Dolne rejony Cyklonu zwykle nazywano podziemiami bądź, mniej zachęcająco, otchłanią, jednak same synonimy nie miały dla nikogo większego znaczenia. Określenia wzięły się z wyraźnego powodu; oświetlenie tej części miasta było w dziewięćdziesięciu procentach sztuczne. Światło słońca nie przedzierało się przez ulice, budynki i tysiące platform umieszczonych na stalowych słupach. Latarnie uzupełniały wszechobecną ciemność, jak i brak jakiejkolwiek żywej roślinności, gdyż gdzieniegdzie można było natrafić na betonowe donice z wysuszonymi pniami drzew i gałęziami krzewów.
Vissaret nie lubiła tej dzielnicy. Ponura atmosfera zdawała się przytłaczająca, a zmysły zaczynały szwankować, sugerując mózgowi, że ktoś podąża tuż za tobą, przykryty kapturem. Nawet milicja krążyła tutejszymi ulicami z ciągłym strachem i odbezpieczoną bronią. Dlatego też Eriwe unikała tego miejsca, jak tylko mogła.
Do teraz.
Jej celem była stara przychodnia, gdzie według jej ostatnich danych mieszkał klient – Tyrell Jokiej. To on zamówił strzelbę, przez którą wraz z Ewittem wpadli w tak głębokie problemy. Przeczekanie kryzysu nie wchodziło w grę, tak samo jak i wycofanie się, co udowodnił jej wspólnik.
Stanęła więc u góry schodów, prowadzących na niewielki dziedziniec. Szyld przychodni był złamany w pół, dokładnie tak samo jak sprzed lat, gdy przyszła tu po raz pierwszy. Jeszcze wtedy zgadzała się na "prywatne" wizyty u klientów, co zwyczajnie okazało się lekkomyślne i niebezpieczne.
Zeszła powoli w dół, upewniając się, że w okolicy nikogo innego nie było. Nie wyłapała jednak nikogo w ciemności, żadnych sylwetek, żadnego ruchu. Cisza co jakiś czas przerywana przez mechaniczne odgłosy maszyn.
Wsunęła dłoń pod marynarkę, łapiąc za rękojeść rewolweru. Wzięła oddech i pozostawiła broń w ukrytej kieszeni. Nie miała pojęcia, czy spotka tego samego Tyrella, czy kogoś innego. Mężczyzna mógł opuścić to miejsce dawno temu, a do środka mogła zaszyć się banda ćpunów. Ostrożności nigdy za wiele. Pchnęła drzwi i weszła do środka. Oczywiście zastała opustoszałą recepcję; stosy papierów oraz śmieci walających się po podłodze.
Usłyszała czyjeś ciężkie kroki. Odwróciła się w ich stronę. Na końcu korytarza stanęła wysoka postać, cień przykrywał jego sylwetkę. Mężczyzna zrobił krok w przód, zatrzymując się w bladym świetle.
Viss rozpoznała go, choć z lekkim trudem. Tyrell nieco się zmienił, a raczej nie pozostał taki okazały i straszny, jak kiedyś. Nie był już tak ogromnym osiłkiem; wydawał się mniejszy, barki stały się węższe, klatka piersiowa bardziej wklęsła. Łysina na głowie nie uległa zmianie, ale towarzyszyła jej długa, przetłuszczona i niechlujna.
— Czego chcesz? — burknął.
— Mam pewien interes do załatwienia.
— To szukasz złej osoby.
— Przeciwnie, Tyrell.
Mężczyzna przekrzywił głowę, mrużąc przy tym oczy.
— Aha, to ty. Wielka pani inżynier. Co więc przywiało tu twoją elegancką dupkę?
Vissaret zignorowała prymitywny komentarz, choć mięśnie twarzy delikatnie drgnęły, pojawiła się chęć sięgnięcia po rewolwer. Rozejrzała się nieco po przychodni i słabym świetle, dobiegającym z pokoju za Tyrellem.
— Mam parę pytań.
— Szkoda, że tylko pytań. — Skrzyżował ramiona i uśmiechnął się obleśnie, pokazując parę wybitych zębów. Pokazał kciukiem na drzwi. — Porozmawiajmy w takim razie. I tak nudzę się w cholerę. — Jego brwi wyskoczyły nienaturalnie w górę, co przykuło uwagę Viss.
CZYTASZ
Biała zorza (ZAKOŃCZONE)
FantastikMinęło ponad siedemset lat odkąd świat po raz pierwszy został zniszczony, a ludzkość niemal przepadła. Poprzednie życie zostało zapomniane i pogrzebane w historii, a ci, którzy przetrwali, zdołali rozpocząć nową erę. Odrodzenie społeczeństwa nazwano...