Dwudziesty pierwszy

611 23 10
                                    

Riley

- Cześć! Przepraszam za spóźnienie! – wołam, wpadając niczym burza do pubu.

W środku jest całkiem pusto. Rory stoi za barem i zajmuje się papierkową robotą, a chłopaki stoją na scenie i rozkładają sprzęt.

Odkładam torbę i zabieram się za ustawianie stojaków do mikrofonu.

Jestem w nadzwyczaj dobrym humorze.

Może to przez fakt, że po prostu się wyspałam albo raczej to, że Hayden wczoraj mnie pocałował.

Po prostu mnie pocałował. I nie był to byle jaki pocałunek. To był pocałunek, który opisują w książkach, to był nasz pierwszy pocałunek. I był naprawdę idealny.

Wiadomo, że brzmi to bardzo oklepanie, ale należy mieć świadomość, że dla każdego idealnie znaczy co innego.

Wszystko było w odpowiednim czasie. Nie za szybko, nie byle jak. Było powoli, z uczuciem i... Na samą myśl po prostu się uśmiecham.

- Co ci jest? – pyta mnie z rozbawieniem Adam. – Szczerzysz się sama do siebie od kilku minut.

- Nic – wzruszam ramionami i udaję obojętną.

- Uprawiałaś seks? – niemal piszczy i kładzie dłonie na biodrach.

Tyler sztywniej i prawie upuszcza gitarę, słysząc słowa naszego kolegi.

Patrzy na mnie ze zdziwieniem i zmieszaniem na twarzy. Ja stoję jak wryta z zaczerwienionymi policzkami i nie wiem co odpowiedzieć.

- Zwariowałeś! – szturcham go łokciem. – Niby z kim?

- Może z panem współlokatorem? – podsuwa Jeremy i porusza znacząco brwiami.

Przewracam oczami, starając się jakoś zakończyć temat.

- Coś jest na rzeczy. Jeśli nie spaliście ze sobą... O mój Boże pocałował cię! – krzyczy Adam i potrząsa moim ciałem. – Jesteście razem? To bardzo ułatwia wam kwestię mieszkania ze sobą, to macie z głowy. Od kiedy? Chcę szczegółów!

- Zamknij się, nie jesteśmy razem – odpycham go od siebie, ale nic nie poradzę. Uśmiecham się.

- Ale to prawda? Było małe miziu miziu? – dopytuje  podekscytowaniem.

Patrzę na Jeremy'ego, który zza perkusji wyczekuje odpowiedzi oraz na Tylera, który dostraja gitarę i udaje, że nas nie słucha.

Kiwam głową trochę zażenowana całą sytuacją, ale chcę mieć to już z głowy.

- Możemy zacząć tę próbę? – przerywa Tyler ze zniecierpliwieniem.

On akurat sobie nie żartuje i mimo że jego zachowanie jest dla mnie dziwne w tym momencie akurat próba jest dla mnie wybawieniem od niezręcznej rozmowy.

*

W półtorej godziny udaje nam się przećwiczyć wszystkie kawałki na następny występ.

Mam jeszcze trochę czasu zanim Hayden po mnie przyjedzie, więc nie śpieszę się do wyjścia.

Jeremy gdy dostrzega Wren zaczynającą swoją zmianę, czym prędzej ucieka do wyjścia.

Nie jest jeszcze w stanie zmierzyć się z porażką.

Adam też szykuje się do wyjścia, ponieważ jest umówiony na randkę, ale informuje mnie, że zadzwoni wieczorem, żeby dokończyć rozmowę.

Zostaję sama z Tylerem i nie mam nic przeciwko. Już od dłuższego czasu nie spędzamy czasu tak jak kiedyś.

Siedzimy przy stoliku, on z piwem a ja z Colą.

- Naprawdę się z nim teraz spotykasz? – pyta z lekką pretensją w głosie.

Jestem zmieszana jego reakcją.

- Hm, tak mi się wydaje – odpowiadam niepewnie.

Brunet przeczesuje dłońmi swoją długą grzywkę i odwraca wzrok.

- Mówiłaś, że go nie lubisz – zauważa i upija łyk z butelki.

- Tak, ale to było zanim go poznałam – przyznaję.

Staram się nie tracić zimnej krwi, ale nie mogę rozgryźć o co mu chodzi.

Milczy co jeszcze bardziej zbija mnie z tropu.

- Czy to jakiś problem? W związku z, um, nami? – pytam cicho.

Podnosi na mnie wzrok. Nie wiem, czy jest zły, czy smutny, ale na pewno mnie zaskakuje swoim zachowaniem.

- Nie, coś ty! To nie ma znaczenia – mówi i macha ręką. – Po prostu się zdziwiłem. Nie pomyślałbym, że...

Tyler przerywa i przenosi wzrok ponad moje ramię.

Zanim zdążę się obrócić, czuję dłoń na swoim ramieniu.

- Gotowa? – słyszę znajomy głos nad uchem.

Obracam głowę i widzę Haydena we własnej osobie.

Ma na sobie czarną bluzę i kaptur na głowie. Wygląda seksownie.

Kiwam głową z uśmiechem, który ciśnie mi się na usta.

Obaj wymieniają się chłodnym powitaniem, na które nie zwracam uwagi.

- Widzimy się jutro – żegnam się z Tylerem i macham mu na pożegnanie.

Hayden przyciąga mnie do siebie i zawiesza rękę na moich ramionach, po czym kierujemy się do wyjścia.

- Mówiłem ci, że go nie lubię? – szepcze mi do ucha, kiedy wychodzimy z baru.

Samochód stoi od razu przy wyjściu, więc kieruję się do miejsca pasażera.

- To mój przyjaciel – zwracam mu grzecznie uwagę.

Próbuję otworzyć drzwi, ale chłopak odsuwa moją dłoń i robi to za mnie.

Przewracam oczami i wsiadam do środka.

Brunet wsuwa swoją głowę i posyła mi swój słynny, cwany uśmieszek.

- Nie patrzy się na ciebie jak twój przyjaciel – zauważa i z zaskoczenia całuje mnie w usta.

Pocałunek jest krótki, ale to i tak wystarcza, aby moje serce chciało wyskoczyć z piersi.

Hayden zamyka moje drzwi i po chwili zajmuje miejsce za kierownicą.

Zżera mnie ciekawość jak poszła rozmowa z rodziną.

Wren od razu zniknęła na zapleczu, po przyjściu do pracy.

Hayden rusza z parkingu, a ja zaczynam bawić się palcami.

Nie chcę być niedelikatna, ani naciskać za bardzo, wiem, że to drażliwy temat.

- Nie było tak źle – rozpoczyna, ku mojemu zdziwieniu. – Znaczy nie mówię, że było dobrze, ale spodziewałem się czegoś gorszego. Są bardziej złe na Boba niż na mnie. Tak w ogóle to mnie przeprosił.

- Naprawdę?

Hayden kiwa głową.

- Obiecałem im, że to więcej się nie powtórzy, tak jak tobie. Mama twierdzi, że może powinienem wrócić na terapię, um, czy coś – mówi już ciszej, jakby zawstydzony.

Kładę dłoń na jego nodze i posyłam mu ciepły uśmiech.

- To nic złego – dodaję mu otuchy.

- Wiem, że nie – burczy, a potem zmienia ton na łagodniejszy. – Po prostu przechodzenie od nowa przez to wszystko jest bez sensu. Niczego nowego się nie dowiem. Sam sobie z tym poradzę.

- I ze mną – dopowiadam.

Hayden promienieje na moje słowa i splata swoją dłoń z moją.

__________________________

dziękuję bardzo

WspółlokatorzyWhere stories live. Discover now