Rykoszet - część 3

487 76 127
                                    

Ewitt stwierdził, że postradał cały swój rozum, ale miał dość kręcenia się wokół snobów. Nie wracał też na spotkanie z Vissaret wiedząc, że nie pozwoliłaby na tak głupi plan. Cóż, może nie głupi, ale ryzykowny. W końcu wszędzie kręcili się funkcjonariusze, praktycznie w każdym przejściu oraz podwójna straż przy wejściach na wyższe piętra.

Aczkolwiek w kuchni krzątało się najmniej ludzi. Służba i kucharze byli zajęci zadowoleniem gości, świeżo upieczoną pieczenią z kaczki, a także stałym robieniem zmyślnych drinków.

Wykorzystał nieuwagę nadzorującego szefa kuchni, kiedy to jedna z bogatych kobiet próbowała go uwieść na niewyobrażalnie ciasny gorset, uwydatniający jej dostatecznie już duży biust. Prześlizgnął się tuż za nimi i jak gdyby nigdy nic wszedł do wypełnionego rozmaitymi zapachami i gorącą atmosferą pomieszczenia. Pracownicy krzyczeli na siebie, wołali, informując o brakujących składnikach. Składnikach, które szybko przewożono windą towarową, umieszczoną w samym rogu pokoju.

Ewitt pośpiesznie otworzył drzwiczki do windy i wyciągnął z niej tacę wypełnioną po brzegi warzywami i przyprawami. Kiedy ją odkładał, poczuł uciskający głód w żołądku. Rzeczywiście nic nie jadł od paru godzin, a zapachy dochodzące do jego nozdrzy w tym nie pomagały. I wcisnął się do środka, choć było w nim zaskakująco dużo miejsca. Wystarczyło, że skulił nogi przed sobą. Uruchomił dźwignię, a urządzenie pociągnęło go w górę.

Teraz nadciągał etap, którego nie przemyślał. Jeśli ktokolwiek zobaczy go w siedzącego w windzie towarowej, przekradając się przez straże w Wietrznym Ogrodzie... jego rodzina mogłaby na tym ucierpieć, nie mówiąc już o potencjalnym aresztowaniu.

Wstrzymał więc oddech, kiedy winda zaczęła zwalniać. Naprawdę liczył na to, że nikogo nie zastanie i szybko prześlizgnie się dalej. Kusiło go zamknięcie oczu, ale pozostawał uważny.

Urządzenie zatrzymało się, a przed nim stanęło pomieszczenie wypełnione po brzegi wysokimi regałami, drewniane skrzynie czy w dalszej części mniejsze pomieszczenie gospodarcze, przypominające miniaturową kuchnię; tam pracowały dwie osoby. Rozmawiały ze sobą, ale w sposób bardzo niewyraźny.

Ewitt odetchnął z ulgą i wyskoczył z ciasnego pudełka, pozwalając swoim nogom odpocząć od niewygodnej pozycji. Poprawił odruchowo pogniecione spodnie, kamizelkę i ruszył szybko do uchylonych drzwi na prawo.

Zamarł, kiedy dwóch milicjantów minęło go tuż przed nim. Nie zwrócili na niego jednak najmniejszej uwagi. Wziął kolejny oddech, żeby uspokoić nierówne bicie serca i spróbował przypomnieć sobie mniej więcej rozłożenie piętra. Funkcjonariusze ruszyli w lewo, tam, gdzie znajdowała się przestronna sala bankietowa, więc na prawo umieszczona była sieć gabinetów.

Ruszył w ich stronę. Wolał uniknąć sali pełnej stróżów prawa i wysoko położonych ludzi. Miał więc szczerą nadzieję, że Chirle'a znajdzie pośród papierkowych spraw.

Po drodze mijał paru dobrze ubranych mężczyzn, ale zupełnie nikt nie zaszczycił go swoim wzrokiem. I dobrze. Zatrzymał się tuż przed drewnianymi drzwiami, wokół których wybudowane były półścianki z szybami, pozwalającymi ujrzeć wnętrze biur. Przypominało to przedziwny labirynt z krzywymi drogami i oknami, które miały tylko zmylić zbłąkanego. Z lekką obawą, ale wszedł do środka i od razu usłyszał głos, który samym tonem wywyższał się od innych:

— Te dokumenty nie mogą tak wyglądać! Kogo wy żeście zatrudnili? Jakichś błaznów, którzy nie umieją korzystać z maszyny do pisania? Ty, Aldieu, zwolnij tych ludzi i sam przepisz wszystkie pliki. Wilma, umów mnie na spotkanie z moim ojcem.

— Tak jest — odpowiedziała kobieta.

Po chwili wyszła w towarzystwie innego mężczyzny, prawdopodobnie Aldieu, który przypominał teraz osoby na otwartym morzu z chorobą morską. Przeszli tuż obok Ewitta i opuścili gabinety.

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz