31

1.5K 141 36
                                    

Kiedy myślisz, że wszystko co złe już cię spotkało. Kiedy szczęście się do ciebie uśmiecha, masz pracę, która cię satysfakcjonuje, masz wiernych przyjaciół i co najważniejsze spotykasz miłość swojego życia. Masz wszystko, a w jednej chwili prawie to tracisz.
Całe twoje podejście do życia się zmienia.
Tak było w przypadku Ryana. Ten dotąd optymistyczny i radosny mężczyzna zwyczajnie się załamał.
Noell prawie straciła życie, a jego przy niej nie było.
Podjął już decyzje. Jak tylko dziewczyna dojdzie do siebie nie spuści jej z oczu. I choćby nie wiem jak protestowała zamieszka z nim.
To już postanowione.

*
Spała może z dwie godziny. Mimo silnych, ciepłych ramion Carlosa nie potrafiła ukoić swojego bólu. Odkąd odeszła, a właściwie uciekła z domu Noell była jej najbliższą osobą. Przyjaciółką, siostrą.
Carlos uruchomił swoje znajomości i dowiedział się, że świadek zdarzenia-portier, widział sprawce.
Portret pamięciowy, którego kopie oczywiście też zdobył jednoznaczne wskazywał Dylana jako sprawce.
Gdzieś pod skórą mrowiła ją myśl, że to jej wina i że to  ona powinna ucierpieć nie Noell.
Spojrzała na pogrążonego w śnie Carlosa.
Jego spokojną twarz, oświetlona jedynie przez światło księżyca. Nie mogła pozwolić, żeby mężczyzna,  którego kocha całym sercem także ucierpiał.
Musiała podjąć jakaś decyzję.

*
-Panie doktorze co z nią? -zapytała gdy tylko przekroczyła próg gabinetu lekarskiego.

-Wszystko dobrze. Noc minęła bez żadnych incydentów. Pacjentka powoli się budzi po narkozie. Na razie będzie można do niej wchodzić pojedynczo, ale z tego co wiem i tak muszą państwo poczekać, pielęgniarka mówiła, że narzeczony jest u niej.

-Narzeczony? -zapytali  jednocześnie.

Oboje byli pewni, że lekarz nie ma na myśli Ryana, który z samego rana umówił się z nimi, że przyjedzie do szpitala  po spotkaniu z inwestorem.

Czym prędzej bez tłumaczenia opuścili gabinet.
Biegiem udali się do sali, w której przebywała Noell.

Tuż przed drzwiami, mimo protestów Freyi, Carlos zagrodził jej drogę i pierwszy wszedł do środka.

Na środku pomieszczenia, gdzie stało szpitalne łóżko, leżała Noell.
Jej ramiona trzesły się od cichego szlochu.
Nie czekając na nic, Freya wyprzedziła Carlosa i doskoczyła do jej łóżka.

-Noell, co się stało, słyszysz mnie?-dopytywała głaszcząc jej ramię.

W mgnieniu oka w sali zaroiło się od ochrony, zaalarmowanej przez zaniepokojonego lekarza.

-On...on tu był...-zaszlochała Noell.

-Kto?-zapytała Freya.

-Dylan.

Chaos. Tym słowem można opisać co się wydarzyło w tamtym momencie.
Ochrona postawiona na baczność, przez lekarza, momentalnie ruszyła na poszukiwania Dylana.

Freya chwyciła w swoje objęcia roztrzęsioną przyjaciółkę, oczywiście w miarę delikatnie by nie pogorszyć jej stanu.
Carlos zaczął wydzwaniać to na policję, to do Ryana, przed tym ostatnim nie miał już zamiaru niczego ukrywać.
Nie po tym jak zawiedziony był poprzednio.

-On...on..-Noell dalej łkała w ramionach Freyi.

-Cii już dobrze, złapią go i zapłaci za to co ci zrobił- próbowała ją uspokoić głaszcząc jej plecy.

-Nie...nie rozumiesz-Mulatka odsunęła się od niej lekko.-On przyszedł mnie przeprosić, nie wiedział, że to ja- oznajmiła patrząc jej w oczy z nie ukrywaną obawą- to miałaś być ty...

*

Gdy tylko oddali Noell pod opiekę Ryana, wrócili do domu.
Jej głowę cały czas zaprzątała myśl, że Dylan poluje na nią.
Ziściło się to czego bała się najbardziej. Jej bliscy byli zagrożeni.
Podjęła decyzję.
Gdy tylko Carlos zasnął, wymknęła się z łóżka i najciszej jak potrafiła ubrała się i spakowała. Przez myśl przeszło jej, że to drugi raz jak ucieka. Tylko tym razem robiła to dla dobra Carlosa, Noell i Ryana.

Weszła do kuchni i odkładając na podłogę walizke sięgnęła po kartkę i długopis.
Nie potrafiła odejść bez słowa. Tak bardzo jak go kochała, tak bardzo bała się o niego i chciała chronić.

Z bólem w sercu i łzami w oczach opuściła jego dom.

*
Zanim jeszcze otworzył oczy, odwrócił się w stronę, po której powinna spać jego ukochana.
Czując pustkę, otworzył oczy, podniósł się do siadu i spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą piętnaście.

Przez myśl mu przeszło, że może być w kuchni i właśnie tam się udał. 

W całym domu panowała cisza.
Na kuchennym stole dostrzegł kartkę. Jeszcze raz rozejrzał się po kuchni, zupełnie jakby miała się przed nim nagle zmaterializować i chwycił skrawek papieru.

Gdy dostrzegł schludne i lekko pochylone pismo już wiedział, że to od niej.

Kochany,
Nie miałam odwagi powiedzieć ci tego prosto w twarz, bo wiedziałam, że gdy tylko spojrzę w twoje oczy to się rozmyślę.
Musiałam odejść.
Nie mogłam pozwolić by Dylan coś ci zrobił. Muszę zniknąć, tak będzie najlepiej dla wszystkich. Jestem dla was zagrożeniem. On jest zdolny do wszystkiego, a ja nie przeżyła bym gdyby coś ci się stało.
Nie szukaj mnie proszę.

Zawsze będę cię nosić w sercu.
Zawsze będę twoja.

Freya.

Odłożył kartkę z powrotem na blat stołu, po czym uderzył w niego pięścią z bezsilności.

-Jeśli myślisz, że się poddam i pozwolę ci zniknąć z mojego życia to się mylisz- powiedział w pustkę.

Zbyt mocno ją kochał, żeby pozwolić jej odejść i wiedział, że ona też go kocha.

*

Nigdy nie sądziła, że przyjdzie kiedyś taki dzień, w którym ponownie stanie na progu tego domu.
Była zmęczona długim lotem i najchętniej położyła by się spać, może wtedy choć na chwilę zapomniałaby o problemach i nie myślałaby o Carlosie.
Niestety najpierw musiała stawić czoła swoim demonom.
Zebrała się w sobie i wzięła głęboki oddech.
Zapukała do drzwi, które praktycznie natychmiast się otworzyły.

-Freya?-zapytała zaskoczona kobieta.

-Witaj mamo...

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz