Przede mną stał wysoki, chudy brunet. Był mniej więcej w moim wieku. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru bluzę, beanie na głowie i plecak przewieszony przez jedno ramię. Jego oczy były koloru piwnego. Miał kolczyk w wardze i uchu.
Nie byłam pewna, ale skądś go kojarzyłam.
-Kurwa. - mruknął, patrząc na swoje przemoczone buty, które również były koloru czarnego. Jego akcent świadczył o tym, że nie był stąd
-Przepraszam. - powiedziałam na jednym wdechu. Było mi głupio.
-Okej, ale następnym razem patrz, gdzie idziesz. - burknął.
-Wiesz, ty też mógłbyś. Tak właściwie to ty na mnie wpadłeś, a ja się tylko obróciłam. - zaczęłam się bronić, bo nie tylko ja tu jestem winna. To ten typ człowieka, który nie umie przeprosić, bo woli całą winę zrzucić na drugą osobę. Staram się nie oceniać innych pochopnie, no ale kurwa, no nie.
-Serio? - prychnął. - Czyli jesteś jedną z tych osób, które lubią się wykłócać? - przewrócił oczami.
-Jesteś jednym z tych chłopaków, którzy uważają siebie za panów i władców? - zironizowałam.
-Miasto pomyleńcow. - znów przewrócił oczami i chyba był to jego nawyk. Minął mnie, a ja miałam ochotę pokazać mu środkowego palca. Spojrzałam na plamę na podłodze, którą właśnie zaczęła wycierać jedna ze sprzątaczek.
I jeszcze kawy nie mam.
Westchnęłam, a następnie przeprosiłam i wyszłam z kawiarni. Weszłam znów do sklepu z markową bielizną i właśnie zauważyłam Stephanie, która płaciła przy ladzie. Poczekałam na nią pod szklanymi drzwiami, a kiedy wyszła, spojrzała na mnie zdenerwowana.
-Miałaś iść i pomóc mi wybrać nowy komplet, a nie gdzieś łazić. - fuknęła, zarzucając swoimi włosami.
Błagam, zamknij się już.
-Nie jestem twoim psem, żeby cały czas za tobą latać. - warknęłam, poprawiając swoje włosy tak, jak ona przed chwilą.
-Ale jesteś moją kuzynką, więc możesz poświęcić mi trochę uwagi. - niebieskooka spochmurniała. W myślach odliczyłam do dziesięciu i zabiłam ją ze dwieście razy, ale już tego nie skomentowałam.
-Nieważne. - machnęłam ręką. - Chcesz iść gdzieś jeszcze, czy możemy już wracać? - mruknęłam, mając nadzieję, że wybierze to drugie.
-Możemy wracać, bo z tobą nie można zrobić normalnych zakupów. - powiedziała, a następnie powędrowała w stronę ruchomych schodów. Wzniosłam oczy ku niebu, ale poszłam za nią. Zjechałyśmy na parter i wyszłyśmy z wielkiego centrum handlowego, do którego jeździłam tylko na gofry. O tak, mają tam zajebiste gofry.
Odnalazłam wzrokiem swój samochód i poszłam w tamtą stronę.
-Nie pomożesz mi z zakupami? - zawołała gdzieś za mną, a ja nałożyłam swoje okulary przeciwsłoneczne i nawet się nie odwróciłam.
-Nie. - odpowiedziałam.
W dupie już mam co nagada ciotce Louise.
Wsiadłam do auta, wcześniej otwierając je z pilota. Zapaliłam silnik i czekałam, aż położy swoje torby na tylnym siedzeniu i usiądzie na fotelu pasażera.
-Ale jesteś miła. - powiedziała, zapinając pas, kiedy wyjechałam z parkingu
-Wiem. - sarknęłam.
-Ja nie wiem, jak Nate z tobą wytrzymuje. Wydaje się taki fajny. - zachichotała, przez co zacisnęłam ręce na kierownicy.
Wcale nie chcesz teraz rzucić nią o przednią szybę, Vic. Jesteś oazą spokoju. Pierdolony klasztor tybetańskich mnichów, Vi. Spokojnie.
CZYTASZ
Girls Love Bad Boys
Teen FictionGdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Bad Boys" © Pizgacz, 2018/2019; second version "F.A.K.E."