Rozdział I

935 62 21
                                    

Rozdział dedykowany Zembolog

Dwa tygodnie później Will wrócił na zamek Araluen. Ze szczytu schodów Alyss obserwowała, jak razem z uzdrowicielem wjeżdża na wewnętrzny dziedziniec. Dzieci i zwierzęta pierzchały z drogi. Widziała, jak zsiada z konia i rzuca lejce chłopcu stajennemu. Wtedy Horace podszedł pospiesznie do przyjaciela i mówił do niego. Nie potrafił natomiast przełamać bariery oporu, jaką stawiał Will. Zachowywał się nieśmiało, gdy przyszło do niego jeszcze kilku ludzi.
I czyżby jechał z odkrytą głową? Zdarzało się to naprawdę rzadko, a szara tunika i długa opończa niegdyś wydawały się być jaśniejsze.

Will odwrócił głowę i zwrócił wzrok na Alyss, a ona spostrzegła, że jest zmęczony, bardzo zmęczony. Jeszcze bardziej niż wtedy, gdy był jeszcze na zamku, zupełnie pochłonięty najróżniejszymi sprawami dotyczącymi pracy, której się podjął. Najwidoczniej kilka dni urlopu nie pomogły jego chorej duszy. Alyss jednak nie zauważyła, że gdy na nią spojrzał, wzrok mu się rozjaśnił w tajemniczej nadziei.
Postanowiła zatem podbiec do niego i przywitać. Skłonna była mu okazać również zainteresowanie, czy tydzień odpoczynku postawił go na nogi.
Chciała chociaż go przytulić, ale Will wyglądał jakby miał ją odsunąć, gdyby spróbowała czegoś podobnego. Dlatego tylko go zawołała. Odwrócił się, przestając rozmawiać z Haltem i Horac'em. Spojrzał na nią ze zdumieniem w sercu. Alyss uśmiechnęła się szeroko, zgarnęła spódnice i ruszyła biegiem w stronę Willa.
Po krótkiej chwili oboje wpadli wprost na siebie. Wtedy Alyss pocałowała go w policzek, a on po kilku sekundach chwycił ją za ramiona i od siebie odsunął. W oczach młodej żony dostrzegł szczery niepokój, a jej policzki były zarumienione, jakby odczuwała zakłopotanie, że publicznie odrzucił jej płonne uczucia.
- Czy... - powiedział i zamilkł, aby szybko dokończyć swoją wypowiedź. - Poczułaś się przeze mnie urażona?
Will wiedział, że Alyss jest zaskoczona, a może nawet przestraszona jego zmianą zachowania.
- Nie! Po prostu za tobą tęskniłam. A ty się zachowujesz jakbyś postradał zmysły - odpowiedziała cicho i pretensjonalnie.
- Przepraszam za to - odpowiedział nieco skruszony i z wątpliwością w oczach. - Wyjechałem z zamku Araluen z niemiłym uczuciem w sercu, którego długo nie mogłem się pozbyć.
Will uniósł pięść i postukał się w korpus w rytmie serca.
- Może nie powinieneś był tak się spieszyć z przyjazdem, Willu? - odezwał się ponuro Halt. Jednakże cieszył się skrycie, że jego były uczeń wrócił do domu. - Może należało jeszcze trochę poczekać?
- Wiem, ale złamałam się. Malcolm nie pozwolił mi cierpieć.
Uzdrowiciel położył dłoń na ramieniu Willa, ten zaś odwrócił się i spojrzał w oczy przyjacielowi, który uratował mu zdrowy rozsądek.
- Nie chce mi to przejść przez gardło, ale modliłem się gorącej niż kiedykolwiek wcześniej. Ciszę się, że dałeś radę nie zwariować.
Alyss słysząc to, uśmiechnęła się, mimo potężnego strachu o Willa.
- A czy ty też czasami tęskniłeś za domem? - zapytała.
- Czasami - powiedział, przypominając sobie w myślach jak to było naprawdę. - Chciałbym abyście zostawili mnie jeszcze na chwilę z Horac'em. Zaraz do was dołączymy.
Will spojrzał na uśmiechniętą Alyss i odwzajemnił uśmiech. Widział jak bije z jej oczu miłość i dlatego błagał ją w myślach, aby tak pozostało. Gdyby mógł powiedział by przyjaciołom, że nie jest szczęśliwy. Nie chciał jednak jeszcze myśleć o tym, co takie zapewnienie mogło by dla wszystkich znaczyć. Wiedział również, że Cassandra, która była w błogosławionym stanie, nie może się dowiedzieć o jego problemach. To mogło jej poważnie zaszkodzić.
Halt potwierdził skinieniem głowy, wiedząc już że jutrzejszego poranka, może nawet jeszcze przed podaniem śniadania, odbędzie z byłym uczniem stosowną rozmowę. Postanowił więc zostawiać przyjaciół samych. Odprowadził zatem Malcolma i Alyss do wielkiej sali.
- Nie powiem, by mi się to spodobało - wyszeptał Horacy tonem, jakim jeszcze nigdy się do nikogo nie zwracał. Podniósł głowę. Spróbował sobie przypomnieć, że jeszcze przed kilkunastoma minutami miał tego człowieka za najlepszego przyjaciela. Ale teraz najwyraźniej spotkał kogoś kto się za niego tylko podszywał. Nie mógł uwierzyć, że tak wiele było w nim bólu, że aż niego samego napełniło lękiem. Musiał spojrzeć w twarz temu, co się stało. Wiedział, że Will bardzo się zmienił. Niegdyś tak szczęśliwy i kochający życie, teraz zaś wyglądał jak zimny, rzeźbiony marmur, a gdyby ktoś zajrzał mu głębiej w oczy, nawet wydawał się być gnębiony cierpieniem.
- Nie, to nie tak. - Will wzruszyła ramionami, jakby to nie miało znaczenia, ale wiedział, że tak nie jest.
- Powiedz mi zatem to - rzekł - o czym nie wiem.
- Ale zatrzymasz to dla siebie, prawda?
***
W wielkiej sali było ciemno. W końcu zachodziło słońce, więc mrok po kątach stawał się coraz
głębszy. Zrobiło się również znacznie chłodniej. Will nie chciał skorzystać, tym razem, z kolacji. Przeprosił tylko króla Duncana z błogim uśmiechem na twarzy i spytał, czy mógłby wczesnym rankiem powrócić do pracy. Oczywiście nikt nie mógł sprawić, że zmieni zdanie. Nikt też nie mógł mu zakazać powrotu do pracy.
Alyss rozmawiała jeszcze chwilę przy kolacji z przyjaciółmi. Nie wydawali się być jakoś szczególnie przejęci dziwnym zachowaniem Willa. Martwili się jeszcze trochę, ale to nie był jeszcze powód, aby za wcześnie wysuwać wnioski. Dlatego postanowiła zaczekać z obawami. Malcolm widział jej zdenerwowanie i postanowił wesprzeć, udzielając we współczuciu kilku rad.
- Chodzi mi o Willa.
- Rozmawiałam z nim, Malcolmie. Wygląda na trochę innego człowieka, niezbyt wesołego. Nie wiem dlaczego
- Sądzę, że powinnaś się dowiedzieć. Pobyt Willa u mnie nie przyniósł żadnych efektów. Jest jeszcze gorzej. Wiem tylko tyle, że nie mu tu niczyjej winy. Ale wymyślimy coś, w końcu to Will i nosi na sobie błogosławieństwa wszystkich bóstw. To będzie nasza tajemnica. Nie martw się więcej.
Postaram się - powiedziała, a on uśmiechnął się na te słowa.

Gdy wróciła do komnaty, rozejrzała się dookoła. Will spał wyciągnięty na zimnej posadzce i wyglądał jak martwy. Jednakże wzrok kurierki wniknął głęboko w ciemność. W słabym świetle kilku świec, zaobserwowała jego czujny wzrok, wbity w sufit.
- Dlaczego śpisz na podłodze? - zagadnęła cicho i beznamiętnie. - Co się stało?
Will oczywiście wyczuł, że Alyss będzie chciała podejść, dlatego odpowiedział jej dość zdecydowanie.
- Nie, Alyss, nie ruszaj się. Chcę tu po prostu przez chwilę zostać. Chcę czuć ciemność i wiedzieć, że nie czuję nic innego, nie przeżywając spazmów przeszywającego bólem ciała. Pragnę, żebyś dziś czuła moją miłość zdala ode mnie. Kocham cię, ale w tej chwili smutek jest silniejszy niż miłość, chociaż nie mogę obiecać, że taki stan długo się utrzyma.
Alyss usiadła na łóżku i pozwoliła dłonią opaść swobodnie.
- Nie potrafię jeszcze tego za bardzo pojąć, ale skoro tak się sprawy naprawdę mają to nie będę cię do niczego zmuszać. To nie moja rola, aby ci rozkazywać.
Will pozostał przez kilka minut niewzruszony, a kiedy odwrócił się do niej, ujrzał, iż rzuca mu spojrzenie, którego jeszcze nie pojmował.
- Co do dzisiejszej kolacji... - powiedziała, już nie patrząc mu w oczy. - Żartowałam sobie z tego, że jesteś tak smutny tak bardzo, że aż to nie mogłoby być możliwe.
- Ja nigdy z tego nie żartowałem - odrzekł pokrótce, nie mając niczego za złe.
- To dlatego, że gdy wspominasz dawne czasy, lękasz się kogoś?
Will słyszał, lecz nie odpowiedział. Lękał się kogoś. Myśl ta, utkwiła w nim głęboko, ale wiedział, że nie ma innego sposobu na to, co w jego życiu faktycznie się działo.

Nie zapomnij pozostawić po sobie komentarza. Byłoby mi miło, gdy trafił się choć jeden.

Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz