Mgła zasłaniała widok. Dało się dostrzec jedynie ostre, szare skały. Podłoże równie wyboiste i brudne od krwi. Mimo głośnych świstów powietrza, przez to miejsce przechodziła tylko i wyłącznie głucha cisza, nicość oraz ciemność pochłaniała wszystko.
Idiran Varstell czuł się tu zarazem obco, a zarazem jakby odwiedzał swój dawny dom. Idąc przed siebie mgła zaczynała rozmywać się w powietrzu, a rosnące jaskinie z każdą chwilą wypełniały go niewyraźnymi wspomnieniami.
Kątem oka dostrzegł ruch. Dwa cienie przeskoczyły z jednej strony na drugą. Były wysokie i bardziej monumentalnie niż jakikolwiek pomnik ze złota.
— Kim ty jesteś? — Usłyszał mocny głos, obił się echem od ścian.
Obejrzał się. W mgle nie widział nikogo ani niczego, nawet Persil zniknął bez śladu. Przestąpił z nogi na nogę, nie wiedząc czy udzielić odpowiedzi. To nie był głos Sorotrisa, był też obcy.
— Nie wiem, co masz na myśli — odpowiedział drugi głos, wysoki i kobiecy.
Idiran przesunął się po skalnym podłożu, po omacku próbując znaleźć rozmówców. Natrafiał jedynie na ślady, dalekie odgłosy pojawiające się w ciszy. Rozbolała go głowa.
— Nie poznaję cię. Zmieniłaś się. — Ten pierwszy głos warknął z pogardą. — Wpadłaś w obsesję.
— Obsesję? — Kobieta prychnęła, mgła poruszyła się w kolistym wzorze i odsłoniła zwłoki leżące na kamieniu. Spalone, stopione w żywą i bulgoczącą breję z krwi i kości. — Nasza Córka nie jest obsesją. Uznałeś, że w końcu otworzyłeś oczy, tak?
— Tak i ty też powinnaś. Ona cierpi, od lat.
Idiran niepewnie zbliżył się do zakrwawionej posadzki. Uklęknął i z przerażeniem spojrzał na pozostałości człowieka. Nie miała już smukłej sylwetki, pięknych, długich włosów ani wyrazistych policzków. Pozostała brudna namiastka, krzywa, rozpadająca się w kałużę. Zdeformowane kości poruszyły się na widok archeologa, podniosły swoją jeszcze mięsistą czaszkę i pustymi oczodołami spojrzały w oczy chłopaka.
— Nie, ona nie cierpi. — Zaprzeczyła kobieta. — Rozmawiałam z nią, jest przerażona. Ty i twój Syn chcieliście mi ją odebrać! Zabić z zimną krwią. Jesteście potworami.
— Czy ty siebie słyszysz?! Kto ci namącił tak w głowie?
Zwłoki wyciągnęły pęknięte i niepełne ramię w stronę Idirana. On natomiast zadrżał, ale ostrożnie uniósł własną dłoń. Chwycił zrujnowane ciało, czując na skórze lepką maź i krew ściekającą między palcami. Skrzywił się, zamykając oczy. Wtedy ciało pociągnęło go w dół.
Runął do przodu, spadając ze stromego wzgórza. Czuł jak uderzał w twarde i ostre skały, lecz bez bólu. Przeturlał się kolejne parę metrów, aż nie wylądował na wyprostowanych nogach, obraz przed jego oczami okręcił się do góry nogami, a ściany pomieszczenia znikąd uniosły się wysoko, mgła pomknęła daleko. Teraz widział wszystko i doskonale wiedział, gdzie się znajdował.
Świątynia, w której znalazł Sorotrisa.
Sala, przez olbrzymi otwór w suficie i długie balkony, wydawała się większa, niż jak była zakopana pod ziemią. Do środka wpadało zimne, ostre powietrze wraz ze śniegiem i gradem obijającym się o ściany. Na dole stali ludzie, każdy ubrany w ciemną szatę, z twarzami ukrytymi pod kapturami. Unosili ramiona w górę, głośno recytując teksty w dziwnym języku.
Idir złapał mocno za balustradę i spojrzał na dwie postacie, które wyróżniały się od pozostałych. Byli wyżsi, mieli na sobie peleryny pełne przepychu, mówiącym o wysokiej pozycji. Mężczyzna o włosach długich, spływających po ramionach jak smoła, otulał mniejszą od siebie dziewczynę z potarganymi włosami i przerażeniem w oczach.
CZYTASZ
Biała zorza (ZAKOŃCZONE)
FantasyMinęło ponad siedemset lat odkąd świat po raz pierwszy został zniszczony, a ludzkość niemal przepadła. Poprzednie życie zostało zapomniane i pogrzebane w historii, a ci, którzy przetrwali, zdołali rozpocząć nową erę. Odrodzenie społeczeństwa nazwano...