Piętnasty

660 29 1
                                    

Riley

W środę przełamuję lody. Nie mogę już dłużej wytrzymać bez towarzystwa Wren.

W przerwie na lunch wysyłam do niej wiadomość, że czekam na dziedzińcu i mam dla niej niespodziankę.

Kupuję dla nas Subwaya. Przynajmniej raz w tygodniu na lunch jadamy jedną z ich słynnych kanapek i teraz zamierzam odnowić tę tradycję.

Wren niemal od razu odpowiada, że za chwilę się pojawi.

Wkrótce siadamy przy drewnianym stoliku na kampusie. Na początku jest niezręcznie i nie wiem co powinnam powiedzieć, ale Wren mnie wyręcza.

Zamyka mnie w swoim silnym uścisku. Uświadamiam sobie jak bardzo za nią tęskniłam.

- Przepraszam – mówię szczerze, kiedy wracamy na swoje miejsca. – Przesadziłam ze swoją reakcją.

- Ja też przepraszam. Wiem, że nie skrzywdziłabyś Haydena. Nie wiem co mi strzeliło do głowy.

Cieszę się że wracamy do rzeczywistości. Jest tak jakbym sobie tego życzyła.

Jemy z Wren wspólnie lunch tak jak wcześniej. Pogoda może nie jest wymarzona, bo wygląda jakby zaraz miał spaść deszcz i żałuję, że nie wzięłam ze sobą samochodu, ale to nic.

Przez pewien czas nadrabiamy zaległości. Wren mówi mi, że Jeremy próbował zaprosić ją na randkę, ale nie do końca mu się to udało, ponieważ ciągle się jąkał i wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. Co gorsza wyznaje mi również, że nie jest nim zbyt zainteresowana, ale nie chcę sprawić mu przykrości, więc obie zastanawiamy się jak najlepiej przekazać mu tę wiadomość.

- Mam nadzieję, że nie chowasz urazy po tym co powiedziałam o Haydenie.

- Oczywiście, że nie – mówię od razu. – Rozumiem to.

- Chodzi o to, że - rozpoczyna i bawi się końcówkami swoich włosów. – Mamy za sobą trochę ciężkie dwa lata. Nasz tata zmarł na raka, kiedy miałam siedemnaście lat, a Hayden dziewiętnaście. Był z nim bardzo zżyty. Poważnie, dla niego tata był kimś świętym. Łączyła ich więź, której nigdy z mamą nie rozumiałyśmy, dla Haydena był prawdziwym autorytetem. Wiem, że chciał być taki jak tata kiedy dorośnie. Ale po jego śmierci wszystko się popsuło.
Kiedy zdiagnozowano raka było już za późno na jakiekolwiek leczenie, więc przez następny miesiąc po prostu spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Dosłownie. Oprócz Haydena. Może z raz był u taty. Nie mógł przeżyć tej sytuacji – urywa na chwilę.

Widzę, że to delikatny temat, więc siadam obok niej i splatam jej dłoń ze swoją.

- Nie winię go, tylko mógł schować to swoje zasrane cierpienie do kieszeni i pobyć z nim te ostatnie chwile. Ale nie. Był obrażony na cały świat, był zły, że tata musi odejść, że nie da się nic więcej zrobić. Przestał chodzić do szkoły, spotykać się ze znajomymi, um, zaczął pić. Dużo. Na pogrzebie taty był pijany i musiałam go pilnować, żeby nic nie popsuł. Byliśmy na to przygotowani, ale to i tak smutny dzień. I zamiast siedzieć przy mamie w pierwszym rzędzie i jak na kochane dzieci przystało wspierać się w tym okropnym momencie, ja podtrzymywałam Haydena za łokieć na końcu sali, żeby nikt nie wyczuł od niego wódki.

Zastygam w miejscu. Natłok informacji przyciska mnie do ziemi. Depcze mnie i niemal dusi.

Nie mogę wydusić z siebie słowa i widzę, że to nie koniec historii.

- Później było tylko gorzej. Potrafił chodzić przez tydzień pijany. Non stop. Spał, pił, był największym chamem dla mnie i mamy. Ciągle wracał z podbitym okiem. Raz przywiozła go policja do domu. Nie mógł nawet ustać na nogach. Wtedy z mamą doszłyśmy do wniosku, że to poszło o krok za daleko. Postanowiłyśmy zgłosić go na odwyk i po długich próbach namawiania go, żeby się zgodził, udało się. Później długo chodził na terapię i w końcu po jakimś czasie przestał pić. Miał później dziewczynę, ale to inna historia. Chodzi mi o to, że teraz jest na dobrej drodze i po prostu boję się, że któregoś dnia będziemy przechodzić przez to samo. Kiedy pije, nie jest sobą. Dlatego martwi mnie każde podejrzane zachowanie. Nie chcę, żeby znowu wpadł w to gówno.

WspółlokatorzyWhere stories live. Discover now