~25~

23 2 1
                                    

Moja świadomość powoli do mnie wracała. Czułam okropny ból głowy. Powieki były tak ociężałe, że nie byłam w stanie ich unieść. Zewsząd dochodziły mnie różne rozmowy. 

-... z nią ? 

-... potoczyć się inaczej. 

Chciałam się ruszyć. Nie rozumiałam gdzie jestem i z jakiego powodu tu się pojawiłam. Wiedziałam jedynie, że jest ku temu bardzo ważny powód. Im bardziej zastanawiałam się nad rozwiązaniem ono umykało jeszcze dalej. 

Zirytowana tym wszystkim po raz kolejny odpłynęłam w nicość. 

*** 

Otworzyłam powoli oczy. Pierwsze co mi się ukazało to jasne lampy i białe ściany. Szpital?  Spytałam samą siebie. Prawdopodobnie. Zamrugałam kilka razy i mój wzrok stał się o niebo wyraźniejszy. 

-W końcu się obudziłaś! Może masz ochotę na szklankę wody? -Dobiegł mnie nieznajomy głos. Chciałam odpowiedzieć twierdząco lecz zamiast głosu z mojego gardła dobył się niezrozumiały charkot. 

Zwróciłam się w kierunku głosu. Przy moim szpitalnym łóżku siedziała dziewczyna. Miała brązowe włosy spięte w kucyk, piwne oczy i okulary. Przypatrywałam jej się przez chwilę po czym pokiwałam głową. 

Uśmiechnęła się ciepło, po czym zniknęła za zasłonką. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc co dalej. Moje myśli nie chciały się połączyć i poukładać. Miałam wrażenie, że zapomniałam o czymś bardzo istotnym. 

Moje przemyślenia rozwiał wiaterek, który pojawił się wraz z dziewczyną. Podała mi szklankę. Sięgnęłam po nią niepewnie ręką i wypiłam dwoma haustami. Moje gardło dziękowało z całego serca za ten szczodry podarunek. 

-C-co... się.. stało?  -Wychrypiałam nieco za cicho. 

Na szczęście dziewczyna zdołała zrozumieć o co mi chodziło i udzieliła odpowiedzi: 

-Dostałaś zastrzyk, który miał na celu Cię uśpić na jakiś dzień. 

Uśpić? Po co mieliby mnie... I nagle wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły. Chłopak o brązowych oczach. Strzał. Ranny Owen. Ośrodek. Moje ręce przypięte do łóżka. Śmierć Colina. To ostatnie było najboleśniejsze. 

Zaczęłam się szarpać i wrzeszczeć. 

-Zabili go! -Darłam się na całe gardło, aż w końcu poczułam znajome ukłucie w prawej ręce. Znowu ciemność. Chyba na jakiś okres czasu zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. 

*** 

Uderzyłam worek treningowy ze zdwojoną siłą. Wspomnienia znowu mnie zalały . Zaskoczona nie umiałam ich się pozbyć. To tak jak mała wioska na, którą za chwilę wylewa się rwąca rzeka. Ludzie nieprzygotowani giną. Tak samo było ze mną, upadłam na kolana i zaczęłam z wysiłkiem dyszeć. 

Zacisnęłam ręce w pięści, gdy w moim gardle zaczął pojawiać się głośny szloch. Spokojnie Alison, tylko spokojnie. Zamknęłam oczy, aby nie dać wypłynąć łzą. Od chwili, gdy zabito Colina miewam ataki paniki. Moje serce złamało się, bo zdałam sobie sprawę, że to moja wina. 

Zabiłaś Colina. Zabiłaś go. Nienawidziłam siebie za to. Z radosnej dziewczyny, która lubiła czasem rzucić w kogoś drobną złośliwością przerodziłam się w cień samej siebie. Nie jadłam, nie odzywałam się i co najważniejsze zamknęłam się w sobie. 

Moon likes meWhere stories live. Discover now