39

1.2K 115 14
                                    

- Dzień dobry panie Staton. - Ryan przywitał się uprzejmie podając rękę starszemu mężczyźnie.

- Dzień dobry. Bardzo panu zależało na spotkaniu ze mną. - Odparł Staton z cynicznym uśmiechem. Jeśli zależałoby to od Ryana pewnie w tym momencie  wyszedłby stąd bez słowa wytłumaczenia.
Pomysł jego wspólnika jak i zachowanie Statona nie przypadło mu do gustu. Jednak czego się nie robi dla przyjaciela? I dla kobiety swojego życia, która to na nim wymusiła. Grożąc postem seksualnym jeśli nie zgodzi się pomóc Freyi.

- Tak to prawda. - odparł Ryan. - Mam dla pana intratną propozycję. Jak pan zapewne już wie moja firma zajmuje się handlem i importem podzespołów.

- Tak wiem co nie co o pana firmie. Wiem też, że ma pan wspólnika. Dlaczego nie ma go tu z panem?

- Dlatego, że to ja jestem osobą decyzyjną. On zajmuje się księgowością.

Starszy mężczyzna potarł palcem wskazującym dolną wargę wnikliwie się nad czymś zastanawiając.

- Nadal nie wiem dlaczego tu jestem i jak na razie tracę swój czas - odparł po chwili.

Ryan zwykle spokojny i łagodnie usposobiony tym razem był już na krawędzi.

- Myślę, że zmieni pan zdanie jak pozna moją ofertę. - Ryan odpowiedział na zaczepkę, nad wyraz spokojnie. Wyciągnął z teczki kilka kartek i położył przed Statonem.

Mężczyzna niechętnie sięgnął po papier po czym zaczął czytać.

Trwało to wyjątkowo długo, przez co Ryan podejrzewał, że zrobił to dwa razy.
W końcu odłożył dokumenty i spojrzał na niego.

- Muszę przyznać, że już dawno nie dostałem tak ciekawej propozycji. - Przyznał. - Dam ją do przeczytania moim prawnikom, jeśli pan pozwoli oczywiście.
Jego sztywny i prześmiewczy do tej pory ton stał się uprzejmy i życzliwy.

Cholerny hipokryta pomyślał Ryan.

- Ależ oczywiście. - odparł Ryan z uśmiechem.
Miał go w garści i dobrze o tym wiedział. Teraz tylko trzeba było czekać na moment podpisania umowy.

- Nie będę już panu zabierał cennego czasu - zaczął wstając z miejsca i wyciągając rękę w jego stronę, którą Staton chwycił i energicznie potrząsnął na pożegnanie.

*
Gdy tylko Ryan przekazał mu dobre wieści postanowił to uczcić.
Oczywiście po swojemu. W tym samym miejscu co poprzednio.
Zajął miejsce przy barze i już po chwili dzierżył w ręce szklankę z whisky.
Złapał się na tym, że rozgląda się po wnętrzu, raz po raz spoglądając na drzwi. Potrząsnął głową. Myśl o dziewczynie, która niedawno poznał ciągle zaprzątała mu głowę. Tamtego wieczoru zamienił z nią zaledwie kilka słów zanim zniknęła.
Zdążył jedynie poznać jej imię i usłyszeć jak bardzo jest mu wdzięczna za uwolnienie jej od natrętnego adoratora. Gdy się odwrócił, by zamówić im coś do picia zniknęła.
Adriana. To imię ciągle dźwięczało mu w głowie.
Pociągnął spory łyk że swojej szklanki i mimowolnie ponownie wrócił wzrokiem do drzwi. Jakie było prawdopodobieństwo, że jeszcze raz ja spotka?

- Jesteś tu sam? - odwrócił się w kierunku, z którego pochodzi głos.
Obok niego usiadła wysoka blondwłosa dziewczyna. Jej krótka, niebieska sukienka ciasno opinała zgrabne ciało.
Adriana była niższa i bardziej zaokrąglona tu i ówdzie pomyślał.

- Na to wygląda - odpowiedział nieznajomej i upił kolejny łyk.

- Może mogłabym się do ciebie przyłączyć - zaproponowała wodząc palcem po jego przedramieniu.
Spojrzał w miejsce gdzie spoczywała teraz jej ręka.  Nie miał nic przeciwko wyzwolonym i pewnym siebie kobietom, które robią pierwszy krok, nie robią co chcą. Zwyczajnie ich nie unikał. Nie chciał być zdobywany. To on był typem zdobywcy.

Najdelikatniej jak potrafił stracił jej rękę.

- Podziękuję. Czekam na kogoś. - To co powiedział nie do końca było kłamstwem.  Jego słowa nie zniechęciły jej jednak. Przywołała barmana zamawiając drinki dla nich obojga.

- Proszę - powiedziała podsumowując mu szklankę z alkoholem.

- Dziękuję - odpowiedział odsuwając ja w kierunku dziewczyny. - Nie chce być nie miły, ale nie jestem zainteresowany. Już mówiłem, że na kogoś czekam. Zdenerwowany nachalnością dziewczyny odszedł od baru i ruszył w kierunku drzwi.
Już miał wychodzić, gdy w samym wejściu ktoś na niego wpadł.

- Adriana?

*
Siedzieli w poczekalni prywatnej kliniki ginekologicznej.
Freya przeglądała jakieś czasopismo traktujące o dzieciach, które leżało na stoliku obok. Carlos zaś z całych sił starał się ukryć jak bardzo jest zdenerwowany. Za chwilę miał zobaczyć, chociaż na monitorze komputera, swoje dziecko. Owoc ich miłości. Mimo, iż już oswoił się z faktem bycia ojcem i kochał to jeszcze nie narodzone maleństwo, to strach nadal nie mijał. Nie chodziło o strach przed byciem ojcem, bo tego się nie bał. Bał się, że zawiedzie. I Freyę i swoje dziecko.

- Pani doktor prosi - oznajmiła życzliwie pielęgniarka.

Wstali z swoich miejsc i weszli do gabinetu.

- Dzień dobry jak się dzisiaj czujesz Freyu? - przywitał ich ciepły i łagodny głos lekarki.

Twarz Freyi rozświetlił piękny uśmiech. Zauważył, w nim jeszcze większe ciepło niż do tej pory.
Zawsze była piękna, a jej uśmiech zniewalał, jednak odkąd była w ciąży zdawała się wręcz błyszczeć.

- Bardzo dobrze - odpowiedziała.

- W takim razie zapraszam za parawan.

Gdy Freya udała się we wskazane miejsce, Carlos usiadł przy biurku cierpliwie czekając.

- Skoro jest już pani gotowa zrobimy usg - oznajmiła lekarka. - Zapraszam tatusia.
Ostatnie słowa skierowała do Carlosa, który w pierwszym momencie zdawał się nie rozumieć o co chodzi.
Poderwał się z miejsca i podszedł do kozetki, na której leżała jego dziewczyna.

Ciche i szybkie pukanie wypełniło pomieszczenie. W oczach obojga rodziców pojawiły się łzy wzruszenia.

- To serduszko...- wyszeptał sam do siebie.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz