Hayden
Budzi mnie hałas w kuchni. Jestem zlany potem, pokój wiruje przed moimi oczami.
Szukam czegoś do picia, ale nic nie znajduje.
Czuję się jak gówno. Nie mogę za długo siedzieć, ponieważ robi mi się niedobrze, więc kładę się z powrotem do łóżka.
Leżę tak jeszcze przez pół godziny zanim postanawiam wstać.
Analizuję poprzednią noc, a raczej to co z niej pamiętam. Pamiętam Riley, która przyjechała do Daniela i to, że Jensen mnie wydał. Byłem zły, że się tam pojawiła, bo nie lubię kiedy jest w pobliżu Daniela. Byłem też zły, że moje całe kłamstwo się wydało i teraz prawdopodobnie stracę wszystko co było między nami.
Pytanie jest jedno. Czy nadal mi zależy? Po tym jak wczoraj ujrzałem Angie po raz pierwszy od pół roku mam wrażenie, że wszystkie uczucia odżyły. Czy czuję coś do Riley?
Na ten moment na pewno jestem na nią wściekły i wiem, że kiedy opuszczę ten pokój będę musiał zmierzyć się z wielką kłótnią, na którą nie mam siły.
Wychodzę.
Rudowłosa siedzi w kuchni i je bajgla z nutellą. Trochę uderza mnie ten fakt, ponieważ mam wrażenie, że oznacza to powrót do starych czasów. Czasów, kiedy ja i Riley w ogóle nie rozmawialiśmy, jedliśmy śniadania osobno i nie mogłem jej całować na powitanie.
Cholera.
Wchodzę do kuchni i pierwsze co nalewam sobie szklankę wody.
Dziewczyna akurat kończy jedzenie, chowa talerz do zmywarki i wychodzi z kuchni.
Jest już ubrana. Ma nawet buty na sobie.
Jest jednak dziesiąta, gdzie ona idzie?
- Jadę do rodziców – oznajmia chłodno, zakładając kurtkę.
Odwracam się do niej natychmiast.
- Po co? – marszczę brwi i podchodzę bliżej nie.
- Mam dosyć tego mieszkania – burczy pod nosem i wyciąga swoje długie włosy spod kołnierza.
Co ona sobie wyobraża? Nie może mnie teraz zostawić.
- Zamierzasz dzisiaj wrócić? – pytam poddenerwowany.
- Raczej nie – odpowiada krótko i sięga po torbę.
Nie żartuje. Torba jest do pełna spakowana. Zaczynam panikować. Powinienem ją przeprosić, błagać o wybaczenie i prosić, żeby została.
Niestety. Unoszę się dumą. Jestem zły, nie potrafię zmienić nastawienia.
Niech idzie. Proszę bardzo. Nie zamierzam jej zatrzymywać.
- Trochę przesadzasz – parskam i przewracam oczami.
Dziewczyna odchyla głowę do tyłu i wypuszcza głośno powietrze.
- Przesadzam? Według ciebie przesadzam, tak? Ja po prostu jestem zmęczona, Hayden. Jestem zmęczona ciągłym pomaganiem i tobą, który ciągle odrzuca moją pomoc, okłamuje mnie i mówi mi te wszystkie gówna co wczoraj...
- Co wczoraj powiedziałem? – przerywam jej zaskoczony.
Podchodzi bliżej mnie z rękami założonymi na biodrach.
- Powiedziałeś, że masz mnie dosyć, że mnie nie chcesz i nie potrzebujesz mnie – odpowiada drżącym głosem.
Widzę, że słowa ciężko jej przechodzą przez usta.
Czuję się okropnie. Dlaczego się tak zachowuję, kiedy piję? Przecież tak nie uważam. Potrzebuję jej najbardziej na świecie. Kurwa.
- Wiesz, że to nieprawda – mój głos łagodnieje pod jej zranionym spojrzeniem.
Staję blisko niej i przyciągam ją do siebie. Nie oporuje i czuję ulgę. Może uda mi się ją przekonać, żeby została.
Nie wiem, na czym stoimy, nie jestem gotowy jeszcze decydować, wiem, że ona też, ale... Nie chcę się rozstawać.
- Nie mogę z tobą być i patrzeć jak pijesz. Okłamywałeś mnie przez ostatni miesiąc. Prosto w oczy kłamałeś, mówiłeś, że nie pijesz. A ja ci tak współczułam, kiedy spiłeś się na urodzinach swojej mamy. Nie wierzę, jaka jestem głupia po prostu – wzdycha i próbuje mnie odepchnąć, ale nie pozwalam jej na to.
Stykam jej czoło ze swoim.
- Przestanę pić, zobaczysz – obiecuje jej, ale nie wiem, czy jestem w stanie dotrzymać słowa.
Nie mówi nic. Nie mogę się powstrzymać i łączę nasze usta w pocałunku.
Tak dobrze jest czuć jej miękkie wargi. Nasze pocałunki są wyjątkowe, niepowtarzalne, wręcz magiczne. Nie wierzę, że używam takich ckliwych słów, ale to prawda
Riley i nasze pocałunki są jedyne w swoim rodzaju.
Dziewczyna przerwy pocałunek i zabiera moje dłonie z jej bioder.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. I nie zamierzam dłużej mieszkać w tym domu – podejmuje, a moje serce staje. – Przykro mi, ale nie potrafię patrzeć co robisz i akceptować to. Wybacz mi. I żałuję, że nie potrafię ci pomóc, ale dopóki sam nie będziesz chcieć pomocy to... Nic tu po mnie.
- Nie rób tego, błagam cię – łapię ją za rękę i nie pozwalam, żeby wzięła swoją torbę i odeszła.
- Proszę, przestań – mówi słabo.
- Nie zostawiaj mnie – niemal jęczę żałośnie.
Odwraca na chwilę wzrok i widzę jej zaszklone oczy.
- Wrócisz na terapie? – pyta łamiącym się głosem.
Sztywnieje, ale nie potrafię wykrztusić z siebie ani słowa.
- Wszystko jasne – szepcze i bierze torbę, a ja po prostu patrzę jak odchodzi.
*
Leżę przed telewizorem i trzymam na brzuchu puszkę z piwem.
Nadal nie dochodzi do mnie to co się stało. Mam wrażenie, że Riley zaraz wróci i wszystko wróci do normy.
Przyjdzie do mnie, przytuli się, powie, że wszystko będzie dobrze i pocałuje mnie na dobranoc.
Przecież to nie może być koniec.
Nagle drzwi się otwierają.
Chowam puszkę pod stół i podnoszę się gwałtownie, myśląc, że to moja współlokatorka, ale to tylko Jensen.
Jestem zawiedziony. I nadal na niego wkurzony, za to, że mnie wydał.
- Gdzie jest Riley? – pada pierwsze pytanie.
Brunet rozgląda się po mieszkaniu, a na końcu wchodzi do pokoju.
Wracam do pustego patrzenia w telewizor i picia piwa.
- Nie było cię na zajęciach dzisiaj – zauważa i siada na fotelu. – Zabrakło ci języka w gębie?
- Wyjechała! – wybucham. – Zadowolony? Przez ciebie pojechała do rodziców, nie wiem, kiedy wróci i czy w ogóle wróci.
- Przeze mnie? – irytuje się. – Dzięki mnie dowiedziała się prawdy. Dlaczego tak ciężko ci przyznać, że potrzebujesz pomocy? Nikt cię nie ocenia. Masz moje i Riley wsparcie. Powiedz mi, czy kiedykolwiek spotkało cię coś lepszego niż ona? Nawet Angie taka nie była. Riley jest o wiele lepsza, chce dla ciebie jak najlepiej, a ty...
- Ja też wiem co jest dla mnie dobre – upieram się i podnoszę do pozycji siedzącej.
- Wygląda na to, że chyba jednak nie – podsumowuje Jensen i wstaje z fotela. – Nie wiem co się z tobą dzieje.
Nie odpowiadam nic tylko odprowadzam go wzrokiem do wyjścia.
YOU ARE READING
Współlokatorzy
Romance- Czy ty kiedyś widziałeś jak wygląda klaun? - zauczynam się puszyć. - Widzę go codziennie - uśmiecha się sztucznie i puszcza mi oczko. - Potrafisz nie być dupkiem? - warczę. - Potrafisz nie wyglądać jak przedszkolak?