17. Skryj się w cieniu, a twoja dusza zniknie

411 69 55
                                    

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

Vissaret i Rierg wypuścili powietrze z ust w tym samym momencie. Jęknęli głośno. Ich ciała były pełne napięcia, ale poruszały się płynnie w bliskim i gorącym objęciu. Stworzyli między sobą sferę, gdzie mogli poczuć się bezpiecznie, w pełni oddając się rosnącej namiętności.

Spojrzała na niego z góry, przyglądając się jego twarzy. Wciąż miał na niej ciemne ślady, siniaki okrywały jego szczękę i policzki. Gdy wzrok skierowała na jego nagi tors, ujrzała kolejne blizny. Były wszędzie, stare i nowe, niektóre z nich ledwo zdołały się zasklepić. Mimo to z uczuciem przejechała dłonią po jego mięśniach, po chwili przygważdżając go mocniej do miękkiego materacu łóżka. Zbliżyła się, pochylając się nad nim. Bił od niego gorąc, który tak bardzo pobudzał jej zmysły i pragnienia. Oparła się mocniej, zaciskając usta na jego wargach.

Jej głowa była pełna sprzecznych myśli, strachu i niepokoju, ale odrzucała je z impetem w kąt, żeby oddać się przyjemnej chwili. Rierg był pierwszym mężczyzną od dawna, przy którym mogła być sobą, a on w żaden sposób nie zamierzał protestować czy zmuszać jej. Wręcz przeciwnie. Wydawał się gotowy na wszelkie poświęcenia.

Westchnęła cicho i namiętnie, nagle prostując swoje plecy. Dłonie wciąż trzymała na ciele mężczyzny, aż w końcu opadła na łóżko, sapiąc głośno. Towarzyszył jej jednak uśmiech.

Leżeli tak przez moment, nasłuchując swoich własnych oddechów i obserwując biały sufit sypialni. Vissaret odwróciła się w jego stronę, podziwiając parodniowy zarost Rierga i rysy jego twarzy. Uśmiechnęła się i pogładziła go mechanicznymi palcami. Mężczyzna aż zadrżał.

— Jesteś niesamowita — oznajmił szczerze, śmiejąc się krótko. Chwycił jej protezę z uczuciem, przykładając bliżej piersi. Przewrócił się na bok. Teraz oboje wpatrywali się nawzajem w oczy.

— Wiem — powiedziała z udawaną dumą w głosie.

Przyglądała się jego czekoladowym tęczówkom, próbując dostrzec w nich niekończącą się głębię. Napotkała jednak jakąś przeszkodę, której nie potrafiła obejść czy zrozumieć. Zmartwiła się.

— Jak się czujesz? — spytała ostrożnie.

Rierg uśmiechnął się w dziwny sposób.

— Skąd to pytanie?

Z troski, choć do tego Viss bała się przyznać. Odpychała tak wielu ludzi od siebie, bo wiedziała, że może liczyć jedynie na siebie. Nigdy jej to nie przeszkadzało, przynajmniej tak sobie powtarzała, więc nawet Ewitta trzymała na uboczu, poza zasięgiem jej prawdziwych wspomnień i przeżyć. Rierg natomiast wydawał się to szanować, nie zadawać niepotrzebnych pytań, nie grzebać w przeszłości. Ona robiła to samo, kiedy dostrzegała ból w jego oczach, kiedy chodził ponury i ćwiczył strzelanie z karabinu.

— Tak po prostu. Jak się czujesz? — ponowiła pytanie, nie wiedząc, dokąd naprawdę chciała zmierzyć z rozmową.

— Dobrze, tak myślę. Jestem tu z tobą, w łóżku... chyba nie mam na co narzekać.

— Na pewno znalazłbyś jakiś powód.

— Hm, w porządku. — Zamyślił się, sięgając wzrokiem gdzieś do góry. — Twoja mechaniczna dłoń sprawia, że jest mi zimniej, niż kiedy stoję obok Idirana. Szczególnie kiedy jestem bez ubrań.

Viss parsknęła, szturchając go protezą. Rierg jęknął oburzony.

— No hej! Sama tego chciałaś.

Biała zorza (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz