Na samym wstępie, chcę tylko przypomnieć, że w poprzednim rozdziale jest Q&A, gdzie możecie mi zadać jakiekolwiek pytania tylko chcecie! Czy dotyczą bohaterów Białej zorzy, czy fabuły czy też procesu twórczego opowiadania – śmiało idźcie i pytajcie. Czasu jest dużo, bo odpowiedzi pojawią się po epilogu!
A tymczasem, zapraszam do 27 rozdziału. Zostały jeszcze dwa.
____________
Pod Świętą Katedrą zebrały się setki ludzi, zwykłych mieszkańców, gapiów, co przyszli zobaczyć, jak Lynne Bhardo zmienia miasto na lepsze. Jak oczyszcza ulice z ludzi zepsutych i złych do szpiku kości. W jej mniemaniu wrogowie miasta byli zbyt potężni i niebezpieczni, żeby pozostawić ich przy życiu. Publiczna egzekucja miałaby otworzyć oczy setkom, może tysiącom, ale przede wszystkim stanowiła groźbę dla pozostałych. Tych, którzy chcieli się sprzeciwiać. Dla takich Cyklon przestał być miłym miejscem.
Idiran patrzył na tę jawną niesprawiedliwość z obrzydzeniem. Już się nie bał, nie trzęsły mu się dłonie, umysł nie był zamglony chaotycznymi myślami. Był w stanie nawet zignorować obecność Sorotrisa, choć ten nieubłaganie próbował zdobyć jego uwagę. Nie, żeby przeprosić za wszelkie kłamstwa, ale żeby po prostu dotrzeć do młodego archeologa.
Wiem, że mnie nienawidzisz, ale to, co chcesz zrobić nie będzie cię odróżniać od niej.
Od Lynne? Idir powstrzymał prychnięcie. Teraz widział w Sorotrisie jedynie hipokrytę, a w jego słowach same sprzeczności. Tak jakby on wciąż wisiał w nietrwałej egzystencji pomiędzy Synem a Córką. Może tak właśnie było? Kłócił się z sam ze sobą, próbował znaleźć rozwiązanie i słowa na każdą okazję, ale w obecności Idirana to zagubienie jedynie się pogłębiało.
W tej dziwnej relacji, pomyślał, nikt z nas nie był sobą i nie będzie.
— Wszyscy są na pozycjach, Zwiastunie — szepnął Korder, stając za plecami Idirana.
Z każdą chwilą zaczynał doceniać towarzystwo Kordera i jego siostry. Oboje byli niesamowicie wyszkoleni w wielu dziedzinach, a ich zadziwiająca lojalność do kogoś, kogo ledwo poznali, sprawiła, że czuł się doceniany. Kiedy teraz na nich spoglądał, miał szczerą nadzieję, iż oboje przetrwają, żeby mógł ich poznać bliżej.
Idiran odpiął klamrę płaszczu i ściągnął kaptur. W uliczce było pełno ludzi, którzy od razu zwrócili uwagę na białe włosy falujące na wietrze. Niedługo znajdzie się ktoś, kto zaraz pobiegnie po oddział milicjantów, ale nim to się stanie, Idir zamierzał wszystkich uprzedzić.
— Dobrze — odpowiedział cicho. — Czekajcie na znak od Vissaret i Ewitta.
— Tak jest.
— I powodzenia, dla nas wszystkich.
Korder skinął głową, a jego kąciki ust drgnęły w górę. Chwilę później zniknął w tłumie mieszkańców.
To szaleństwo, wiesz o tym?
— Najwyraźniej straciłem swój rozum, kiedy cię poznałem. Teraz siedź cicho i pozwól nam się obu skupić.
Sorotris zamilkł zgodnie z poleceniem. Wyjątkowo.
Idiran ruszył przed siebie. Przeciskał się przez tłum, nie zwracając uwagi na kobiety i mężczyzn, którzy na niego krzywo spojrzeli, zapowietrzali się na jego widok czy uciekali. Wielu z nich wciąż patrzyło się na Świętą Katedrę, skąd dobiegał donośny głos Lynne Bhardo.
CZYTASZ
Biała zorza (ZAKOŃCZONE)
FantasíaMinęło ponad siedemset lat odkąd świat po raz pierwszy został zniszczony, a ludzkość niemal przepadła. Poprzednie życie zostało zapomniane i pogrzebane w historii, a ci, którzy przetrwali, zdołali rozpocząć nową erę. Odrodzenie społeczeństwa nazwano...