21.

450 47 14
                                        

Seth nagle zwolnił i zapatrzył się gdzieś w dal. Bałam się, że znowu coś palnęłam...

Musiałam coś powiedzieć, przerwać tą niezręczną ciszę, którą sama spowodowałam.

-Wiesz, nie musisz odpowiadać... Zagalopowałam się...

-Nie. Chcę Ci jeszcze powiedzieć coś, czego nie wiesz. Co chciałabyś wiedzieć? -spojrzał na mnie i przechylił głowę, normalnie jak mały szczeniaczek.

-Nie wiem... -zaczęłam się, nerwowo, bawić rękami. Bałam się, że powiem albo raczej zapytam się, o coś niestosownego.

-Mogę po prostu odpowiedzieć na te pytania, które zadałem Tobie.

Przypomniały mi się pytania, na które odpowiadałam jeszcze kilka minut temu.

-Więc, masz rodzeństwo? Zwierzaka?

-Rodzeństwa, jak i zwierzaka nie mam. Za to chłopaki z pokoju są dla mnie jak tacy moi bracia...

Z jego tonu i sposobu wypowiedzi, można było stwierdzić, że chce coś jeszcze powiedzieć ale tego nie zrobił.

-Uprzedzę twoje pytanie. Mama była dekoratorką ogrodów. Zdarzało się nawet, że nie tyle je dekorowała, co urządzała od początku.

Była? Znaczy, że już nie jest?

-Co do ojca, to nie jestem pewny. Zawsze miał przy sobie kasę, nigdy nie dawał mi jej tyle, na ile mógł sobie pozwolić. Kiedy siedziałem kiedyś z chłopakami na stołówce szkolnej, usłyszałem od jednego, starszego, że zna gościa, o moim nazwisku, który jest w jakimś gangu -zaczerpnął powietrza i mówił dalej- Pamiętam, że kiedyś przyszedł do mnie kolega, starszy o trzy lata na pewno, poprosił o jakiegoś pustego pendaiwa i kiedy wyszedł, ojciec zaczął mi gadać, że nie powinienem zadawać się z gangusami. Nie miałem, wtedy, pojęcia skąd on to wie. Teraz już wiem.

-Czekaj chwilę -wypaliłam kiedy wiedziałam, że jego wypowiedź dobiegła końca- jakim cudem znałeś się z ludźmi z gangu? Ty chyba nie...

-Nie, nie byłem w gangu... Przynajmniej nie oficjalnie...

Nie oficjalnie? To jak inaczej? W gościach?

-To jak? -spytałam zanim ugryzłam się w język.

-Dobra, szykuj się na kolejną historię z moim udziałem -poprawiłam sobie wygodnie bluzę i nasłuchiwałam- Mój starszy kuzyn, Arthur, przyjechał do nas, trzy lata temu, w "sprawach szkolnych." A przynajmniej tak mówił. Jednego dnia kiedy szedłem z nim uliczką w naszej dzielnicy, zaczepiło nas czterech dresów, okazali się być gangusami. Mieli kastety i, nawet jeden wyjął, broń. Art wyjął wtedy swój pistolet i rzucił im jakąś paczkę. Następnie kazał mi się odsunąć i tak rozmawiali. Później dowiedziałem się, że to była jakby współpraca, uzgadniali sojusz gangów. Chcieli się przenieść do naszego miasta i potrzebowali gwarancji, że będą mieli święty spokój. Art był wysoko postawiony w gangu z Phoenix więc to on miał to załatwić. Później zapoznał mnie ze wszystkimi i tak jakoś wyszło. Jak chcieli, żebym przemycał dragi na teren szkoły, definitywnie powiedziałem, że nic z tego i skończyło się. Niektórzy twierdzili, że nakablowałem nauczycielom... Nigdy tego nie zrobiłem, nie chciałem mieć kolejnych problemów z nimi. Ale wiedziałem, że nie da się tak łatwo odejść z gangu.

No super, kolejna historia. I znowu bez szczęśliwego zakończenia. Zastanawiałam się, czy ktoś mu tego pecha życzył, czy po prostu się uwziął. Zastanawiałam się, czy mogło być jeszcze gorzej.

-W tamtym roku, będąc już w poprawczaku, -kontynuował po chwili- jeden z wychowawców przyszedł i wziął mnie na bok...

Zaczerpnęłam nerwowo powietrza i strzeliłam kilka razy kostkami palców ze zdenerwowania.

Chłopak z POPRAWCZAKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz