15. Rykoszet - część 1

536 83 130
                                    

 Zębatki w parowozie dudniły głośno, koła na szynach co jakiś czas wydawały z siebie przeciągły syk. Wnętrze było wypełnione ludźmi; rozmawiali tak głośno, że wypowiadane zdania brzmiały jak niezrozumiały, nieprzerwany bełkot.

Vissaret przepchnęła się przez długi wagon, tuż za nią przeciskał się Ewitt, aż oboje nie wyszli na zewnątrz, gdzie mały balkonik prowadził do kolejnego przedziału. Wiatr uderzył w ich twarze, nieco mierzwiąc spięte włosy Viss. Potrzebowała ciszy, a dźwięki maszyn były jej tak znajome, że czuła się pośród nich swobodniej, niżeli wśród gorliwych mieszkańców.

Ich plan uległ zmianom, gdy tylko Idiran wyskoczył z osobliwą informacją. Do teraz próbowała się jakoś otrząsnąć, zrozumieć, ale całość wydawała się tak absurdalna i niedorzeczna, że nie pozwalała do siebie dopuścić niektórych elementów. A jednak sam Ewitt to potwierdził. Ufała mu; nigdy nie był wierzącym typem człowieka, śmiał się z zabobonów... tak teraz, patrzył na nią z powagą.

— Wszystko w porządku? — zapytał nagle.

Odwróciła wzrok od świetlistej panoramy miasta i nieznacznie kiwnęła głową.

— To dobrze — powiedział po chwili, po czym skrzyżował ramiona na piersi. — Nie możemy zostawić tego tematu.

— Wiem — odparła szybko — wiem.

Idiran, młody chłopak, okazał się być żywym naczyniem dla starożytnej duszy, oferując mu nadnaturalne zdolności. Teraz czuła się z tym dziwnie i niekomfortowo, ale wtedy niemal wybuchnęła śmiechem. Powstrzymała się widząc spojrzenia pozostałych. Archeolog wydawał się być przerażony, Ewitt spokojny, ale jednocześnie przejęty, Rierg natomiast nie zdradzał nic po sobie. Były kapitan musiał mieć równie nietypowe doświadczenia, przez co całą rozmowę milczał.

Jednak... najbardziej ubolewała nad faktem, że jej prawdziwą uwagę przykuły dopiero prawdziwe zdolności Idirana. Lód, manipulowanie i kierowanie mrozem, śniegiem. Czego innego właśnie potrzebowała? Ten niezwykły zbieg okoliczności wydawał się być zbawieniem dla niej i Ewitta. Wreszcie mogliby kontynuować prace nad zamówieniem Sanzera. Wreszcie będą mogli odebrać wysoką zapłatę i mieć jeden problem z głowy. To wydawało się takie proste.

— Nie możemy go tak wykorzystać — wyznał Ewitt, patrząc się prosto w oczy Viss. — On chce nam pomóc. A my nawet nie wiemy, jak dokładnie działają jego moce. Ciekły lód był wymysłem doktor Ovietsi, nawet nie wiemy czy... czy Idiran byłby w stanie go odtworzyć.

— Pomyśl o tym w ten sposób — odpowiedziała, wyciągając zdrową dłoń w górę. — Uratowałeś mu życie, pozwoliłeś mu spać w twoim domu, nie znamy go i proponujemy mu współpracę.

Wiedziała, że brzmi jak ostatnia egoistka, myśląca tylko o swojej pracy. Ale... nie mogła sobie pozwolić na bycie naiwną, nie znowu. Ostatnim razem ciekły lód okazał się być ogromną stratą. Teraz był na wyciągnięcie ręki.

— Może i ma swój dług, ale nie zamierzam od niego wymagać czegoś, o czym nie mamy pojęcia. Znajdziemy inny sposób.

— Nie znajdziemy — odparła stanowczo. — Ciekły lód przestał istnieć, a to jedyne, co będzie w stanie ustabilizować tę bombę.

Ewitt westchnął cicho, przecierając twarz dłonią.

— Dobrze, zróbmy to inaczej.

— Co masz na myśli?

— Powiemy mu, co i jak. Jeśli się zgodzi spróbować nam pomóc, będzie świetnie, ale jeśli odmówi, to nie będziemy go zmuszać.

Vissaret zastanowiła się przez moment. Może rzeczywiście z jej perspektywy Idiran mógł stanowić potencjalne zagrożenie i dlatego chciała skorzystać z jego mocy i krótko mówiąc: spławić go. Niechętnie podeszła do samej myśli, że Rierg do nich dołączył, tym bardziej tamten chłystek pracujący w drukarni. Wokół niej pojawiło się tak wielu nowych ludzi, tak wiele nowych twarzy, którym nie ufała.

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz