18

1.7K 141 36
                                    

Noce spędzali w swoich objęciach. Rozkoszując się dotykiem i ciepłem swych ciał. Czułe słowa wyszeptywane wśród miłosnych uniesień tuliły ich do snu.
Rano razem jedli i rozmawiali.
W pracy zaś w każdej możliwej chwili skradali sobie wzajemnie słodkie pocałunki.
Ryan przyglądał się temu wszystkiemu z uśmiechem.
Zmiana zachowania Carlosa była nader widoczna.
Śmiał się z jego żartów, zupełnie jak za starych czasów, nawet sam próbował żartować, co mu nigdy nie wychodziło.
Miał ochotę nosić Freye na rękach, za to co zrobiła z Carlosem.
Nie zmieniło się tylko jego zachowanie, ale i wydajność w pracy. Nie przesiadywał w biurze do późnej nocy, tylko starał się z wszystkim wyrobić w jak najkrótszym czasie.

Czas do balu minął szybciej niż by się tego spodziewali.
Tego dnia miała wrócić także Lorena.
Carlos pod pretekstem pilnych rodzinnych spraw, przełożył spotkanie z Freyą na następny dzień. Planował wreszcie zerwać zaręczyny.
Freyi ta sytuacja też  ułatwiała sprawe. Mogła przygotować się do balu. Nie była gotowa by podzielić się z Carlosem swoją tajemnicą. Bała się, że nie zrozumie dlaczego oddaje dwie trzecie pensji na fundacje. Bała się mu też opowiedzieć o swojej przeszłości. Uważała, że to jeszcze za wcześnie.

Wrócił do domu, w którym ostatnio był tylko gościem.
Lorena siedziała w salonie wpatrując się w swój telefon.
Gdy tylko wyczuła jego obecność, uniosła głowę, a na jej usta wpłynął szeroki uśmiech.

- Cudownie, że już jesteś tak bardzo tęskniłam! -wykrzyczała radośnie zrywając się z miejsca.
Nim zdarzył zareagować już wisiała niczym krawat na jego szyi i wyciskała na jego ustach mocny pocałunek.
Carlos nie odwzajemniając pocałunku odsunął kobietę od siebie.

-Musimy poważnie porozmawiać Lorena- powiedział nie owijając w bawełnę.

Lorena jedynie zbyła go ręką.
- Później! Teraz szybciutko!szykuj się bo wychodzimy- oznajmiła, nie świadoma powagi sytuacji.

-Nigdzie nie idę! A ta rozmowa jest ważna! -warknął groźnie.
Lorena nie przyzwyczajona do odmowy, nie zamierzała odpuścić. Nie kiedy miała osiągnąć coś dla niej korzystnego.

- Nie wierzę, że coś jest ważniejsze niż bal charytatywny dla biednych dzieci?!-uniosła się w udawanym rozczarowaniu -Carlos nie obchodzi cię ich los?

Słowa i pytanie kobiety mocno go zaskoczyły. Oczywiście obchodził go los biednych dzieci. Nie raz wspomagał różne fundacje.
Jednak zachowanie Loreny nie było normalne.
Jego jeszcze narzeczona nigdy nie przejawiała chęci pomocy innym, nawet dzieciom.

-Chce pomóc, ale ta rozmowa też jest dla mnie ważna.

-Carlos proszę cię pojdźmy na ten bal, a potem będziemy rozmawiać o czym tylko chcesz. Zrobisz to dla mnie?

Był rozdarty. Zależało mu na rozmowie, ale widział jak bardzo zależy jej na tym balu.
Nie potrafił z nią zerwać w taki sposób. Niechętnie skinął głową zgadzając się na jej propozycję.
Zadowolona kobieta z piskiem i prawie w podskokach udała się do ich wspólnej sypialni.
Carlos zaś zrezygnowany usiadł na sofie i ukrył twarz w dłoniach. Zapowiadała się długa noc. Jedynym pocieszeniem dla niego był fakt, że już za kilka godzin będzie wolny i bez wyrzutów sumienia będzie mógł spotykać się z Freyą.

Na miejsce dojechali o czasie. Co było kolejnym zaskoczeniem dla Carlosa. Na Lorene zawsze trzeba było czekać.

Chyba rzeczywiście jej zależy

Nazbyt naładowana emocjami kobieta, wciąż się rozglądała jakby kogoś wypatrując.
Carlos od początku nie był zachwycony całą imprezą. Jedynie idea, która temu przyświecała nie była dla niego problemem.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz