8. Miasto dla każdego

745 103 162
                                    

To nie była łatwa rozmowa. Idiran opowiedział Azudowi niemal wszystko, ale nie potrafił w trakcie spojrzeć mu w oczy. Bał się, że przyjaciel zacznie szydzić bądź ucieknie z przerażenia. Nic takiego nie miało miejsca.

— Co za skończony skurwysyn — podsumował gwałtownie Azud. — Jak można być takim człowiekiem?

Idiran nie ukrywał zaskoczenia, ale uśmiechnął się ponuro. Jego wsparcie było nieocenione, niezbędne dla kruszącej się psychiki Idirana.

— Żałuję tylko, że nie przyszedłeś najpierw do mnie. Turdian jest... to znaczy był, totalnym dupkiem, ale wiesz, jakich ja miałem rodziców. Gdybym nie uciekł z tamtego popapranego domu, pewnie nigdy byśmy się nie spotkali. Może na tym samym cmentarzu, kto wie.

Azud Kerkon miał ciężkie dzieciństwo, co Idir mógł zauważyć po samym jego charakterze po latach znajomości, nie tylko z historii. Nie radził sobie z emocjami, więc sięgnął po narkotyki; w taki sposób uciekał od rzeczywistości. Nawet teraz podłużna rurka wystawała z kieszeni jego marynarki – chmurki. Ogólnodostępne w Cyklonie, tanie i do tego legalne, oczywiście, jeśli nie dmuchało się ich tuż przed funkcjonariuszem milicji.

Zamierzasz mu opowiedzieć o mnie?

Idiran westchnął głęboko. Opowiedział całą historię w taki sposób, aby uniknąć mówienia o starożytnej istocie. Azud nie szperałby w tych wydarzeniach dalej, a pożar i śmierć Turdiana pozostałaby dla niego zbiegiem okoliczności. Archeolog zastanowił się przez moment, szukając najrozsądniejszej opcji. Współczucie przyjaciela okazało się silne – powinien to wykorzystać.

— To... to nie wszystko — zaczął niepewnie.

Azud podniósł wzrok.

— W tamtej świątyni coś... coś się wydarzyło. To pewnie zabrzmi jak jakieś szaleństwo, może nim jest, ale wewnątrz znalazłem zaklęty relikt.

— Zaklęty? — zapytał z wyraźnym zaintrygowaniem. — Masz na myśli przeklęty?

Idir obrócił nieznacznie głowę, jakby patrząc się duszą na duszę Sorotrisa. Kto wie? Może został dotknięty klątwą, która sprowadzi na niego jedynie cierpienie i zagładę, wszystko dookoła legnie w gruzach, a on umrze w agonii bólu. I nawet jeśli okazałoby się to prawdą, czy był to najczarniejszy z możliwych scenariuszy?

— Nie, chyba nie. Coś... było w tym relikcie, uwięzione. Kiedy tam przyszedłem, najwyraźniej go obudziłem. Otworzyłem klatkę. — Przerwał na moment, żeby wziąć głęboki oddech. Dłonie lekko mu się trzęsły. — To coś żyje teraz we mnie.

Przecież to jest prosty głupiec. Nie pojmie takiej potęgi, jak mojej.

— Żyje w tobie? Chyba nie do końca rozumiem.

Sorotris prychnął, echo rozbiło się po czaszce Idirana.

— Wytłumaczę ci to najprościej jak potrafię, bo sam tego nie rozumiem. Czyjaś starożytna dusza utknęła w moim ciele. Rozmawia ze mną, słyszę jego głos.

— O cholera. — Azud gwizdnął donośnie, po czym oczy zaświeciły mu się nowym blaskiem. — Ty, to jak po chmurkach, tylko że jeszcze więcej halucynacji.

Idiran wzruszył ramionami, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Starał się wiele razy namówić go do rzucenia nałogu, szukając co rusz to nowych sposobów, ale Kerkon był w tym dość uparty, a bez chmurek stawał się otępiały i niecierpliwy. Innymi słowy; ciężki do zniesienia. Po wdechnięciu mgiełki za to spał jak niemowlę albo mamrotał pod nosem przez parę godzin.

— Słyszysz go nawet teraz?

Idiranie, naprawdę będziemy marnować czas na tego imbecyla?

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz