W piątek postanawiam zrobić coś ze sobą. Wstaję rano i zjadam pożywne śniadanie.
Dobra, brzmi to niewiarygodnie. Mogłabym powiedzieć, że ugotowałam sobie owsiankę, ale... Za dużo zachodu. Robię owsiankę z torebki, którą wystarczy zalać wodą. Nie jest bezpłciowa, tylko o smaku malinowym.
Potem idę pobiegać. Mam ambitny plan zrobić kilka kilometrów, ale po pięciu minutach bieg zamienia się w spacer. Tak, wybieram się na długi spacer po okolicy. W zimę. Dokładnie tak.
Mimo że grudzień nastał kilka dni temu, po śniegu ani śladu.
W końcu dochodzę do wniosku, że muszę się wziąć z powrotem w garść. Odzyskam kontrolę nad swoim życiem, zacznę szukać mieszkania, może uda mi się nawiązać nowe znajomości.
Przyłożę się bardziej do nauki, będę występować w barze. Wszystko wróci do normy.
O ile pozbędę się wspomnień o Haydenie.
Wczoraj byłam tak zaabsorbowana jego obecnością, że w końcu zapomniałam wziąć ze sobą innych rzeczy.
Było tak miło. Można by powiedzieć, że nad nami wcale nie wisi wielka, czarna chmura, przysłaniająca nasze spokojne życie.
I szczerze nie chciałam wracać do rodziców. Wiedziałam jednak, że postępuje właściwie.
Gdy wracam do domu biorę prysznic, a potem siadam do laptopa i przeszukuję ogłoszenia o wynajmu pokoi.
Znajduję więcej potencjalnych współlokatorów, niż we wrześniu co jest dziwne.
Zapisuje kilka numerów, ale decyduję, że zadzwonię do nich później.
Do powrotu wszystkich pozostaje jeszcze trochę czasu.
Skoro dzisiaj jest dzień, w którym zaczynam wszystko od początku postanawiam też ugotować obiad.
To nie może być takie trudne jak się wydaje. Na pewno potrafię zrobić naleśniki.
Wyszukuje w Internecie instrukcje (tak, wiem, to się nazywa przepis) i potrzebne mi składniki.
Znajduje wszystko w kuchni i zabieram się do przygotowania. Jest to trochę trudniejsze niż mi się wydawało, ale nie zamierzam się poddać.
Podczas przygotowywania brudzę blat mąką, mlekiem i jajkami.
Nie wiem za bardzo jak powinno wyglądać ciasto na naleśniki, ale moje jest chyba całkiem niezłe.
Nagrzewam patelnie i nalewam na nią trochę oleju. Już wiem, ile to.
Kiedy wylewam ciasto na patelnie pojawiają się grudki, ale nie przejmuje się tym.
Jestem z siebie dumna i nie mogę się doczekać, aż wszyscy wrócą.
Zrobię im niespodziankę.
*
- I jak? – pytam, gdy siedzimy wszyscy przy stole.
Tata uśmiecha się i przeżuwa kęs, mama ma lekki problem z pokrojeniem naleśnika, a Ryan ukrywa buzie we włosach.
- Pyszne – komplementuje Joseph, ale jest cały czerwony na twarzy.
Kłamie jak z nut.
- Mamo? – patrzę na nią, unosząc brew.
- Hm, to... To jest bardzo smaczne – wykrztusza, a ja wzdycham zirytowana.
- Jesteście beznadziejni – burczę pod nosem i sama nadziewam na widelec kawałek, po czym wsadzam do buzi.
Od razu żałuje swoich słów. Ciasto nie ma żadnego smaku, nie licząc masła orzechowego i dżemu, które sama dodałam.
YOU ARE READING
Współlokatorzy
Romance- Czy ty kiedyś widziałeś jak wygląda klaun? - zauczynam się puszyć. - Widzę go codziennie - uśmiecha się sztucznie i puszcza mi oczko. - Potrafisz nie być dupkiem? - warczę. - Potrafisz nie wyglądać jak przedszkolak?