiem, że wszystko zostanie w rodzinie. Żeby tak się stało twój ojciec zaproponował małżeństwo. Ja i ty. Układ idealny.

- Dlaczego się zgodziłeś? - zapytała Freya. Z nerwów cała w środku, aż drżała z nerwów.

- Możesz mi nie wierzyć, ale ja kochałem mojego dziadka. To dzięki niemu poszedłem na studia. Spełniłem swoje marzenia i przez chwilę byłem naprawdę szczęśliwy. Gdy twój ojciec się zjawił w moje dwudzieste czwarte urodziny oświadczając, że już jesteś gotowa na małżeństwo załamałem się.
Jednak nie było innego wyjścia.

- W takim razie czego ode mnie oczekujesz? Że zgodzę się na ten ślub?!- warknęła tracąc kontrolę.

- Nie. - odpowiedział zdecydowanie. - Ty masz swoje życie, a nawet jedno w brzuchu, ja mam swoje.

- To czego chcesz? - tym razem pytanie zadał Carlos.

- Zemsty na twoim ojcu.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz