19.

619 57 11
                                        

Wróciłam!
(mam nadzieję, że już was nie zostawię na tak długo)

Z góry informuję, że rozdział będzie trochę dłuższy niż normalnie, więc no... zarezerwujcie sobie troche czasu i może trochę chusteczek ;)


Obudziłam się wtulona w, nieprzytomnego, Seth'a. Jego ciało było wiotkie i spokojnie się wyswobodziłam.

Było piekielnie ciemno, ledwo widziałam to, co znajdowało się przede mną.

Przyklękłam obok jego głowy i delikatnie potrząsnełam nim, chwytając za barki.

-Seth... Seth... -przeraziłam się- Obudź się! Do jasnej cholery!

-Kurna, nie drzyj się. Jeszcze nie umarłem -uśmiechnął się przeuroczo.

Uśmiechnęłam się razem z nim. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby się jednak nie obudził.

-Już dobrze -odgarnął mi kosmyk za ucho- Co teraz? Gdzie jesteśmy?

Rozejrzałam się po miejscu, w którym się znaleźliśmy. Drzewa, krzaki, liście i jeszcze więcej drzew. Spojrzałam w stronę, z której spadliśmy była tam jakby ścieżka, którą zrobiliśmy kiedy się stamtąd turlaliśmy.

Wstałam na nogi i zaczęłam wdrapywać się pod górę. Kiedy tylko przeszłam metr, może półtora, zsówałam się zpowrotem na sam dół.

-Czekaj, ja spróbuję -powiedział chłopak wstając. Jednak zamiast podejść albo rzucić jakiś tekst, on upadł zpowrotem na ziemię.

-Seth! Co Ci jest? -spytałam podbiegając do niego.

-Kostka... -wysyczał między jękami bólu.

Kazałam mu podwinąć nogawkę, kiedy to zrobił, ukazała mi się opuchnięta kostka. Nie chciałam go straszyć, więc poszłam na czworakach do strumyka, który tutaj się zwężył, i umieściłam między kamieniami, butelkę z wodą. Seth patrzył na mnie cały czas, przerażony tym co robię.

Bałam się, że coś się domyśla.

Wróciłam i zaczęłam szukać czegoś przydatnego w plecaku.

Znalazłam bandaż, jakieś usztywniacze i taki woreczek, do którego później przelałam schłodzoną wodę. A i nie zapominajmy o latarce.

-Zimne! -krzyknął chłopak, kiedy przykładałam mu woreczek.

-Przepraszam, muślałam, że będzie łaskotało -odparłam z szyderczym uśmiechem.

Kurczę, nie wiedziałam, że tak jeszcze potrafię. Zazwyczaj kiedy ktoś coś do mnie mówił, a najczęściej obrażał, to chowałam głowę w ramionach i wpatrywałam się w swoje buty albo strzelałam kostkami palców, błagając w myślach, żeby ta osoba już sobie poszła, zostawiła mnie po prostu...

Najdelikatniej jak potrafiłam, założyłam Parkerowi prowizoryczny opatrunek. Niestety nie udało mi się załatwić tego bezboleśnie. Cały czas jęczał i syczał.

-Dobra, -powiedział, kiedy skończyłam- co teraz? Którędy?

-Gdzie mapa? -zaczęłam szukać kartki w naszych plecakach- Mam ją.

Kiedy podeszłam do siedzącego chłopaka, latarka, skierowana w górę, zaczęła podejrzliwie migać. Szybko zapalała się i gasła. I tak w kółko. A my siedzieliśmy tam jak słupy i patrzylismy się na nią, jak to pięknie kończy jej się bateria. W końcu zgasła całkowicie.

Chłopak z POPRAWCZAKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz