-No mów co to za pomysł -ponaglała.
-Co ty na to żeby zwabić ich gdzieś i zamknąć? Wtedy na pewno by się dogadali- przedstawił swój plan.
- I to jest ten twój genialny plan?-zapytała unosząc w górę jedną brew.
Miała ochotę zdzielić go po głowie. Jego pomysł był głupi i nie przemyślany. Nachyliła się i zajrzała pod ławkę, po czym obeszła ją dookoła.
Zachowanie dziewczyny bardzo zdziwiło Ryana.-Emm Noell, co ty robisz?-zapytał w końcu.
-Ja?-zapytała wskazując na siebie-właśnie szukam twojego mózgu. Musiał gdzieś tu wypaść- powiedziała obracając się w koło.
Prychnął jedynie, zły na jej słowa.Jak ona śmie ze mnie kpić?! Mała, wredna, zadziorna, seksowna diablica!
Roześmiała się na widok jego miny. On zaś całkowicie to zignorował.
-Skoro taka jesteś błyskotliwa, to może ty coś wymyśl- wcale nie uważał, żeby jego pomysł był, aż tak zły.
-A żebyś wiedział, że wymyślę. I co by to nie było ty mi w tym pomożesz!-rozkazała uderzając w jego pierś palcem wskazującym.
Ryan chwycił szybko jej dłoń i przyciągnął do siebie tak, że stykali się klatkami piersiowymi. Ich oddechy przyspieszyły od tej nie spodziewanej bliskości.
-Dlaczego uważasz, że możesz mi rozkazywać?-zapytał ochrypniętym od emocji głosem, zakładając jednocześnie pasmo jej długich włosów za ucho.
Patrzył jej prosto w oczy w wyczekiwaniu na odpowiedź, która nadal nie nadchodzilła. Zamiast tego rozchyliła ust, na które od razu skierował swoje spojrzenie.
Pełne, połyskujące błyszczykiem usta wprost prosiły o złożenie na nich pocałunku.
Nachylił się, by chociaż je musnąć.-Jesteś to winien Freyi-odpowiedziała drżącym głosem. Jego bliskość zadziałała także i na nią.
Ryan odsunął się lekko, ale nadal nie wypuścił jej z rąk.-Wiem o tym diablico i zrobię wszystko co trzeba by ta dwójka była szczęśliwa- powiedział wprost w jej usta i złożył na nich szybki, ale mocny pocałunek. Po czym zniknął na tyle szybko, że nie zdążyła nawet zareagować.
Po jego nagłym zniknięciu, stała jeszcze dobre pięć minut wspominając jego usta, które stanowczo za krótko miała okazję smakować*
Zaraz po tym jak Lorena opuściła jego dom, oczywiście w akompaniamencie przekleństw i wyzwisk postanowił w końcu udać się do Freyi.
Od Ryana wiedział, że nie porzuciła ani pracy, ani mieszkania, nie wiedział tylko czy zechce z nim rozmawiać.Po jakiś dwudziestu minutach stał pod jej drzwiami.
Serce wawaliło mu w piersi. Czuł się jak nastolatek przed pierwszą randką. Niestety nie o randkę tu chodziło, a o wyjaśnienie sobie kilku spraw.
Zapukał do drzwi.
Był tak zdenerwowany, że dopiero po trzecim razie skorzystał z dzwonka, którego do tej pory nie widział.-Halo proszę pana! - z mieszkania obok wychyliła się jakaś kobieta, w wieku jakiś czterdziestu lat.
Odwrócił się w jej stronę.-Tej młodej dziewczyny nie ma- oznajmiła.
-A nie wie pani może czy z kimś wychodziła? - zapytał, bo kobieta wyglądała mu na taką, która lubi wiedzieć co dzieje się u jej sąsiadów i może dlatego, że był o nią cholernie zazdrosny i nie zniósł by myśli, że wyszła z jakimś mężczyzną.
-Nie, wyszła sama jakiś kwadrans temu-odpowiedziała uprzejmie, szeroko się przy tym uśmiechając.
-Dziękuję uprzejmie i do widzenia- ukłonił się i skierował do windy.
Zawiedziony i nadal zdenerwowany wrócił do domu.
Nie zamierzał się poddać. Postanowił wrócić do jej mieszkania wieczorem, dla pewności, że ja zastanie.*
Po nieprzespanej nocy i równie nieudanym poranku, postanowiła wziąć się w garść i zrobić zakupy, a potem może nawet kawa w jej ulubionej kawiarence?
Dzwonek jej telefonu oderwał ją od wciąż wracających i bardzo niechcianych myśli. Fakt, że numer był jej obcy zachęcił ją do odebrania połączenia.
-Słucham- powiedziała.
-Freya? -usłyszała głęboki, męski głos.
-Tak, kto mówi?
-Nie wiem czy mnie pamiętasz. Wpadłaś na mnie na balu charytatywnym. Carter Slade- wyjaśnił.
-A tak pamiętam. Skąd nasz mój numer?-zapytała. Pamietała, ze dał jej swoją wizytowkę, jednak ona sama nie podała mu swojego numeru.
-Ma się swoje znajomości-odpowiedział cicho się śmiejąc. Jednak gdy nic nie odpowiedziała, szybko się poprawił.
-Nie zadzwoniłaś, martwiłem się, więc poszedłem do twojej fundacji.
Z początku nie chcieli dać mi żadnych informacji, ale gdy powiedziałem, że chce wesprzeć fundację, ale tylko po rozmowie z tobą od razu się zgodzili.-Nie dzwoniłam, bo dużo się u mnie działo i dlatego, że...no cóż nie znamy się zbyt dobrze, nie uważasz? -odparła po dłuższej chwili, notując sobie gdzieś z tyłu głowy, żeby konkretnie ochrzanić tego, który rozdaje jej numer na lewo i prawo.
-To prawda. Jednak bardzo bym chciał to zmienić. Dlatego zapraszam cię na kawę- oznajmił pewnie.
-Przykro mi.Właśnie idę na kawę Carter-odpowiedziała równie pewnie.
-W takim razie chętnie do ciebie dołączę. Podaj tylko adres-nie poddawał się.
Nie wiedziała do czego zmierzał ten mezczyzna. Nie miała już siły na jakiekolwiek walki z kimkolwiek.
To tylko kawa. Nic nieznaczące spotkanie. Dowie się czego od niej chce i tyle.
Co może się stać? W końcu mi pomógł, chyba jestem mu to winna.-Niech ci będzie-odparła lekko zrezygnowana.
-Znakomicie. To gdzie się spotkamy?-zapytał.
-Kawiarnia Cafe ole, wiesz gdzie to jest?
-Tak oczywiście- zaraz będę.
Odpowiedział po czym się rozłączył.
Jeszcze raz spojrzał na Freye wchodzącą do kawiarni, a potem na zegarek.Dziesięć minut wystarczy.
CZYTASZ
Nie igraj z ogniem (Zakończone)
RomanceFreya- silna,stanowcza,a jednocześnie wesoła, szalona połykaczka ognia. Zdaniem przyjaciół zdolna pobudzić do życia nawet umarłego. Ale czy zawsze? Carlos- zdystansowany,spokojny,ułożony. Zdaniem najlepszego przyjaciela nudny jak podręcznik prawa. ...