32

1.5K 127 23
                                    

Upił się. Najzwyczajniej w świecie usiadł na sofie z butelką whisky i ją wypił.
Musiał wszystko przemyśleć,  ułożyć sobie w głowie od czego zacznie.
Jedno wiedział na pewno. Znajdzie ją i sprowadzi z powrotem do domu.
Nie pozwoli więcej, by Dylan, czy ktokolwiek inny ich rozdzielił.
Postanowił dać jej chwilę czasu, jednak nie więcej niż parę dni.
W tym czasie miał zamiar odnaleźć ją i mieć na oku.

Obudziłeś się przez natarczywe walenie do drzwi.
Z ogromnym bólem głowy i suchością w ustach, podniósł się z sofy, na której zasnął po opróżnieniu całej butelki whisky.

-Idę! Idę! -krzyknął, gdy osoba po drugiej stronie drewnianej powłoki, nie przestawała się dobijać.

Otworzył drzwi nie zadając sobie trudu, by wcześniej sprawdzić kto to.

-Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć?!-Zdenerwowany Ryan stanął przed nim wymachując telefonem.

-Telefon?- zakpił, mimo tępego bólu w czaszce.

-Nie śmieszne. Pytam o wiadomość od Freyi! Noell wypłakuje oczy. Napisała, że wyjeżdża Co jest do cholery?!

-Odeszła- powiedział tylko opuszczając wzrok.

-Co?Ale ...ale co się stało? Pokłóciliście się?

-Nie. Odeszła bo chce nas chronić przed tym psycholem Dylanem.

Na sam dźwięk jego imienia Ryan odruchowo zacisnął pięści.

- To nie jest rozwiązanie.

-Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że dałbym jej odejść gdybym wiedział co planuje? -uniósł się w przypływie emocji.

-Co zamierzasz zrobić?

-Jak to co?Znajdę ją i przekonam, żeby wróciła ze mną do domu.

-Proponuje na początek się ogarnąć. Stary śmierdziasz-zaśmiał się lekko Ryan.

-Nie śmieszne.-Carlos odpowiedział mu tymi samymi słowami co on wcześniej.

-Idę. Muszę uspokoić Noell. Trzymaj się stary. I powodzenia-powiedział Ryan. Poklepał go po plecach i wyszedł.

-Tak będzie mi potrzebne-powiedział sam do siebie i udał się do łazienki wziąć prysznic.

Już po upływie godziny był w drodze do prywatnego detektywa z teczką, którą kiedyś odebrał Lorenie.
Według niego, każdy trop był dobry, a od czegoś trzeba zacząć.

Zatrzymał się przed średniej wielkości budynkiem.
Nie posiadającym żadnego szyldu. Jedynie tabliczka na drzwiach wejściowych świadczyła, że jest to siedziba prywatnego detektywa.

Dan Showt
Prywatny detektyw.

Odczytał na głos napis na niej widniejący.

Bez chwili wahania wszedł do środka.
Za małym biurkiem w rogu siedziała kobieta około czterdziestki w schludnie upiętym koku.
Uniosła na jego wzrok znad okularów i uśmiechnęła się przyjaźnie.

-Dzień dobry. W czym mogę służyć?

-Dzień dobry. Chciałbym się zobaczyć z panem Shortem.

-Niestety w tej chwili jest zajęty. Jest u niego klient. Musiałby pan poczekać.

Zawahał się przez chwilę. Mógłby nie tracić czasu i pójść gdzie indziej, jednak coś mu mówiło, że akurat ten człowiek może mu najlepiej pomóc.

-Zaczekam- odpowiedział i usiadł na jednym z krzeseł ustawionych pod ścianą.

Nie minęło dziesięć minut, a z gabinetu detektywa wyszedł starszy mężczyzna i żegnając się opuścił budynek.

-Może ona już wejść- oznajmiła sekretarka.

Carlos skinął głową po czym wszedł do biura detektywa, uprzednio pukając.

-Dzień dobry.

-Dzień dobry panie Millan. Co pana do mnie sprowadza?

Zaskoczenie pomieszane z nutą podejrzliwości zalało jego umysł.

-Skąd pan wie jak się nazywam? Poznaliśmy się już?

-Można tak powiedzieć.

-To znaczy, że wiem z kim rozmawiam, ale jeszcze nie wiem co pana sprowadza.

Carlos czuł się zaintrygowany zachowaniem mężczyzny, jednak postanowił tę kwestię zostawić na później. Teraz najważniejsza była Freya.

-Chodzi o moją dziewczynę. Ubzdurała sobie, że jak wyjedzie to uchroni mnie i bliskich przed niebezpieczeństwem, ale to już dłuższa historia.
Nazywa się Freya...

-Staton

*
Nie minęła chwila, a tonęła w objęciach matki. Rodzicielka zalana łzami pociagnęła ją za rękę prowadząc do środka.
Trochę niepewnie przestąpiła próg domu rodziców.
Gdyby nie fakt, że oprócz Carlosa i Noell nie miała nikogo, nigdy nie zdecydowałaby się do nich przyjechać.
Mimo iż zachowanie matki rozczuliło ją, wiedziała, że nie może jej, a tym bardziej ojcu zaufać nawet odrobinę.
Dlatego z lekkim uśmiechem i dużym dystansem pozwoliła poprowadzić się do salonu.

-Tak się cieszę, że do nas wróciłaś. Wtedy na tym balu. Jak wybiegłaś, bałam się, że już nigdy cię nie zobaczę. Jednak jesteś tu znowu, w domu...

-Mamo ja nie wróciłam do domu, tylko jak to ująć w odwiedziny.-Weszła jej w słowo.-Muszę przemyśleć parę spraw i chciałabym się u was zatrzymać tydzień, może dwa. Jeśli się oczywiście zgodzicie.

-Oczywiście, że możesz zostać. Co to za pytanie?Przecież to też twój dom.-Oznajmiła z przekonaniem jej matka, głaszcząc jej dłoń.
-Ojciec bardzo się ucieszy, że tu jesteś.

Ojciec. To z nim najbardziej nie chciała się widzieć. Cały czas pamiętała i nie potrafiła mu wybaczyć, że chciał ją sprzedać jak jakąś niepotrzebną rzecz, za którą jeszcze można coś dostać.
Wzdrygnęła się z obrzydzenia, co nie uszło uwadze jej matki.

-Co się stało kochanie?-zapytała troskliwie.
Przez myśl przeszło jej, że córka się rozmyśliła i zaraz ponownie ucieknie.
Bardzo żałowała, że przyłożyła do tego rękę popierając męża przy wyborze partnera dla niej.
Tym razem, gdy otrzymała drugą szansę, postanowiła zrobić wszystko by Freya znowu nie zniknęła z jej życia.

-Nic, jestem tylko zmęczona- odparła Freya, nie chcąc zdradzać prawdziwego powodu jej zachowania, by nie robić matce przykrości.

-Och, no tak. Twój pokój nadal na ciebie czeka.-Odparła. -Może chcesz coś do jedzenia?

Na samą myśl o jakimkolwiek posiłku żołądek ścisnął się jej boleśnie.
Podejrzewała, że to z nerwów i emocji, które nią ostatnio władały.
Uprzejmie odmówiła i udała się do swojego dawnego pokoju.
Nic się w nim nie zmieniło.
Wszystko było tak jak zostawiła. Było widać, że ewidentnie ktoś dbał o pokój ścierając kurz, jednak żaden przedmiot nie zmienił swojego położenia.
Z lekkim sentymentem rozejrzała się po wnętrzu po czym położyła się spać.

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz