~22~

34 2 0
                                    

Gotowa do wymierzenia ciosu uniosłam rękę.

-Nie radzę. -Powiedział rozbawiony Liam.

Opuściłam bezradnie dłoń i zacisnęłam usta w wąską linijkę. Dopóki trzyma Colina nie mogę mu nic zrobić.

Nie czekając dłużej otworzył drzwi przed nami. Jasne światło oślepiło moje oczy, które przywykły już do ciemności. Powoli je otworzyłam. Widok mnie poraził.

Krzątali się tu naukowcy w białych typowych dla nich strojach, ale nie to przykuło moją uwagę. Byli tu również zwykli ludzie odziani w białe koszule niedopasowane do ich rozmiaru.

-C-co..do ? -Wysapałam przyglądając się ich zmęczonym twarzą.

-Radze przyzwyczaić się do tego widoku. -Rzekł Liam i wziął mnie za rękę.

Prowadził mnie przez środek sali. Ludzie patrzyli się na mnie. Były wśród nich dzieci. Małe dzieciaczki biegały radośnie pomiędzy stolikami.

Sala przypominała szkolną stołówkę. Były tu stoliki przy, których zasiadali ludzie i jedli posiłek. Brakowało tu jednak głośnych rozmów i muzyki grającej w tle.

To miejsce było ciche. Nasze kroki odbijały się echem. Niedawno bawiące się dzieci zostały wezwane przez rodziców i uciszone. Poczułam jak ręce mi drżą. Czyżby mnie czekał taki sam koniec?

Otrząsnęłam się z tego i wpatrywałam się w Liama idącego przede mną. Nadal trzymał mnie za rękę. Był to taki ludzki gest. Nie pasował do niego, tak samo jak jego zachowanie. Stał się nagle taki cichy. Jakby aura tego miejsca odcisnęła swoje piętno na nim.

Podeszliśmy do jednego ze stolików i nakazał mi zająć miejsce. Wykonałam jego polecenie cięgle pamiętając co się stanie jeśli będę się sprzeciwiać.

Liam wymienił parę słów z najbliższym strażnikiem, który był uzbrojony i odszedł w kierunku bufetu. Strażnik podszedł do mnie i kątem oka obserwował. Zauważyłam jak zmarszczył przy tym nos.

Nagła ochota aby mu przyłożyć pojawiła się znikąd. Zignorowałam ją, bo narobiłabym nie tylko sobie poważnych problemów. Popatrzyłam na swoje ubranie.

Było ubrudzone, na rękach natomiast zostały mi czerwone ślady po linie, z którą tak uparcie walczyłam. Po wieczności czekania na Liama, w końcu się pojawił z tacą.

Ślinka napłynęła mi do buzi i w tym momencie byłam gotów wybaczyć mu wszystko za zawartość tacy. Dostałam zapiekankę z której jeszcze unosiła się para, butelkę wody i batonik czekoladowy.

Obiecałam sobie, że kiedyś pójdę do kościoła i będę dziękować za te miłosierdzie. Nie zważając na innych rzuciłam się na jedzenie jak to czasem zwierze na ofiarę. Liam przyglądał mi się z zażenowaniem świadczącym o moim braku kultury.

Gdy skończyłam posiłek i uzupełniłam zapas wody w moim organizmie pochyliłam się z zadowoleniem na krześle.

-Zawsze są tu takie dobre posiłki? -Zapytałam.

-Tylko tobie mogłem na taki pozwolić. -Odezwał się cicho Liam.

W pewnym momencie ujrzałam siedzącego obok mnie małego, bezbronnego chłopaka. Gdzieś tam głęboko w nim był. Byłam o tym przekonana.

-Cóż to.. miłe z twojej strony. -Powiedziałam rozglądając się za innymi podzielającymi mój los tutaj. Sala pozostała jednak pusta. Zapewne w trakcie tego gdy cieszyłam się jedzeniem wszyscy sobie poszli.

-Dobra wycieczko, idziemy dalej. -Oświadczył wstając z krzesła Liam.

Również wstałam i znów poszłam za nim. Tym razem nie trzymał mnie już za rękę. Przeszliśmy stołówkę kierując się w zupełnie innym kierunku, niż ten z którego przybyliśmy.

Moon likes meWhere stories live. Discover now