Dziewiąty

763 28 4
                                    

Miłego wieczoru

_____________________________________

Riley

- Musisz przestać traktować mnie jak jajko – mówię, kiedy wchodzimy do domu, a Hayden podtrzymuje mnie za łokieć. – Nic mi nie jest.

Ignoruje moje słowa i zapala wszędzie światła.

Mrużę oczy i bez słowa idę do salonu. Po drodze gaszę tam światło i opadam na kanapę.

Czuję się naprawdę dziwacznie. Jakbym przebiegła co najmniej z kilkanaście kilometrów, ale wiem, że to sprawka adrenaliny i innych wydarzeń z tego wieczoru.

Oczywiście powinnam się przejmować teraz sytuacją rodzinną, ale wcześniej czy później musiałabym się z tym zmierzyć. Co prawda nie są to najlepsze okoliczności, ale najgorsze mam już z głowy.

Co bardziej zaprzątało mi głowę to Hayden.

Hayden i to co dla mnie dzisiaj zrobił. To jak rzucił się na tamtego kolesia, jak zaczął go bić, dosłownie jakby był w transie. Nie widziałam go jeszcze w takim stanie i byłam w najprawdziwszym szoku.

To wszystko nie mieściło mi się w głowie.

- Potrzebujesz czegoś? – pyta mnie, stojąc w progu pokoju.

To dziwne, widząc go takie zestresowanego i poddenerwowanego.

On chyba naprawdę się o mnie martwi. Kto by pomyślał?

- Nie, dziękuje – odpowiadam uprzejmie.

- Powinnaś pić teraz dużo wody – stwierdza. – Może jesteś głodna?

- Hayden! – wołam. – Wrzuć na luz, błagam! Po fantastycznej kłótni z moją mamą jedyne czego potrzebuje to pooglądać głupią telewizje.

- Jest już pierwsza, może powinnaś się położyć – proponuje.

Piorunuje go wzrokiem.

- Ty powinieneś usiąść koło mnie i obejrzeć ze mną Słodki Biznes – mówię i poklepuje miejsce obok siebie.

- Zapomnij, nie będę oglądać tego gówna – prycha.

- Właśnie miałam poważny wypadek, a ty nie chcesz obejrzeć ze mną mojego ulubionego programu?

Brunet ugina się pod moim spojrzeniem, wzdycha z irytacją, ale dołącza do mnie.

Przyznaję, że sprawia mi to przyjemność. Okazuje się, że lubię przebywać w jego towarzystwie.

Skupiam się na odcinku, w którym Buddy Valastro przygotowuje tort w kształcie automatu do grania  w kasynie.

- Wow – komentuje. – Chciałabym mieć talent do takich rzeczy.

Podkulam kolana pod brodę i z zaciekawieniem podziwiam arcydzieło Buddy'ego.

- Nie musisz – odzywa się nagle Hayden. – Masz inne talenty.

Bawi się swoimi poranionymi dłoniami.

Czuje, że krew napływa mi do policzków i dziękuje Bogu, że tu jest ciemno.

- Podobał ci się występ? – pytam go.

Jestem ciekawa co pomyślał, kiedy zobaczył mnie na scenie. Znaczy nasz zespół, rzecz jasna.

- Tak – odpowiada krótko.

Nie tego się spodziewałam. Ale z drugiej strony nie mogę od niego za dużo oczekiwać. To nadal jest ten sam Hayden.

WspółlokatorzyWhere stories live. Discover now