Hayden
Kolejny tydzień mija zdecydowanie przyjemniej. Powrót do rzeczywistości. Trochę ulepszonej.
Znowu jemy razem śniadania, chociaż od teraz Riley wstaje razem ze mną i stara się pomagać. Daje jej najmniej odpowiedzialne zadania, więc ogranicza się do robienie tostów albo herbaty.
Potem zwykle odwożę ją na uczelnie, a jeśli moje zajęcia kończą się szybciej to po nią przyjeżdżam. Spędzamy ze sobą prawie każdą wolną chwilę i przyznaję to są chwile na wagę złota.
Uwielbiam z nią przebywać. Rozmawiać na temat głupot, słyszeć jej śmiech albo dalej droczyć się z nią i naśmiewać z jej ubrań, chociaż wie, że nie robię tego naprawdę.
Nadal nie wiem na czym stoimy, ale nie przeszkadza mi to. Jest dobrze tak jak jest.
Prawie.
Jest dobrze, kiedy jest ze mną. Natomiast kiedy jestem sam zdarza mi się zaglądnąć do butelki. Nic szalonego. Jeden drink.
To i tak postęp, od tego co robiłem przez ostatnie dwa miesiące. I zżera mnie poczucie winy, bo obiecałem jej coś innego, a nadal zdarza mi się pić i czasem spotkać z Danielem.
Ciężko go unikać, skoro jest w gronie naszych znajomych.
Sobota zbliża się wielkimi krokami. W piątek informuje mamę, że przyjdę z osobą towarzyszącą. Jest zaskoczona, ale wydaje mi się, że chyba się cieszy.
Chciałbym, żeby polubiła Riley. Wren też jest zdziwiona, kiedy dowiaduje się, że rudowłosa przychodzi ze mną na kolację, ale nie mówi nic więcej.
Nieważne co sobie myślą. Riley staje się dla mnie ważna.
- Padniesz jak zobaczysz sukienkę, którą kupiłam! – woła na wejściu dziewczyna i całuje mnie w policzek, kiedy rozkładam obiad na stole.
- Pokaż – wskazuję na papierową torbę, ale ona kręci głową i mówi, że to będzie niespodzianka.
W końcu kiedy nadchodzi sobota przez większość dnia mam korki, więc wracam do domu pod wieczór.
Riley zakazuje mi wchodzić do swojego pokoju dopóki nie skończy się przygotowywać, więc nie tracę czasu tylko wskakuję pod prysznic.
Potem zakładam ciemnozieloną koszulę z rozpiętym kołnierzem i oraz czarny garnitur.
Nie lubię tego typu ciuchów, ponieważ są niewygodne i ograniczają ruchy, ale poświęcę się dla mamy. W końcu to jej święto.
- Riley, długo jeszcze? Spóźnimy się! – wołam do dziewczyny, siadając na sofie.
Składam swoje notatki, które zostawiłem rano na stole, gdy nagle słyszę stukot obcasów.
Podnoszę wzrok i mam wrażenie, że brakuje mi powietrza.
Kurwa.
Rudowłosa stoi trochę skrępowana podczas gdy ja lustruję ją wzrokiem. Ma na sobie czerwoną sukienkę na ramiączkach, która opina każdy centymetr jej ciała i sięga jej za kolano.
Włosy ma uczesane w luźny warkocz, opadający na prawe ramię, a grzywka ułożona jest na bok.
Na buzi ma delikatny makijaż. I kiedy mówię delikatny w odniesieniu do Riley to w porównaniu do jej zwykle podkreślonych różnymi kolorami oczu, teraz ma lekko wytuszowane rzęsy i usta pomalowane pod kolor sukienki.
Śmieję się, kiedy zauważam, jej buty. Całe czarne sandałki na obcasie z paskiem w panterkę.
- Nie mogłam się powstrzymać – przyznaje i dołącza do mnie. – I co? Dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że przesadziłam.

YOU ARE READING
Współlokatorzy
Romance- Czy ty kiedyś widziałeś jak wygląda klaun? - zauczynam się puszyć. - Widzę go codziennie - uśmiecha się sztucznie i puszcza mi oczko. - Potrafisz nie być dupkiem? - warczę. - Potrafisz nie wyglądać jak przedszkolak?