~27~

22 1 0
                                    

Okej, na samym początku chciałam poinformować wszystkich dlaczego przez dłuższy okres czasu nie było rozdziałów. Otóż jestem na wakacjach, więc nie miałam zbytnio czasu na pisanie. Mam nadzieję, że to zrozumiecie, a teraz przejdźmy do rozdziału:


Poruszenie obok mnie przegoniło mi sen z powiek.

-Mmm. -Mruknęłam coś niezrozumiałego i przybrałam wygodniejszą pozycję.

To coś jednak postanowiło nie dawać mi spokoju i dotknęło czubka mojego nosa. Święcie przekonana, że to jeden z tych paskudnych robaków, które nigdy nie dawały człowiekowi spokoju odpędziłam go ręką, mrucząc przy tym:

-Daj mi spokój..

Przybierając po raz kolejny wygodniejszą pozycję westchnęłam z zadowoleniem. Poczułam jak podłoże pode mną porusza się. Zupełnie tak jakby ktoś skrywał chichot.

Chwila. Odkąd technologia zaszła o tyle daleko, że łóżka są w stanie masować?

Niechętnie otworzyłam jedno oko. Musiałam odczekać chwilę nim przyzwyczai się do obrazu. Jeszcze nim moje oczy bacznie zorientowały się w sytuacji poczułam zapach koszonej trawy, charakterystyczny tylko i wyłącznie do jednej osoby.

-Hejoo śnieżynko.

Podniosłam głowę i nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnęłam się widząc uśmiech na jego twarzy.

-Jak tam? -Zapytałam.

-Jak się na mnie spało? -Spytał zbywając moje wcześniejsze pytanie.

Na samą myśl o tym poczułam, że policzki mnie pieką. Starając się sprawiać wrażenie niewzruszonej odparłam spokojnie:

-O dziwo dobrze.

-Sugerujesz coś? -Przypatrzył mi się z poważnym wyrazem twarzy. Gdybym nie spędziła z nim całkiem sporej części czasu mogłabym się na to nabrać.

-Aha, chociaż preferuję poduszki. -Kontynuowałam nadal niewzruszona.

Mój wzrok wodził od jego czekoladowych oczu po wargi, które tak wspaniale pieściły moje usta. Na samą myśl poczułam dreszcze.

-Ty mały... -Zaczął i przyciągnął mnie do siebie. Pisnęłam zaskoczona i zaczęłam się wyrywać.

Pozycja, w której oboje się znaleźliśmy przyprawiłaby nie jednego obserwatora o zawstydzenie. Colin leżał wyciągnięty na kanapie, a ja natomiast na nim, (dosłownie). Nasze twarze dzieliło od siebie zaledwie kilka centymetrów.

-I co teraz mała? -Spytał przywołując na swoją twarz uśmiech psotnego elfa.

-Nie jestem mała. -Prychnęłam starając się uwolnić z jego uścisku.

-Doprawdy? -Niewinnie podpuszczał mnie.

-Tak. Ile masz wzrostu?

-190. -Jego twarz rozjaśnił zwycięski uśmiech.

Jęknęłam uświadomiwszy sobie, że poniosłam porażkę. Dzieliło nas 20 cm wzrostu. Spotkałaś go tyle razy i nie uświadomiłaś sobie, że góruje nad tobą? Skarciłam samą siebie w myślach.

Przewróciłam oczami i dałam mu pośpiesznego buziaka w policzek. Zaskoczony tym nagłym ruchem poluzował ucisk. Wykorzystując pojawiającą się w moich żyłach nadludzką siłę odskoczyłam, jak strzała w bok. 

Teraz to ja posłałam mu triumfalny uśmiech.

-Oszukiwałaś! -Powiedział obruszony.

Zaśmiałam się, Colin po chwili dołączył do mnie.

Moon likes meWhere stories live. Discover now