Gorąca para buchnęła z przedziurawionej rury, uderzając prosto w twarz Rierga. Krzyknął, niemal upadając na kolana. Przetarł oczy, próbując odzyskać wzrok, ale ból piekł niemiłosiernie. Błądził więc we mgle, szukając schronienia. Wpadł na barierkę, zacisnął na poręczy dłoń.
— Och, kapitanie... — Głos Lynne dobiegał do niego zewsząd. Dźwięki gubiły się w chaosie fabryki, pośród wystrzelonych pocisków milicjantów i robotników. — Coś marnie wyglądasz.
Odwrócił się, jednak przez przymrużone oczy widział jedynie niewyraźne sylwetki, zarysy. Jedno z nich się poruszyło. Była po lewej i to niedaleko. Skrzywił się, wiedząc, że Lynne zachowywała się nietypowo. Miała go na widoku i bez problemu mogłaby go zastrzelić. Bawiła się z nim.
— Wciąż lepiej, niż twoja trupia twarz — burknął, przecierając ponownie oczy. Otwieranie powiek wywoływało ból, ale powoli odzyskiwał obraz przed sobą.
Bhardo zaśmiała się, a echo poniosło jej głos dalej.
— Powiedz mi, co tutaj robisz? Zbuntowany kapitan w samym środku nielegalnej fabryki. Nie dziwisz się, że jestem podejrzliwa, prawda?
— Bardziej pasuje określenie wścibska.
Kątem oka dostrzegł ruch i delikatny błysk światła. Lynne sięgnęła po długą szpadę, zawieszoną przy pasku. Rierg zacisnął mocniej ramiona na barierce. Nieznacznie pociągnął za pręt, następnie go pchając z całej siły. Powinien dać radę.
— Niech ci będzie. Lubię wiedzieć wszystko, więc... gdzie są twoi przyjaciele? Czy twoich jedynych właśnie zabiłam?
Zamarł, napinając mięśnie. Ona nie była prawdziwą kapitan, a jedynie oszustem, który pragnął władzy. Nie dba o to, czy ktokolwiek zginie, jeśli tylko osiągnie swój cel. Zabiła dwóch niewinnych milicjantów, tylko po to, żeby zaciągnąć Rierga na samo dno i upokorzyć. Skrzywił się, ale po chwili pomyślał o Viss i reszcie. Po raz pierwszy od dawna miał z kim spędzać czas, miał z kim dzielić swoje życie.
Szarpnął za poręcz i oderwał ją wraz ze śrubami. Wrzasnął, rzucając się na Lynne. Kobieta w ostatniej chwili uniosła ostrze, żeby zablokować atak, który omal nie strącił jej z nóg. Broń niemal wypadła jej z dłoni, a Rierg nie przestawał. Zamachnął się z drugiej strony. Bhardo uchyliła się.
— Brak samokontroli — napomknęła w trakcie kolejnej parady. Rierg zaatakował z góry. — Niechlujne ruchy. — Ponowna szarża. — Żałosna postawa.
Lynne odepchnęła prowizoryczną broń Rierga. Przygwoździła ją szpadą to pobliskiej ściany, wolną dłonią uderzając w odsłoniętą krtań mężczyzny. Firrell wypuścił rurę, łapiąc się za gardło, łapczywie łapiąc oddechy. Bhardo z gracją wskoczyła na barierkę, błyskawicznie odbijając się od poręczy. Obróciła się w powietrzu, wymierzając precyzyjne kopnięcie w oponenta.
Riergiem zarzuciło w powietrzu, aż z hukiem upadł na blaszanej platformie. Przez moment wił się tylko z bólu, krztusząc się własną krwią. Zimna stal szpady znalazła się przy jego szyi.
— Odpowiedzi. Natychmiast.
— Chc-chcesz odpowiedzi? — zaśmiał się, aż nie przerwał mu bolesny kaszel. Złapał się za pierś i jęknął głośno, przygryzając dolną wargę. — Zaraz ob-oboje zginiemy.
— O czym ty mówisz?
— Podłożyłem bombę i niedługo eksploduje — wysyczał przez zęby.
Lynne pobladła o ile było to możliwe. Odwróciła na moment wzrok, żeby rozejrzeć się po fabryce. Rierg to wykorzystał i kopnął w jej zgięcie kolana. Nie oglądając się, przeturlał się wzdłuż platformy i zanurkował pod barierką, skacząc w otchłań fabryki.
CZYTASZ
Biała zorza (ZAKOŃCZONE)
FantasíaMinęło ponad siedemset lat odkąd świat po raz pierwszy został zniszczony, a ludzkość niemal przepadła. Poprzednie życie zostało zapomniane i pogrzebane w historii, a ci, którzy przetrwali, zdołali rozpocząć nową erę. Odrodzenie społeczeństwa nazwano...