9. Niech przestępcy wiwatują

761 101 97
                                    

Ewitt nie odzywał się przez całą drogę powrotną. W milczeniu i bez żadnych słów porozumienia skierowali się do warsztatu. Co jakiś czas spoglądał niepewnie na Vissaret. Młodzieniec był nieco wstrząśnięty wydarzeniami, ale nie przerażony. Wszystko wydarzyło się zwyczajnie zbyt szybko, atak zamachowców, śmierć milicjantów, interwencja pani inżynier. W zaledwie parę chwil nastał chaos, a oni znaleźli się w samym jego centrum, jednak mieli powód, żeby wkroczyć do akcji.

Nieszczęsna strzelba leżała teraz na stole, Ewitt przyglądał się jej uważnie, opierając łokcie na blacie. Viss stała nieco dalej, gapiąc się gdzieś w przestrzeń.

Była na siebie zła. Obiecała sobie już dawno temu, że nie będzie wciągała swojego pomocnika w szemrane interesy. Nie był też dzieckiem, ale był młody, miał całe życie przed sobą i mógł jeszcze wiele osiągnąć, w sposób bardziej legalny. Ale nie mogła też zaprzeczyć, że zaciągnęła go do współpracy z egoistycznych pobudek; asystent okazał się niezbędną pomocą i wsparciem, szczególnie jeśli chodziło o załatwianie niektórych materiałów. Nie musiała się wychylać, a tożsamość sławnej piosenkarki pozostawała bezpieczna.

Pod tym względem była hipokrytką, jak i egoistką, która nie zważała na problemy innych. Uważała się za niezależną osobę, a jednak Ewitt pomagał jej w pracy. Nie, nie pomagał. Współpracował. Zbyt często ograniczała zasób jego zasług, nazywając je niewielkim wsparciem. Prawdę mówiąc, bez niego nie osiągnęłaby tak wiele.

Ewitt zakasłał, zwracając na siebie uwagę.

— To ten, to nie jest nasza strzelba, a przynajmniej nie w stu procentach — stwierdził cicho, sprawnie rozmontowywując lufę. — Użyli tańszych zamienników. Twój kołek zastąpili jakimś blaszanym... kręciołkiem?

Dlatego strzelba nie miała w sobie tak dużo siły, kiedy przestępcy trafili mechaniczne konie – pomyślała – oryginał rozszarpałby je od środka i zewnątrz, niemal przecinając w pół jak ostrzem.

Zamówienie pochodziło sprzed paru lat, a ona dopiero zaczynała współpracę z Ewittem, więc sporo ryzykowali i sięgali po części najlepszego sortu, żeby zadowolić klientów. Podziałało. Ich prace szybko rozniosły się po półświatku Cyklonu, coraz więcej chętnych przychodziło, gotów zapłacić wysokie sumy.

Ale nigdy nie sądziła, że ktoś przerobi projekt, aby wyprodukować więcej, choć przerobionych, sztuk broni. Zleceniodawcą był wtedy rosły mężczyzna. Viss pamiętała jego łysinę, szerokie bary i mocno napiętą koszulę, która ledwo powstrzymywała masywną klatkę piersiową oraz szerokie ramiona. Nazwiska nie mogła sobie przypomnieć, lecz to tylko kwestia zajrzenia do spisu wszystkich zamówień.

— Więc no... — Ewitt zaczął niepewnie — nie powinniśmy czegoś zrobić? Czegokolwiek? Ukradli nasz projekt, Viss.

— To jest najmniejszy problem.

— Co masz na myśli?

— Rozprowadzono nielegalną produkcję na podstawie projektu, który doprowadzi do nas, gdy tylko ktoś wygada się milicji. Na dodatek nie ma możliwości, żeby zdobyć ciekły lód, ponieważ już nie istnieje. To, co robimy, nasz biznes chyli się ku upadkowi.

Przełknęła ślinę. Co się z nią działo? Nigdy nie sądziła, że emocje i strach dopadną ją w takim stopniu. Przeszłość uderzyła znienacka, nie była przygotowana. Po głowie krążyły myśli, żeby się wycofać, póki jest czas. Zamknięcie warsztatu i pozbycie się dowodów to kwestia tygodnia, może dwóch. Milicja nie zdążyłaby w takim czasie do niej dotrzeć, bo płynnie przeszłaby na pełny etat w Pijawce, może zaczęłaby wystawiać swoje występy w innych miejscach – En Morei nie mogła się opędzić od składanych ofert.

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz