19

1.6K 164 23
                                    

-Jestem ci wdzięczna za ratunek, jednak proszę wysadź mnie przy najbliższym postoju taksówek- prosimm

-Daj spokój, odwiozę cię do domu, nie będziesz się tłukła taksówką- nalega Carter.

-Nie, przepraszam, ale muszę pobyć sama....naprawdę jestem ci wdzięczna, ale cóż...

-W porządku, rozumiem-mężczyzna w końcu rezygnuje i jak prosiła podwozi ją na postój taksówek.

Gdy dziewczyna ma już wychodzić, Carter łapie ją za przedramię.

-Zaczekaj, tu masz moją wizytówkę. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń- mówi, podając jej mały papierowy kartonik z złotym napisem

Carter Slyade

Freya zamyśliła się na chwilę, obracając w palcach wizytówkę. Miała wrażenie, że kojarzy skądś to nazwisko.

-Jeszcze raz dziękuję- mówi uśmiechając się słabo, po czym wychodzi z auta Cartera i kieruje się do pierwszej lepszej taksowki.

Sam Carter zanim decyduje się odjechać, czeka cierpliwie, na odjazd taksówki i wyciąga telefon.

- Halo- po paru sygnałach, odzywa się lekko przychrypniety głos.

-Panie Staton Freya nie chciała żebym odwiózł ją do domu. Pojechała taksówką.

-Mniejsza z tym ważne, że jest bezpieczna.
Daj jej dwa, niech będą trzy dni i przypadkiem na nią wpadnij. Zaproś na kawę, czy coś. Z resztą rób co chcesz. Byleby za trzy miesiące była twoją żoną- powiedział Frank Staton po czym się rozłączył.

Carter miał w głowie mętlik. Freya była piękną i mądrą kobietą. Bez wątpienia mógłby się z nią ożenić, jednak nie był ślepy, ani głupi. Na tym balu coś musiało się stać. I facet, który wybiegł za Freyą musiał mieć coś z tym wspólnego.
Wiedział, że jeśli dziewczyna kogoś ma to z ślubu nici.

Całą drogę do mieszkania pogrążona była w myślach

Najpierw Dylan, teraz Carlos. Czemu faceci muszą mnie tak ranić.

Jeszcze w taksówce napisała do Noell, z prośbą o spotkanie. Jak zawsze mogła liczyć na przyjaciółkę, która od razu zadeklarowała się przyjechać.

Tuż przy jej mieszkaniu. czekała ją jednak niespodzianka.

-Co tu robisz?

Mężczyzna, który siedział do tej pory pod drzwiami Freyi, uniósł głowę.
Czekał na nią odkąd dowiedział się co się stało. Czuł się winny. Nie, on był winny.

-Czekałem na ciebie-odpowiedział wstając i otrzepując spodnie.

Freya ominęła go bez słowa i podeszła do drzwi, by je otworzyć.
On zaś podreptał za nią.
Z początku nie chciała nawet na niego patrzeć, jednak ciekawiło ją jego wytłumaczenie.

Gdy przystąpili próg jej mieszkania od razu zaczął mówić.

-Freya, wiem co się stało i na prawdę cię przepraszam. Powinienem od razu powiedzieć ci o Lorenie, ale...

-Czyli ma na imię Lorena- przerwała mu mówiąc jakby do siebie.

-Tak.Wiesz po cichu liczyłem, że Carlos sam ci powie i ...

-Liczyłeś?!Do cholery wy obaj mnie oszukaliście!-nie wytrzymała. Czuła się oszukana i nie miała zamiaru dłużej tego w sobie dusić -Carlos ma żonę i żaden z was nie raczył mi tego powiedzieć!

-Nie żonę, tylko narzeczoną- próbował choć trochę załagodzić sprawę, odruchowo podnosząc ręce w geście obronnym. Nie udało się.

-Tylko narzeczoną?!Czy ty sam siebie słyszysz? to jest AŻ narzeczona! Jego jeszcze mogę zrozumieć, chciał się wyszumieć przed ślubem, ale ty?!-wycelowała w niego palcem-ty wiedziałeś, że nie jest sam!Namówiłeś mnie żebym mu pomogła, żeby stał się weselszy. Czemu nie poprosiłeś o to jego narzeczonej?!

- Bo jej nienawidzę ok?!-wykrzyknął- Nienawidzę jej- drugie zdanie wypowiedział już znacznie ciszej, pocierając twarz dłońmi.

-Wiem, że cię ososzukałem. Przepraszam. I tak zrobiłem to z premedytacją. To przez Lorene, Carlos się tak zmienił. Pochłonęła go praca. On jej nawet nie kocha. Wiem, że mi nie wierzysz, ale ja naprawdę nie chciałem źle. W ostatnim czasie, On z powrotem stał się taki jak kiedyś i to dzięki tobie- tym razem to on na nią wskazał palcem- Myślałem, że się pokochacie i on ją w końcu zostawi.

-No i ci się udało w pewnym sensie- powiedziała cicho, opuszczając przy tym głowę.

- Nie rozumiem-powiedział, lekko zdezorientowany Ryan.

-Faceci! Jak oni nic nie rozumieją. Ona się zakochała- usłyszeli głos dobywający się z za pleców Ryana.
Jak na komendę oboje się odwrócili.

W drzwiach, których nie zamknęli stała Noell.

-Noell, już jesteś! -ucieszyła się Freya i po raz kolejny, tego wieczoru wyminęła Ryana, bez słowa.
Kobiety rzuciły się sobie w ramiona i mocno wyściskały.
Kołysząc na boki.

Na widok ciemnoskórej dziewczyny serce Ryana zabiło mocniej.
Mimo, że często gościła w jego myślach w ostatnim czasie, nie miał chwili by coś z tym zrobić. Miał jednak nadzieję, że w końcu się spotkają.

Gdy przyjaciółki odsunęły się od siebie, Noell ponownie zabrała głos.

-Wszystko słyszałam słoneczko, tak mi przykro- Skierowała te słowa do Freyi, jednocześnie głaszcząc ją, w geście pocieszenia po ramieniu-A ty!to wszystko twoja wina!gdybyś nie wtrącał się w cudze życie do niczego by nie doszło- tym razem wypowiedź skierowała w stronę Ryana.
Dobrze wiedziała o czym mówi. Freya z wszystkiego jej się zwierzała. O tym co wydarzyło się między nią, a Carlosem również jej powiedziała.

Ryan czuł się winny jak nigdy dotąd. Tak bardzo chciał powrotu dawnego Carlosa, że nie pomyślał o konsekwencjach.

Zmniejszył odległość między nim, a Noell.

-Posłuchaj no ty mała, zadziorna ślicznotko -powiedział prosto w jej zaskoczoną twarz- Zawaliłem, to prawda. Carlos to mój przyjaciel, ale Freya też jest moją przyjaciółką i nie chciałem dla niej źle. Dla Carlosa z resztą też, więc schowaj pazurki i lepiej zastanówmy się co dalej.

Wkurzał ją niemiłosiernie. Był arogandzki i bezczelny.

Zarozumiały i pewny siebie, przystojny i dobrze zbudowany dupek ehh

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz