Rozdział 29

442 25 17
                                    

Perspektywa Dracon'a 

-Mamy Cię, Malfoy.-usłyszałem, gdy już powoli ból od uderzenia w brzuch mijał. Zastygłem w bezruchu i zaczerpnąłem głęboko powietrza. Rozejrzałem się dookoła, ukradkiem wyjąłem różdżkę z tylnej kieszeni spodni. Otaczało nas kilkanaście wampirów. Przełknąłem ślinę widząc Hermionę z przyłożoną różdżką do gardła.

-Draco... Co się dzieje?-Ginny stanęła obok mnie, a po chwili dołączyli do nas starsi Weasley'owie, Potter, Parkinson, Patil i Zabini. Jedynie Shinoda stał z boku.

Nie odpowiedziałem. Zauważyłem jak Hermiona zaczęła trząść się ze strachu, choć za wszelką cenę próbowała to ukryć. Patrzyła na mnie błagalnie. Chciała, abym Ją uwolnił.

-Zostawcie Ją.-wyjąkałem tylko. Ktoś się roześmiał.

-Zabawny jesteś, Malfoy. Kto Cię tak załatwił?-odezwał się jeden z nich z krótkimi, brązowymi włosami. Jeden z ich przywódców, Marcus Williams świdrował mnie wzrokiem. Jednak za nim zdążyłem odpowiedzieć przeniósł wzrok na Parvati.

-Witaj Patil. Jak rodzinka? Mam nadzieję, że Twój kuzyn dawno zdycha. A Twoja siostra? A babcia? Jak zdrowie?

-Złapcie Ją!-zawołałem ze złością, widząc jak czarnowłosa wybiega. Marcus zacmokał, a ja nadal nie spuszczałem wzroku od Hermiony.

-I co? Warto się było w takie bagno wpakować? Ostrzegałem, że za wpychanie nosa w nie swoje sprawy oberwą Twoi najbliżsi. Rodziców już mamy. Teraz pora na tę małą.

Spiąłem się. Czułem, że jeszcze chwila i wybuchnę ze złości lub zrobię niepotrzebną rzecz, która jeszcze bardziej pogorszy sprawę.

-Granger nic mnie nie obchodzi.-powiedziałem chłodno. Kłamstwo przeszło mi przez gardło, ale spojrzenie, które mi podała Hermiona na pewno będę go pamiętał do końca życia. Odwróciłem głowę na chwilę. Jej przyjaciele i rodzice byli zaskoczeni całym zdarzeniem i było po nich widać, że nie bardzo wiedzieli o co chodzi.

-No to nowość. Wydawało mi się, że za Nią latasz, nieustannie prosząc o wybaczenie.-zacisnąłem pięści. Skąd mogą wiedzieć takie rzeczy? I wtedy do mnie dotarło. Ktoś dla nich pracował. Ktoś to był koło Granger... No tak! Shinoda! 

-Nie atakujcie póki mają Mionę.-syknąłem prawie bezgłośnie do Wiewióry. Skinęła lekko głową. 

-Malfoy'owie nie proszą o wybaczenie. Powinniście o tym wiedzieć. A tym bardziej od szlam.-wykrzywiłem usta w sztuczny i ironiczny uśmiech. Musiałem udawać. Musiałem się stać starym Dracon'em.

Zaskoczyłem Williams'a, ze mnie przeniósł wzrok na Shinodę. A ja już miałem pewność, że to On działał na dwa fronty. 

-Dość tego, zostawcie moją przyjaciółkę!-krzyknął Wieprzlej. Zacisnąłem pięści i szczękę. Na Salazara, po co On się wtrąca?!

-Zabawni jesteście.-czerwony płomień poleciał do Marcus'a. 

-Nie!-krzyknąłem, ale i tak było już za późno. To co zrobił Łasic dało im znak do rozpoczęcia walki. Wampiry na rozkaz swojego przywódcy zaczęli rzucać zaklęciami. Broniłem się, atakując jednocześnie. Chciałem dostać się do Granger. Co chwilę stawali mi na drodze ludzie  Williams'a. Rzucałem zaklęciami w nich, petryfikując i ogłuszając przeciwników. I wtedy usłyszałem Jej krzyk. Dwa słowa, jedno imię.

-Jared, pomóż!-przystanąłem na chwilę czując gulę w gardle. Spojrzałem na blondyna. Był już przy nich. Wziął Ją w ramiona, a Ona się do Niego przytuliła. Jeszcze większa złość ogarnęła mnie. Byłem już prawie u celu. Nie wydało Jej się dziwne, że tak łatwo Williams Ją puścił?

Następnie wszystko potoczyło się szybko, za szybko. Nie zdążyłem nic zrobić. Dostała zaklęciem. Najprawdopodobniej Drętwotą. Shinoda mocniej zacisnął na Niej dłonie, posłał mi zwycięski uśmiech i teleportował się. Za nimi zniknęli pozostali. Tylko Marcus pozostał przez chwilę z szerokim uśmiechem na ustach.

-Do zobaczenia, Malfoy. Poczekamy aż przyjdziesz po swoją dziewczynkę.-powiedział wesoło i wycelował we mnie różdżkę mrucząc: Crucio. Zawyłem z bólu, jednak postarałem się opanować i tylko upadłem na trawę.

Ból ustał. A On zniknął. Spuściłem głowę, podpierając się rękami. Oddychałem głośno. Nie... To nie mogło się stać. Nie mogło. Ktoś do mnie podszedł i pomógł mi wstać. Oparłem się na ramieniu Blaise'a. Powoli poprowadził mnie do środka. 

Widziałem zaskoczone i zrozpaczone twarze Jej przyjaciół. Parvati miała zapłakaną twarz. Potter klęczał nad nieprzytomną Pansy.

-Merlinie, co tu się stało?!-wykrzyknęła Molly Weasley wybiegając na podwórko razem ze swoim mężem i rodzicami Granger. Zatrzymała wzrok na mnie. Musiałem wyglądać dość nieciekawie.

-Matko Boska, niech ktoś coś powie?-zawołała pani Granger. Kobieta założyła ręce na piersi i spojrzała na wszystkich po kolei. Zmarszczyła brwi.

-A gdzie Hermiona?-przełknąłem ślinę.

-Przepraszam państwo Granger. Naprawdę przepraszam.-wyjąkałem.

.....................

Kopnąłem nogą w drzwi, ale po chwili usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Myśl Draco, myśl.

-Możemy?-podniosłem głowę do góry. Ginny weszła do pokoju, a za nią wszedł Blaise. Kiwnąłem lekko głową. Poczułem jak siadają obok mnie.

-Masz już jakiś plan?

-Nie. Trzeba się dowiedzieć, gdzie jest kryjówka.-powiedziałem cicho.

-Możemy poprosić Harry'ego. Na pewno ma jakieś kontakty w Ministerstwie.

-Próbował Weasley! Cały czas próbował, przez trzy lata jego nieobecności. To nie jest takie proste.-powiedziałem ze złością.

-Malfoy!-drzwi do pokoju, w którym leżałem, otworzyły się i wbiegł w nie wściekły Wieprzlej. Instynktownie wstałem, zaciskając pięści. Och, jaką miałem ochotę Mu przyłożyć. Gdyby się nie wtrącał, może wszystko byłoby dobrze. Albo przynajmniej Ona byłaby bezpieczna. Dopadł mnie i złapał za koszulę. Twarz miał nadal całą czerwoną.

-Czego chcesz Łasico? 

-Co to miało być?! Zabrali Hermionę przez Ciebie! 

-Próbowałem Ją uwolnić... Jakbyś nie zauważył! Tylko musiałeś...-zacząłem kaszleć.

-Ron, puść Go!-zawołała Ginny. Puścił mnie aż się zgiąłem kaszląc. Zaczerpnąłem głęboko powietrza.

..................

Perspektywa Hermiony

Uniosłam lekko powieki. Ciemność. Zamrugałam kilka razy i moje oczy przyzwyczaiły się do mroku.

Próbowałam się poruszyć, ale ręce i nogi miałam związane. Gdzie ja jestem? Co ja tu robię? To były pierwsze pytania, które nasunęły mi się na myśl. No tak. Moje urodziny w Norze, napad na nas. Draco. Granger nic mnie nie obchodzi. Nie, nie mógł mówić tego poważnie. Na pewno. Przecież... Nie mógł, po prostu nie mógł.

Jared. Poczułam łzy pod powiekami. To był mój przyjaciel. Zdradził mnie. Pamiętam tylko jak zamiast Dracon'a poprosiłam Go o pomoc. Jak później schowałam twarz w Jego koszuli, mocząc ją. Zmarszczyłam brwi. Czemu płakałam?

Drzwi do mojej celi się otworzyły i zobaczyłam twarz, której już nie chciałam oglądać.

"Po prostu mi zaufaj, Granger"|| DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz