Rozdział 7

482 89 40
                                    

Budzę się o poranku i pierwszym, co słyszę, jest piękny śpiew ptaków. Leżę od stóp do głów nakryta miękką pościelą, która pachnie świeżymi kwiatami. Takie drobnostki potrafią umilić mi życie.

Przekręcam się na drugi bok, ale na ponowne zaśnięcie nie ma już szans, bo ogrodnik właśnie odpala kosiarkę. Ja jednak nie mam ochoty wstawać ani gdziekolwiek iść. Sięgam po telefon i sprawdzam godzinę. Jest kilka minut po dziewiątej.

Kiedy przeglądam media społecznościowe, do moich uszu dobiega pukanie do drzwi. To pewnie mama lub Dan.

– Proszę.

– Hej, Ally.

Od razu zrywam się na równe nogi, słysząc znajomy głos.

– Agatha! – wołam, rzucając się ciotce na szyję.

Doskonale, że przyjechała. Ubieram się szybko w czarne legginsy i chwytam pierwszy z brzegu t-shirt. Ups, ten należy do Dana, a więc jednak zakładam drugi, który wpada w moje ręce.

Schodzimy na parter po marmurowych schodach w kolorze śnieżnej bieli. Przemykając okazałym korytarzem, mijamy kilka sporych pomieszczeń.

Pogoda jest dziś doprawdy piękna, dlatego nie mamy zamiaru spędzać czasu zamknięte w przysłowiowych czterech ścianach. Ciocia przesuwa szklane drzwi w zdobnej framudze i jesteśmy już za domem.

Chyba to nie ja będę miała dzisiaj swoje pięć minut. Widzę, że coś jest na rzeczy, więc to mi przypadnie rola doradcy. Gdyby była to normalna wizyta, nie pędziłybyśmy przez dom w tempie uciekających złodziejek.

Siadamy na krzesłach, na których położone są miękkie poduszki wypełnione pluszem. Ciotka wyciąga papierosy z kieszeni swojej skórzanej kurtki. Nerwowo rusza ręką, szukając zapalniczki w spodniach, po czym stuka się pośpiesznie trzy razy w głowę i wyciąga „zgubę" z niewielkiej czarnej torebki, którą jeszcze przed chwilą miała przewieszoną przez ramię. Odpala papierosa i zaciąga się głęboko. Odchyla głowę, patrzy w niebo, po czym wypuszcza dym, co wydaje się przynosić jej wielką ulgę.

Pochyla się ku mnie, opierając łokcie o kolana i wyznaje:

– Odezwał się – chwila milczenia – Peter się odezwał.

Nie dowierzam. Biorę głęboki wdech i prawie zapominam wypuścić powietrze z powrotem.

Peter to ostatni partner ciotki. Przystojny, wysoki, szczupły i zawsze elegancki. Robił wspaniałe pierwsze wrażenie. Miał różne pasje i wielkie ambicje. Był poukładany i raczej spokojny. Tworzyli świetną parę. Przeciwieństwa, które się przyciągały.

Niestety ciocia długo zwlekała z powiedzeniem mu o tym, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Zdradziła mu swoją tajemnicę dopiero po pewnym czasie, co kosztowało ją wiele nerwów. Peter jednak stwierdził, że jemu to nie przeszkadza, że chce z nią być, ponieważ ją kocha. Ulżyło jej. Ich związek był jak z bajki. Podróżowali, spełniali marzenia.

Peter pomógł nawet ciotce w zdobyciu posady w firmie u swojego ojca, w której sam również pracował.

Dawał cioci mnóstwo szczęścia i wydawało się, że ona jemu również. Niestety po czterech latach związku, trzy miesiące temu, zostawił ją, a jego argumentem było to, że bardzo pragnie mieć dzieci, a ciocia „nie może ani nawet nie chce".

Dla mnie to niedorzeczne. Skoro ją kochał, to ten fakt nie powinien mieć dla niego tak wielkiego znaczenia. Rozumiem, że pragnie mieć potomka, ale żeby zostawiać rzekomo „kobietę swojego życia", by iść do innej i móc mieć dziecko?

Nikt nie spodziewał się tego po Peterze, ale zachował resztki godności, ponieważ nie wyrzucił cioci z firmy. Właściwie nie do końca wiadomo, czy nie zależało to od jego ojca.

Dream Big #1 ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz