Rozdział XXI

227 20 8
                                    

Pół godziny później Horacy wszedł do komnaty tak cicho jak tylko umiał, lecz Will pomimo swego skupienia i pełnej koncentracji, nie potrafił zignorować nagłego przybycia rycerza.

- Wiesz, która godzina? - zapytał Horacy, trzymając nad głową w rozłożonej dłoni duży talerz. Usiadł ciężko na krzesło, ustawił talerz na stole i spojrzał ponuremu zwiadowcy prosto w oczy. Ten zaś speszył się ponad miarę i opuścił spojrzenie na mocno splecione dłonie. Przed nim na stole spoczywała kartka i pióro zamoczone w kałamarzu.

- Zwiadowcy nie podlegają upływowi czasu... - zaczął, lecz nie było dane mu dokończyć. Horacy ostro wtrącił własne zdanie.

- Pora na śniadanie - oznajmił, a potem wepchał do buzi babeczkę całkiem sporych rozmiarów.

- A co to takiego? - zapytał markotnie Will z lekkim zaskoczeniem.

Horacy pomyślał, iż Will znów odczuwa smutek, ale nie był pewien. Taki stan przyjaciela nie był typowy.

- Przekąski na pocieszenie - wyjaśnił krótko, dając tym samym do zrozumienia, że rzecz nie wymaga dalszych wyjaśnień. Przyglądał się łakomym wzrokiem temu, co ze sobą przyniósł.

Will zaczął się zastanawiać nad sensem wizyty przyjaciela. I to w takiej formie. Przyniósł przekąski.

- Widzę na twej twarzy jakieś zabłąkane myśli. Jesteś zdenerwowany? - zapytał ostrożnie rycerz.

- Nie wydaje mi się, abym odczuwał jakieś zdenerwowanie - zaprotestował powoli i łagodnie młody zwiadowca, pocierając zmarszczone czoło opuszkami palców. Przez chwilę jego spojrzenie zatrzymało się na kuszących wypiekach. - No, może troszeczkę.

Nastąpiła chwila ciszy, nim Horacy postanowił się odezwać.

- Obserwowałem cię przez większość czasu...

Tym razem to Will przerwał jego wypowiedź. 

- A o czym to rozmawialiśmy? - zapytał, udając iż rozmyśla nad czymś ważnym. Demonstracyjnie przyłożył palec do ust i uniósł wzrok. - Niechętnie o to pytam, ale jest coś jeszcze o czym muszę wiedzieć.

- Coś jeszcze? - zdziwił się Horacy. Jego ciało pokryło się gęsią skórką. Nie bardzo wiedział o czym mówi jego przyjaciel. Pochylił się nad stołem i spojrzał na Willa z wciąż utkwionym na suficie wzrokiem. Jednak Will musiał wyczuć na sobie badawcze spojrzenie Horace'a, które go męczyło.

- Rozumując w ten sposób, pomyślałem...

- Niebezpieczne zajęcie - odparł, wsadzając do ust kolejną babeczkę. To kolejna złośliwość i był niemal pewny, iż Will nie pozostanie mu dłużny. Jednak ku jego rozczarowaniu, młody zwiadowca skrzywdził tylko lekko usta.

- Daj mi skończyć, dobrze? - poprosił cichym i przerażająco łagodnym głosem. Odwrócił głowę i spojrzał przez okno wprost na czyste niebo. Wobec tego ponownie spojrzał na Horace'a, usiłując się pozbierać.

- Nie. - Will pokręcił głową. -  Nie wydaje mi się, abym musiał ci to tłumaczyć. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Wiesz o czymś czego inni nie widzą, bo ja ci zaufałem. Wydawało mi się, że oboje sobie ufamy.

Horacy rozłożył ręce. Potem sięgnął do talerza z przekąskami i uniósł z niego jedno ciastko.

- Zobacz. Nie jesz. Nie śpisz - wyliczają, podał ciastko swojemu przyjacielowi, na którego twarzy zaczynało się wkradać oszołomienie. - Ciągle pracujesz, ratując tych którzy sami nie są w stanie sobie pomóc. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że mówienie ci o tym nie było konieczne. Co by mi to dało, gdybyś się wykończył?

Will nie wytrzymał. Odłożył ciastko, któremu się przyglądał, wstał gwałtownie od stołu i ruszył w kierunku okna, aby się przy nim zatrzymać. Horacy wiedział, że zwiadowca nie zrobił tego, aby popodziwiać widoki.

Will odwrócił się od okna, jednak nie usiadł na powrót do stołu. Oparł się o parapet i skrzyżował ręce.

- Jedyne co mi przychodzi do głowy w związku z twoją tajemnicą to to, że moje serce naprawdę mogło się zatrzymać, bo ty mi nic nie powiedziałeś. Prawdopodobieństwo tego, że mogłem zginąć było bardzo wysokie. Sama świadomość, że mogłem tak łatwo umrzeć była zbyt okropna. - Will starał się wymyślić jakieś łagodne słowa, dzięki którym mógłby przemówić przyjacielowi do rozsądku. Był zdenerwowany, a może nawet rozgniewany. - Szczęście, że mam głowę na karku... Nie mogłeś o tym powiedzieć nikomu innemu. To zrozumiałe. Ale ja bym ci pomógł.

Horacy rozumiał. Pokiwał nawet głową.

- Masz rację. Ale z mojej strony nie dostałbyś nawet żadnych chociażby prób wyjaśnienia sytuacji. Ciągle komuś pomagasz. Takie małe przyzwyczajenia bezustannie wchodzą ci w drogę.
- Żadne fizyczne potrzeby i pragnienia nie wydają mi się aż tak ważne.

- To wręcz niepojęte. Willu, zacznij wreszcie żyć jak człowiek.
- Jasne, Horacy. Zaraz to zrobię, ale przedtem chcę, abyś mi wszystko wyśpiewał - rzekł z naciskiem młody zwiadowca.

To jest tylko pierwsza część XXI rozdziału, ponieważ był za długi i musiałam go podzielić. Teraz dostajecie pierwszą część, zaś drugą dostaniecie wieczorem. Miłego dnia wam życzę. :)

Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz