- Dzień dobry panie Staton. - Ryan przywitał się uprzejmie podając rękę starszemu mężczyźnie.
- Dzień dobry. Bardzo panu zależało na spotkaniu ze mną. - Odparł Staton z cynicznym uśmiechem. Jeśli zależałoby to od Ryana pewnie w tym momencie wyszedłby stąd bez słowa wytłumaczenia.
Pomysł jego wspólnika jak i zachowanie Statona nie przypadło mu do gustu. Jednak czego się nie robi dla przyjaciela? I dla kobiety swojego życia, która to na nim wymusiła. Grożąc postem seksualnym jeśli nie zgodzi się pomóc Freyi.- Tak to prawda. - odparł Ryan. - Mam dla pana intratną propozycję. Jak pan zapewne już wie moja firma zajmuje się handlem i importem podzespołów.
- Tak wiem co nie co o pana firmie. Wiem też, że ma pan wspólnika. Dlaczego nie ma go tu z panem?
- Dlatego, że to ja jestem osobą decyzyjną. On zajmuje się księgowością.
Starszy mężczyzna potarł palcem wskazującym dolną wargę wnikliwie się nad czymś zastanawiając.
- Nadal nie wiem dlaczego tu jestem i jak na razie tracę swój czas - odparł po chwili.
Ryan zwykle spokojny i łagodnie usposobiony tym razem był już na krawędzi.
- Myślę, że zmieni pan zdanie jak pozna moją ofertę. - Ryan odpowiedział na zaczepkę, nad wyraz spokojnie. Wyciągnął z teczki kilka kartek i położył przed Statonem.
Mężczyzna niechętnie sięgnął po papier po czym zaczął czytać.
Trwało to wyjątkowo długo, przez co Ryan podejrzewał, że zrobił to dwa razy.
W końcu odłożył dokumenty i spojrzał na niego.- Muszę przyznać, że już dawno nie dostałem tak ciekawej propozycji. - Przyznał. - Dam ją do przeczytania moim prawnikom, jeśli pan pozwoli oczywiście.
Jego sztywny i prześmiewczy do tej pory ton stał się uprzejmy i życzliwy.Cholerny hipokryta pomyślał Ryan.
- Ależ oczywiście. - odparł Ryan z uśmiechem.
Miał go w garści i dobrze o tym wiedział. Teraz tylko trzeba było czekać na moment podpisania umowy.- Nie będę już panu zabierał cennego czasu - zaczął wstając z miejsca i wyciągając rękę w jego stronę, którą Staton chwycił i energicznie potrząsnął na pożegnanie.
*
Gdy tylko Ryan przekazał mu dobre wieści postanowił to uczcić.
Oczywiście po swojemu. W tym samym miejscu co poprzednio.
Zajął miejsce przy barze i już po chwili dzierżył w ręce szklankę z whisky.
Złapał się na tym, że rozgląda się po wnętrzu, raz po raz spoglądając na drzwi. Potrząsnął głową. Myśl o dziewczynie, która niedawno poznał ciągle zaprzątała mu głowę. Tamtego wieczoru zamienił z nią zaledwie kilka słów zanim zniknęła.
Zdążył jedynie poznać jej imię i usłyszeć jak bardzo jest mu wdzięczna za uwolnienie jej od natrętnego adoratora. Gdy się odwrócił, by zamówić im coś do picia zniknęła.
Adriana. To imię ciągle dźwięczało mu w głowie.
Pociągnął spory łyk że swojej szklanki i mimowolnie ponownie wrócił wzrokiem do drzwi. Jakie było prawdopodobieństwo, że jeszcze raz ja spotka?- Jesteś tu sam? - odwrócił się w kierunku, z którego pochodzi głos.
Obok niego usiadła wysoka blondwłosa dziewczyna. Jej krótka, niebieska sukienka ciasno opinała zgrabne ciało.
Adriana była niższa i bardziej zaokrąglona tu i ówdzie pomyślał.- Na to wygląda - odpowiedział nieznajomej i upił kolejny łyk.
- Może mogłabym się do ciebie przyłączyć - zaproponowała wodząc palcem po jego przedramieniu.
Spojrzał w miejsce gdzie spoczywała teraz jej ręka. Nie miał nic przeciwko wyzwolonym i pewnym siebie kobietom, które robią pierwszy krok, nie robią co chcą. Zwyczajnie ich nie unikał. Nie chciał być zdobywany. To on był typem zdobywcy.Najdelikatniej jak potrafił stracił jej rękę.
- Podziękuję. Czekam na kogoś. - To co powiedział nie do końca było kłamstwem. Jego słowa nie zniechęciły jej jednak. Przywołała barmana zamawiając drinki dla nich obojga.
- Proszę - powiedziała podsumowując mu szklankę z alkoholem.
- Dziękuję - odpowiedział odsuwając ja w kierunku dziewczyny. - Nie chce być nie miły, ale nie jestem zainteresowany. Już mówiłem, że na kogoś czekam. Zdenerwowany nachalnością dziewczyny odszedł od baru i ruszył w kierunku drzwi.
Już miał wychodzić, gdy w samym wejściu ktoś na niego wpadł.- Adriana?
*
Siedzieli w poczekalni prywatnej kliniki ginekologicznej.
Freya przeglądała jakieś czasopismo traktujące o dzieciach, które leżało na stoliku obok. Carlos zaś z całych sił starał się ukryć jak bardzo jest zdenerwowany. Za chwilę miał zobaczyć, chociaż na monitorze komputera, swoje dziecko. Owoc ich miłości. Mimo, iż już oswoił się z faktem bycia ojcem i kochał to jeszcze nie narodzone maleństwo, to strach nadal nie mijał. Nie chodziło o strach przed byciem ojcem, bo tego się nie bał. Bał się, że zawiedzie. I Freyę i swoje dziecko.- Pani doktor prosi - oznajmiła życzliwie pielęgniarka.
Wstali z swoich miejsc i weszli do gabinetu.
- Dzień dobry jak się dzisiaj czujesz Freyu? - przywitał ich ciepły i łagodny głos lekarki.
Twarz Freyi rozświetlił piękny uśmiech. Zauważył, w nim jeszcze większe ciepło niż do tej pory.
Zawsze była piękna, a jej uśmiech zniewalał, jednak odkąd była w ciąży zdawała się wręcz błyszczeć.- Bardzo dobrze - odpowiedziała.
- W takim razie zapraszam za parawan.
Gdy Freya udała się we wskazane miejsce, Carlos usiadł przy biurku cierpliwie czekając.
- Skoro jest już pani gotowa zrobimy usg - oznajmiła lekarka. - Zapraszam tatusia.
Ostatnie słowa skierowała do Carlosa, który w pierwszym momencie zdawał się nie rozumieć o co chodzi.
Poderwał się z miejsca i podszedł do kozetki, na której leżała jego dziewczyna.Ciche i szybkie pukanie wypełniło pomieszczenie. W oczach obojga rodziców pojawiły się łzy wzruszenia.
- To serduszko...- wyszeptał sam do siebie.
CZYTASZ
Nie igraj z ogniem (Zakończone)
RomanceFreya- silna,stanowcza,a jednocześnie wesoła, szalona połykaczka ognia. Zdaniem przyjaciół zdolna pobudzić do życia nawet umarłego. Ale czy zawsze? Carlos- zdystansowany,spokojny,ułożony. Zdaniem najlepszego przyjaciela nudny jak podręcznik prawa. ...