-Co on tu robił? - warknął patrząc w twoje (kolor oczu) oczy...
-Przyszedł porozmawiać - wzruszyłaś ramionami.
-Dlaczego mam wrażenie,że nie była to miła rozmowa?
-Bo nie była ugh... - ruszyłaś do salonu i usiadłaś na kanapie.
Obok ciebie pojawił się Penny.
-Pewnie mówił ci o mnie co? - złość kaluna teraz przeszła w smutek.
Złapałaś go za rękę i mocno ją ścisnęłaś.
-Penny jesteś dla mnie najważniejszy,jeśli oni tego nie rozumieją to nie moja wina,kocham cię i to ty zawsze będziesz dla mnie na pierwszym miejscu - uśmiechnęłaś się a chłopak złapał druga dłonią twój policzek i mocno cię pocałował.
-Dziękuję cukiereczku - zaśmiał się potrząsając głową.
Spędziłaś miły wieczór z Pennywisem,później poszliście spać znaczy ty,on obserwował cię jak uroczo śpisz,nawet na chwile nie spuścił z ciebie wzroku.
Pięć dni później.
-Beverly nie mam już siły - jeczałaś dziewczynie, z którą już od 2 godzin jeździłaś na rowerze. W zasadzie tylko ona wiedziała gdzie jedziecie.
-Już blisko - krzyknęła do ciebie przyspieszając.
Zrobiłaś to co ona,kiedy wyjechałyście z za zakrętu ujrzałaś ładną polankę, na powalonych pniach drzew siedzieli wszyscy twoi przyjaciele. Zatrzymałaś się i zeszłaś z roweru tak jak Bev.
-Żartujesz sobie? - zapytałaś szeptem dziewczynę.
-Przestań,musimy wkońcu porozmawiać wszycy razem - popatrzyła na ciebie błagalnym wzrokiem.
-Ale z Billem? Dobrze wiesz co się ostatnio stało - powiedziałaś zła.
-Dlatego teraz to naprawiamy, T/I zaufaj mi proszę - poklepała cię po ramieniu.
-Okey - odłożyłaś rower na bok, i ruszyłaś do reszty.
-Hej - przywitałaś się z nimi.
-Cześć - odpowiedzieli wszyscy razem.
Usiadłaś koło Stanley'a zapadła między wami niezręczna cisza, Bill patrzyłw ziemie,Mike i Richie patrzyli na wszystkich,Eddie i Ben chceli coś powiedzieć jednak się powstrzymali,Bev uśmiechała się do siebie.
-Dobra słuchajcie - zaczęłaś a wszyscy spojrzeli na ciebie - przepraszam was za swoje zachowanie.
-No poniosło cię - powiedział Richie.
-Zamknij się, to nic takiego - odezwał się Mike.
Zaśmiałaś się,brakowało ci tego słuchania jak wzajemnie się wyzywają.
-Czyli nie jesteście na mnie źli ? - zapytałaś.
-Nie,trochę w tym naszej winy - rzekł Stanley.