~17~

31 2 0
                                    

Opuściłam nasz pokój spotkań bez słowa. Colin nie zatrzymał mnie, stał jedynie w miejscu i odprowadził mnie jego zaniepokojonym spojrzeniem. Zdawałam sobie sprawę jak wyglądam, ale nie miałam sił, aby cokolwiek z tym zrobić.

Wszystko we mnie huczało. Obraźliwe słowa lały się niczym rzeka, moja samoocena wydawała się obniżyć tak nisko, że nawet sam diabeł nie zagląda w te zakamarki.

Byłam tym wszystkim zmęczona. Próby uśmiechnięcia się spełzły na niczym. Zmarnowana poszłam się zwolnić do nauczycielki. Przerażona moim widokiem wręcz wyrzuciła mnie ze szkoły. Szłam chodnikiem do domu bo nie było sensu czekać na autobus.

Przechodziłam obok grupki dziewczyn. Szły uśmiechnięte z torbami zapełnionymi zakupami. Pewnie są przyjaciółkami. Popatrzyłam na nie, były szczęśliwe. Poczułam jeszcze większy przypływ smutku i bezradności.

Jesteś nikim. Zawsze wszystko psujesz. Mówi cichy głos wewnątrz mnie. Nie powinnam go słuchać. Jednak wszystko o czym mówi jest prawdą. Jedyne co robię to niszczę ludziom życie. Jeśli ktoś się do mnie zbliży to spotyka go pełno nieszczęść. Nawet śmierć. Dlatego wole trzymać się od ludzi z dala.

Budynki, które mijałam podpowiadały mi, że za niedługo dojdę do domu. Po pięciu minutach za rogu zobaczyłam znajomy mi budynek. Drzewa porastały podwórko co dodawało miejscu uroku. Kwiaty niegdyś kolorowe teraz czekały na powrót wiosny.

 Sam domek wyglądały na mały, jednak przytulny. Był on zbudowany z błękitnych desek. Inne elementy były białe co ładnie ze sobą komponowało. Miał też ganek, na którym były wygodne fotele ogrodowe i stoliczek. Z doniczek wiszących na ganku kwitły różnorodne zioła. 

Ptaki śpiewały wśród gołych konarów drzew. Uchyliłam furtkę i weszłam na posesję. Szłam kamienistą ścieżką prowadzącą wprost do domu. Po wejściu ściągnęłam buty i kurtkę, po czym od razu wbiegłam po schodach do mojego pokoju. 

Plecak rzuciłam w kąt a sama zaś wzięłam pierwszą lepszą książkę i zatopiłam się w jej magicznym świecie. 


-Alison! 

Podnoszę głowę gdy słyszę, że ktoś woła mnie po imieniu. Odkładam książkę na łóżko i zbiegam po schodach. 

-O co chodzi? -Pytam wchodząc do kuchni. 

-Ja i Henry jedziemy na zakupy. W tym czasie przyjedzie mechanik naprawić telewizor, poradzisz sobie? -Pyta Nancy zakładając na siebie beżowy płaszcz. 

-Ta. -Mówię siląc się na przyjazny ton. 

-Matko, Alison jak ty wyglądasz. -Podnosi głos przerażona Nancy moim widokiem. 

-Nie umiałam zasnąć. -Tłumacze zadowolona ze swojej wymówki. 

-Pogadamy o tym później kochanie, mechanik będzie za 10 minut więc dobrze by było żebyś wykorzystała ten czas na powrocie do ludzkiego wyglądu bo jeszcze przerazisz mechanika.. -Mówi troskliwie Nancy, podchodzi do mnie i przytula mnie. 

Odwzajemniam gest bez włożenia w niego najdrobniejszego uczucia. W końcu odsuwamy się od siebie i Nancy macha mi na pożegnanie. Odmachuje jej po czym spoglądam bezczynnie po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymuje się na lodówce. Wyciągam z niej lemoniadę i nalewam sobie do szklanki. 

Idę z nią do salonu i siadam na kanapie. Ciszę przerywa jedynie cykanie zegara. Mam dziesięć minut na ogarnięcie się. Tylko nie za bardzo chce mi się to zrobić. Zamykam oczy i popijam lemoniadę. Po dłuższej chwili rozlega się dzwonek. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że jestem i piżamie, a mój wygląd ani trochę się nie zmienił. 

Moon likes meWhere stories live. Discover now