~11~

42 1 0
                                    

Budzik dzwonił już od dobrych 10 minut. Starałam się go ignorować i ukryć pod kołdrą. Przecież o 5 nad ranem w sobotę się śpi. Że też Colin wymyślił coś takiego na weekend. Początkowo miało być w trakcie lekcji, ale Jennifer usprawiedliwiła się koniecznością bycia na zajęciach sportowych. W ten oto sposób cudowny weekend przepadł w nicość. Zerknęłam na zegarek. Spojrzałam zaskoczona na godzinę, 5:25. Trzeba się ruszyć. Opuściłam moje cieplutkie łóżko i ruszyłam jak niewolnik do łazienki skazany na wygnanie. Spojrzałam w lustro, włosy były rozwalone, a ja nie miałam chęci ich czesać. Wzięłam szczoteczkę, nałożyłam pastę i umyłam zęby. Twarz ochlapałam wodą aby choć trochę się obudzić. Wróciłam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu czegoś czarnego.

Kolor czarny ponieważ mamy być "niezauważalni". Jedno z życzeń Colina. A lista jego życzeń jest ogromna. Jak nie patrzeć to ma rację, wątpię aby pierwszy lepszy człowiek nie zwrócił uwagi na oczojebny różowy. Zdecydowałam się na czarną bluzę z kapturem i czarnymi jeansami. Jakoś nie zależało mi na wyglądzie, wzięłam do tego czarną czapkę z daszkiem aby zakryć swoje białe włosy. Po cichu zamknęłam po sobie drzwi do pokoju i poszłam do kuchni zrobić płatki z mlekiem. Gdy mój brzuch był wyraźnie zadowolony z posiłku rozwaliłam się na kanapie i czekałam. Zamknęłam oczy i odpłynęłam myślami do przeszłości. Wirowałam między moim dzieciństwem i dalszymi wydarzeniami. Serce znowu bolało, gdzieś tam głęboko czułam się temu wszystkiemu winna.

Usłyszałam dźwięk parkującego samochodu tuż przed domem. Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi, po drodze wzięłam również czarną kurtkę i tego samego koloru buty. Po raz ostatni popatrzyłam na wnętrze i wyszłam. Pierwsze co rzuciło się w oczy to terenówka. Przypominała jedną z nowszych modeli. Rozejrzałam się na boki czy to aby nie pomyłka, ale zmieniłam zdanie gdy zza okna samochodu zobaczyłam zielone włosy. Wzruszyłam ramionami i dołączyłam do pozostałych. Otworzyłam drzwi samochodu od strony pasażera i zwinnie zajęłam wolne miejsce. Ciepłe powietrze uderzyło we mnie na co westchnęłam zadowolona. W środku znajdowali się już wszyscy. Colin za kierownicą, Jennifer obok. Ja z Tylerem natomiast zajęliśmy tyły. Każdy był ubrany na czarno, przez co przypominaliśmy grupkę, która zaraz miała napaść na bank. W tle leciała muzyczka. Niepewna co zrobić powiedziałam:

-Cześć.

Tyler i Colin przywitali się ze mną, Jennifer natomiast kiwnęła jedynie głową wpatrzona swoimi fiołkowymi oczami w Colina. Ułożyłam się wygodnie na swoim miejscu zapięłam pasy i ruszyliśmy w drogę. Colin i Jennifer gawędzili o czymś zawzięcie, Tyler natomiast był pochłonięty robieniem czegoś na laptopie, który wziął ze sobą. Postanowiłam siedzieć cicho do końca trasy, zaczęłam przypatrywać się krajobrazowi za oknem.

***

-Jesteśmy!

Głos Tylera przywrócił mnie do rzeczywistości, zamrugałam kilkakrotnie i skupiłam się na sytuacji. Szyby z tyłu były przyciemniane co uniemożliwiło mi zbadanie terenu.

-Wychodzimy po cichu, początkowo ja z Alison a później reszta. Zrozumiano? -Mówi Colin głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Wszyscy kiwamy głowami i podążamy za jego instrukcjami. Gdy opuszczam terenówkę widzę mój stary dom, pomijając widoczne zniszczenia i zaniedbanie stoi tam. Ten sam dom w którym się wychowałam. Czuję, że moje serce przyśpiesza, a oddech staje się nieregularny.

-Wszystko w porządku? -Pyta Colin patrząc się na mnie.

-Tak. -Odpowiadam szybko i wymijająco. Skupiam się na jego ruchach i widzę co trzyma w ręku. Pistolet. Przed moimi oczami szybko pojawia się obraz ze śmiercią moich rodziców. Odganiam te myśli i ponownie przypatruje się domowi.

-Chodź za mną. -Colin łapie mnie za rękę i podąża w stronę domu. Mijamy płot, który niegdyś był szary teraz ledwie go przypomina. Ogród jest porośnięty trawą, krzakami i chwastami. Przyglądam się temu wszystkiemu ze smutkiem. Słońce powoli unosi się zza gór i zaczyna się robić coraz to jaśniej. Colin otwiera drzwi przed nami i cicho wchodzi do środka. Podążam za nim i uderza mnie zapach kurzu. Rozglądam się po pomieszczeniu, kuchnia, widać poprzewracane krzesła i taśmy policyjne. Na stole, który o dziwo został oszczędzony znajdują się probówki i rękawiczki. Byli tu.

-Ja zostanę tutaj, a ty idź sprawdzić piętro śnieżynko. Gdyby coś się działo to wołaj.

-Jasne gnomie. -Mówiąc to uśmiecham się i czmycham nim zmieni swoje zdanie.

Schody też zostały oszczędzone, powoli wchodzę po nich i kieruję się do mojego dawnego pokoju. Od samego początku planowałam go zobaczyć chociaż ten ostatni raz. Drzwi są uchylone, wchodzę i staje zszokowana. Mój pokój przypomina wysypisko śmieci. Ubrania są rozwalone, łóżko bez materaca, ściany podrapane, na podłodze leżą rękawiczki, probówki, papiery, a nawet broń. Patrzę na nią i niepewnie wyciągam ku niej dłoń. Jest zimna ale to mi nie przeszkadza zamykam oczy, przykładam ją sobie do czoła i strzelam. Otwieram oczy i uśmiecham się. W wyobraźni było to tak proste, tutaj mam coś do załatwienia później mogę se ginąć. Słysze skomlenie pod łóżkiem. Zaskoczona pochylam głowę i patrzę na istotę tam schowaną. Berry. Nie wiedziałam czy przeżył, a teraz widzę go ukrytego, brudnego i bojącego się.

-Hej Berry, to ja pamiętasz mnie? -Przyklękam przy łóżku i wyciągam ręce w jego stronę.

Patrzy się na mnie nieufnie, ale po chwili wywala język i merda ogonem. Powoli wychodzi z kryjówki i daje mi się pogłaskać. Chce płakać, ale nie potrafię. Biorę go na swoje ręce i opuszczam pokój. Nieufnie patrzę na drzwi prowadzące do sypialni rodziców. Nie mam ochoty tam wchodzić. Colin trzyma coś w ręku, podchodzę do niego i pokazuje mu Berry'ego.

-Gdzie go znalazłaś? -Pyta zaciekawiony.

-Był schowany pod łóżkiem dziecka. -Odpowiadam zgodnie z prawdą.

-Słodziak. -Mówi uśmiechając się. Wyciąga dłoń aby go pogłaskać na co Berry nie protestuje ku mojemu zdziwieniu. Po chwili do domu wchodzą Jennifer z Tylerem i dzielą się z nami informacjami. Colin pokazuje zdjęcie, które trzymał w ręku. Widzę całą naszą rodzinę, mnie mamę, tatę i Berry'ego. Zdjęcie zostało zrobione w moje urodziny. Czuje, że moje nogi wydają się teraz dziwnie lekkie. Wszyscy przyglądają się mi i komentują podobieństwo do dziewczynki na zdjęciu. Ja jednak zaprzeczam wszystkiemu i mówię, że to absurd. Patrzą się na mnie nieufnie i wracają do analizowania danych. Bawię się brudnym futerkiem Berry'ego i słyszę dźwięk na schodach. Podnoszę głowę i widzę człowieka z pistoletem w ręku. Celuje on w Colina, chce krzyczeć ale jest na to za późno. Słyszę huk i wiem że muszę to zrobić. Skupiam się i czuje jak moja moc przepływa przeze mnie, wszystko zwalnia. Kula jest teraz tak wolna, że z łatwością wpadam między nią a Colina. Czuję przeszywający ból w lewym ramieniu i uderzam z impetem błyskawicy w ścianę.


Pov. ?

Patrzę na obraz przede mną. Widzę ją dokładnie na kamerze, jej białe jak śnieg włosy i nagłą szybkość. Uśmiecham się zadowolony. Mam cię Alison. Przez kilka lat czekałem na potwierdzenia, informacje na temat tego, że żyje. Teraz sama siebie wydała. Wpadła w dziurkę z, której nie ma już ucieczki. Ja osobiście już o to zadbam.

Moon likes meWhere stories live. Discover now