16. Bitwa o posiadłość

476 71 157
                                    

Vissaret westchnęła ciężko, gdy tylko zatrzymała się przy bramie domu państwa Tartsor. Spojrzała w stronę Ewitta. Chłopak wydawał się zestresowany, ale stał wyprostowany z uniesioną wysoko brodą. Był dumny z siebie, więc i ona nie mogła się powstrzymać od uczucia, że jest z niego zadowolona.

— Mam nadzieję... to znaczy. Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle. Tę rozmowę, jak tylko wyszliśmy z Ogrodu. — Zaczęła naciskać na klamkę furtki, ale jedynie ją przytrzymała. — Zrobiłeś coś bardzo nierozsądnego, szczególnie, że nie rozmawiałeś wcześniej z Sanzerem. Ale udało ci się nieźle z tego wywinąć.

— Dzięki — mruknął w odpowiedzi, chowając dłonie w kieszeniach.

Viss delikatnie złapała jego ramię, pochylając się, żeby zrównać ich wzrok. Była mimo wszystko odrobinę od niego wyższa, szczególnie nosząc buty na obcasach.

— Od teraz obiecuję ci, że wszystko będziemy robić wspólnie. Zasługujesz na to.

Ewitt uśmiechnął się szczerze, kiwając nieznacznie głową. Vissaret delikatnie przyłożyła rękę do jego policzka, po czym ją zabrała i otworzyła furtkę.

— Teraz pozostaje nam zbudowanie bomby i wysadzenie fabryki — podsumowała, unosząc teatralnie ramiona w górę. — Błahostka, prawda?

— Błahostka — odparł wyraźnie.

Gdy weszli do środka, zastali... nietypowy widok. Swoich towarzyszy odnaleźli w szerokim salonie, który przeobraził się w coś, na wzór chaotycznej pracowni. Idiran siedział na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i wpatrywał się w dużą księgę, gdzie dookoła niego leżały kolejne tuziny podobnych tomów. Rierg mu nie odstępował, zajmując miejsce przy stole, przeczesując całe pliki różnorakich dokumentów, gazet i papierów. Obaj byli tak skupieni, że nie ich nie zauważyli.

— Mogłabym wiedzieć, co robicie? — zapytała, krzyżując ramiona. — Poza oczywistym burdelem.

— Pani Miduaw nas zabije, jak to zobaczy — mruknął Ewitt, przyglądając się bałaganowi.

Idiran podniósł w końcu wzrok znad lektury i przebiegł nim chaotycznie po inżynierach. Podniósł się z podłogi, rozrzucając przy tym wszystkie książki dookoła jak ostatnia pokraka. Obejrzał się za nimi, otrzepując spodnie.

— Uch, przepraszam... — wydukał, przecierając dłonie. — Trochę, no, nas poniosło.

— Poniosło? — Viss prychnęła, unosząc brwi. — Skąd wy w ogóle macie to wszystko?

Rierg nagle odchrząknął.

— Z miejskiej biblioteki.

— I tak po prostu wypożyczyli wam to wszystko? — Vissaret podeszła do stołu, nachylając się nad tym, co przeglądał mężczyzna. Listy wypełnione były nazwiskami, numerami czy nawet miejscami zamieszkania. Niektóre przypominały prywatną korespondencję. — Przecież to są spisy ludności, umowy, dokumenty. Kurwa, jak? Po co wam to wszystko?

Spojrzała się najpierw na Rierga, w którym utkwiła wzrok, jednak zaraz go przeniosła na byłego archeologa. Obaj wydawali się zmieszani sytuacji, ale jednocześnie bardzo nią przejęci. Szukali czegoś konkretnego, więc i ona chciała uzyskać konkretną odpowiedź.

— Nie włamaliśmy się, jeśli nad tym się zastanawiasz — oznajmił Idiran. — Miałem klucz, był w moim mieszkaniu.

— Szukamy odpowiedzi. — Rierg wstał z miejsca. — Ta czarna istota, która nas atakowała... wierzymy, że jest w jakiś sposób połączona z nami lub chociaż z Sorotrisem.

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz